Dzień przed hitem fazy grupowej na Allianz Arenie zawyły syreny po tym, jak zapaliła się instalacja elektryczna. We wtorek na boisku Bayernu alarm wzbudzało każde wejście w pole karne Kyliana Mbappe. Wszyscy znają jego ruchy, a i tak mało kto potrafi go zatrzymać.
Błyskawiczne rajdy francuskiego gwiazdora połączone z popisami technicznymi groziły co chwilę utratą gola, ale jedyną bramkę po samobójczym strzale zdobył Mats Hummels. Chciał wybić piłkę dośrodkowaną przez Lucasa Hernandeza, ale zrobił to tak niefortunnie, że pokonał Manuela Neuera.
Francja nigdy nie przegrała pierwszego meczu w grupie na Euro i trudno było oprzeć się wrażeniu, że we wtorek też nic złego się jej nie stanie. Grała ładnie dla oka, ale oszczędnie, jakby chciała zachować siły na resztę turnieju.
Gdyby była potrzeba, pewnie wrzuciłaby wyższy bieg, ale nawet w trybie ekonomicznym była niebezpieczna. Adrien Rabiot trafił w słupek, szarżę Mbappe ryzykowną interwencją przerwał Hummels. Dwa gole - Mbappe i Karima Benzemy - zostały nieuznane (w obu przypadkach spalony). W pomocy harowali N'Golo Kante i Paul Pogba.
Niemcy starali się konstruować akcje, próbowali różnych rozwiązań, to był prawdopodobnie jeden z ich lepszych występów w ostatnich latach, ale co z tego, skoro ich ataki odczytywała szczelna francuska obrona.