Decyzja zapadła późno, bo osiem miesięcy przed rozpoczęciem imprezy w Paryżu, ale to była nieprzypadkowa gra na czas. Szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) Thomas Bach od wielu miesięcy pracował bowiem, aby osłabić narrację o oporze globalnej Północy i przygotować świat sportu na zaakceptowanie zawodników z krajów, które prowadzą wojnę w Ukrainie.
Rosjanie oraz Białorusini wystąpią na igrzyskach w Paryżu jako sportowcy neutralni. Oznacza to, że nie będą formalnie reprezentować swoich krajów, nie użyją barw państwowych, a w przypadku złotego medalu nie usłyszą hymnu narodowego. Taki teatr widzieliśmy już podczas igrzysk w Tokio (2021) i Pekinie (2022).
Czytaj więcej
Jest tak, jak można było się spodziewać - Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) nie zamknął rosyjskim i białoruskim sportowcom drzwi do przyszłorocznych igrzysk. Oni w Paryżu będą, choć formalnie jako sportowcy neutralni.
Rosjanie płacili tam za manipulowanie danymi moskiewskiego laboratorium w celu ukrycia masowego oraz zinstytucjonalizowanego systemu dopingowania sportowców. Teraz różnica jest taka, że MKOl zarządził, aby nie dopuszczać do rywalizacji drużyn, a jedynie sportowców indywidualnych, którzy nigdy nie wspierali aktywnie wojny (nawet poprzez polubienie komentarza w mediach społecznościowych albo założenie wstęgi świętego Jerzego) oraz nie są formalnie związani z resortami siłowymi.
Bojkotu igrzysk raczej nie będzie
– Musimy ich sprawdzić bardzo precyzyjnie – apeluje niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser, ale tego oczekiwać trudno. Odpowiedzialność za proces kwalifikacji, a więc także weryfikację działań oraz powiązań sportowców, spoczywa na międzynarodowych organizacjach sportowych. Nie wszystkie w ostatnich miesiącach robiły to rzetelnie.