Na boisku potrafił w powietrzu zawiązać krawat. Tajniki techniki piłkarskiej posiadł w stopniu doskonałym. Piłka trzymała się jego nogi, jakby była do niej przyklejona. Sztuczka techniczna goniła sztuczkę. Piłka w lewo, piłka w prawo, jeden zwód ciałem, kolejny. Podbicie piłki głową, barkiem, udem, zewnętrzną częścią stopy, wewnętrzną - do wyboru, do koloru. Każda czynność następowała w tym ułamku sekundy, w którym powinna. Był i jest "pibe d'oro", złotym chłopcem Argentyny. Prezydent Carlos Menem to jego przyjaciel. Niedawno wybrano go najlepszym sportowcem stulecia w tym kraju.
Najlepszym piłkarzem i przywódcą drużyn, w których grał, był od zawsze. W 1977 roku, gdy miał 17 lat, zdobył z Argentyną mistrzostwo świata juniorów. Za rok w jego ojczyźnie odbywały się mistrzostwa świata seniorów, ale trener Cesar Luis Menotti nie zdecydował się na dołączenie do składu najlepszego już wtedy piłkarza świata. Uznał, że jego paczka, przygotowywana do zdobycia mistrzostwa świata, mogłaby nie znieść żądnego władzy młokosa. Argentyna rzeczywiście wygrała, a cztery lata później broniła tytułu na turnieju w Hiszpanii. Diego grał, jak chciał, ale jego pomocnicy, co prawda mistrzowie świata, lecz o cztery lata starsi, nie byli w stanie mu pomóc. Maradona denerwował się, że drużynie nie idzie i w którymś z meczów sędzia wyrzucił go z boiska za faul. To był koniec Argentyny na tym turnieju. Diego płakał i nadal był najlepszym piłkarzem świata.
Grał już wtedy w FC Barcelona. Za Maradoną zaczęły się ciągnąć miliony dolarów. Każdy, kto zapewniał sobie jego usługi, mógł być spokojny o finansową teraźniejszość i przyszłość. Sam zarabiał krocie, ale kluby od razu rekompensowały swoje wydatki, sprzedając na mecze z jego udziałem o wiele więcej biletów. W Barcelonie jego nazwisko ciągle gościło na czołówkach gazet, udzielał niezliczonych wywiadów, pozował do milionów zdjęć, regularnie pojawiały się doniesienia o jego życiu prywatnym. Wszędzie, gdzie się pojawiał, wzbudzał ponadnaturalne zainteresowanie. Musiał zatrudnić trzech ochroniarzy, żeby go tłum nie rozdeptał.
Do kolejnych mistrzostw świata Diego przystępował już jako piłkarz Napoli. Słaby dotąd włoski klub, o którym mówiono, że jest finansowany przez sycylijską mafię, ubił złoty interes, sportowy i finansowy. Kiedy Maradona pojawił się pierwszy raz w mieście, 60 tysięcy kibiców wykupiło bilety na wszystkie mecze w sezonie i taka sytuacja powtarzała się co rok. Drużyna, która do tej pory ledwo, ledwo utrzymywała się w lidze, dwukrotnie zdobyła mistrzostwo Włoch i raz Puchar UEFA. Przedtem był jednak rok 1986 i mistrzostwa świata w Meksyku. Maradona grał jak geniusz. To nie Argentyna wygrała, lecz Diego sam zdobył dla niej tytuł. Czarował piłkę i ludzi, którzy na niego patrzyli. Udawało mu się wszystko, co zamierzał, a rajd, zakończony golem w meczu z Anglią, będzie zawsze opisywany jako najpiękniejsza indywidualna akcja w historii piłki nożnej. Przedryblował wtedy dziewięciu rywali - żadnemu z nich nie udało się dotknąć piłki. Był też autorem innej słynnej akcji. Zdobył gola, dotykając piłki ręką, choć do dziś twierdzi, że była to ręka nie jego, lecz Boga.
W Napoli zawsze wybaczano mu winy, ponieważ zawsze był potrzebny na boisku. Pojawiły się głosy, że Maradona ma dobre kontakty z mafią i że stał się kokainowym narkomanem, jednak złapano go na zażywaniu tego narkotyku dopiero w kwietniu 1991 roku. Podobno dlatego, że tak nakazał szef mafii, któremu piłkarz podpadł. Został zdyskwalifikowany na 15 miesięcy. Zanim to się stało, były mistrzostwa świata we Włoszech i srebrny medal Argentyny, głównie dzięki niemu. Maradona wciąż był najlepszy, mimo 30 lat, kokainy i siedmiu kilogramów nadwagi.