Baran: Zakaz aborcji ma sens

Sankcje karne nie zastępują Kościoła. W kształtowaniu dobrych obywateli sprawiedliwy porządek prawny odgrywa rolę zasadniczą – pisze aktywista ruchu pro-life.

Publikacja: 23.05.2016 19:20

Baran: Zakaz aborcji ma sens

Foto: materiały prasowe

Traktowanie sporu o prawo do życia nienarodzonych jako „tematu zastępczego" to w Polsce nic nowego. Zagadnienie wzbudza wszak ogromne emocje, dotyczy decyzji egzystencjalnych, mogących dotknąć życia każdego z nas. Dzieli i polaryzuje opinię publiczną. Do wskazanej etykietki i potrzeb instrumentalnego użycia pasuje więc jak ulał. Trudno zresztą kwestionować takie wielokrotne „używanie" tematu aborcji przez wiele podmiotów politycznych. Jeszcze trudniej jednak o takie instrumentalne polityczne motywacje posądzać środowisko „obrońców życia".

Tymczasem zarzuty, że „tu nie chodzi o obronę życia, ale o dość prymitywną polityczną rozgrywkę" znaleźć można w tekście Ewy Polak-Pałkiewicz opublikowanym na łamach tygodnika „Plus Minus". Z pewnością można mieć zastrzeżenia do jednostronnej komunikacji niektórych katolickich środowisk (w tekście podparto się nagłówkami „Naszego Dziennika") czy niektórych działaczy antyaborcyjnych (w tekście odwoływano się do „tych najgłośniejszych"), ale na tak jaskrawe uogólnienie warto odpowiedzieć próbą wyważonej refleksji dotyczącej zagadnień politycznych, społecznych i religijnych, splatających się w sporze o aborcję oraz przedstawianego w nim stanowiska środowisk pro life.

Istotą sporu o prawo do życia nienarodzonych jest z pewnością rywalizacja ideałów i zasad z wygodą i obojętnością. Z jednej strony mamy zupełnie naturalne pragnienie, by każdego, zwłaszcza najsłabszego, traktować równie dobrze. Z drugiej codzienne sytuacje, w których „rzeczywistość skrzeczy" i trzeba jakoś z nią żyć. Błędem jednak byłoby przyklejanie tego podziału jedynie do konkretnych grup czy warstw społecznych bądź religijnych, tych żyjących ideałami i tych wyrozumiałych wobec prozy życia. Najbardziej zasadniczy podział przebiega w samym środku serca i umysłu każdego człowieka. A wyraz tego znajdziemy nie tylko w ponadreligijnych, poetyckich wręcz słowach św. Pawła: „nieszczęsny ja człowiek", że zamiast dobro, którego chcę, czynię zło, którego nie chcę. Ślad tego znajdziemy również we ... współczesnych badaniach opinii publicznej. W tej samej ankiecie CBOS sprzed kilku miesięcy, te same osoby, zapytane czy życie ludzkie zawsze i niezależnie od okoliczności powinno być chronione od poczęcia do naturalnej śmierci, odpowiadają twierdząco w 66 proc. Jednak te same osoby, w tej samej ankiecie, zapytane o możliwość aborcji w przypadku gwałtu zgadzają się na nią w 73 proc., zaś w przypadku dziecka upośledzonego w 53 proc. Sprzeczność? Owszem. I to leżąca w samym centrum naszej ludzkiej kondycji.

Dopiero z tej perspektywy widać, jak karkołomna jest próba pisania prawa aborcyjnego według oczekiwań sondażowych. Może sprawdzać się ona w prostych plebiscytach, czy pytaniach zerojedynkowych. Jednak w odniesieniu do wartości i związanych z nimi napięć, generować musi coraz to kolejne sprzeczności. Bo przecież chcemy godnego i sprawiedliwego prawa, które uszanuje i obroni życie każdego człowieka. A zarazem chcemy dobra osoby postawionej przed trudem, czy wyzwaniem mogącym wydawać się ponad siły. Dlatego w momencie, w którym większość Polaków bezradnie osiada na tzw. zgniłym kompromisie, na usta ciśnie się wielkie papieskie wołanie sprzed lat o „wyobraźnię miłosierdzia". Bo czy naprawdę tylko na to nas stać, by z litości odwrócić głowę podczas pozbywania się niewinnego dziecka? Czy w tych tak rzadkich i wyjątkowych sytuacjach jak ciąża z gwałtu i niepełnosprawność nie możemy pozwolić sobie na pomoc i wsparcie z prawdziwego zdarzenia?

Z pewnością można zgodzić się ze stwierdzeniami, iż sama sankcja karna świata nie zbawi i aborcji zupełnie nie zlikwiduje. Podobne zdanie ma zresztą większość Polaków, bo w skuteczność zakazów w tej materii wierzy zaledwie 17 proc. Za skutecznością rozwiązań pomocowych opowiada się jednak już 68 proc. ankietowanych, zostawiając w tyle wszystkie inne czynniki. Nie można więc rozważać problemu aborcji tak, jakby wszystko było jasne i rozstrzygnięte. Że niby takie, a nie inne decyzje spotkają się z takimi, a nie innymi poglądami osób, które z takiego, a nie innego elektoratu przeniosą się gdzie indziej. W tej przestrzeni, jak w mało której, mamy potężny statystyczny obszar napięcia, na które jedyną godną odpowiedzią jest szukanie coraz to nowych i lepszych rozwiązań pomocowych. Ale rozwiązań pomocowych, które znajdą swoje uzupełnienie w upragnionej przez większość Polaków bezwarunkowej ochronie każdego poczętego człowieka.

Spotykamy tu jednak zarzut wspomnianej autorki, jakoby taka próba zaprowadzenia sprawiedliwego porządku prawnego oznaczała poleganie na humanizmie zamiast na wierze, czy budowanie na prawach człowieka zamiast na moralności. Jest to zarazem zarzut o mylenie porządku prawnego z porządkiem moralnym, którego prawo powinno być pochodną, a nie prekursorem. Z pewnością warto mieć dystans do „kultu prawa" i dążenia za wszelką cenę do „idealnych" ustaw, dalekich od realnego kształtowania ludzkich postaw.

Ale równie duży dystans warto zachować do „kultu demokracji", która jak przypominał Jan Paweł II, pozbawiona wartości zmierza w kierunku totalitaryzmu, a którą barwnie opisał Benjamin Franklin jako system, w którym dwa wilki i owca wspólnie głosują, co zjeść na obiad. Z pewnością gdybyśmy mieli wskazać najbardziej podstawową funkcję państwa, byłaby to właśnie organizacja służąca obronie słabszych przed silniejszymi. Abdykacja z tej funkcji w imię „pozostawienia przestrzeni dla moralności" zakrawa o groteskę. Dlatego słowa Matki Teresy z Kalkuty „jeśli matka może zabić swoje nienarodzone dziecko, to co powstrzyma Ciebie i mnie, byśmy się nawzajem nie pozabijali", to nie górnolotna abstrakcja, ale wciskający w siedzenie konkret.

Wszak na niewiele by się zdało czekanie ze zniesieniem niewolnictwa czy segregacji rasowej do czasu, aż wszyscy ludzie nawrócą się na wiarę i moralność katolicką. Czekano na to wystarczająco długo i dzięki Bogu zaczęto upominać się o te obiektywne wartości właśnie na gruncie humanizmu i praw człowieka, budując skuteczne ponadreligijne sojusze. A że nie stoi to w sprzeczności z wiarą i katolicyzmem najlepiej pokazały trzeciomajowe słowa prymasa Polski, arcybiskupa Wojciecha Polaka, iż „ślubowania jasnogórskie stały się polską kartą praw człowieka", w świetle której „trzeba Maryi podziękować za wszystkie inicjatywy obywatelskie zmierzające do pełnej ochrony życia nienarodzonych". Przebudowa ludzkich dusz trwać będzie bowiem do końca świata.

Dlatego „cywilizacja miłości" to nie utopijny postulat a samo sedno personalizmu, szczególnie w ujęciu Karola Wojtyły opisującego osobę, która „staje się" w każdym swoim czynie. Bez dobrych czynów, nie ukształtuje się dobry człowiek, co wie doskonale każdy rodzic. A więc nie chodzi o zastępowanie Kościoła, czy „łudzenie się, że ustawodawstwo wypleni grzech", ale po prostu o kształtowanie w każdym kolejnym pokoleniu dobrych ludzi i dobrych obywateli, a tu sprawiedliwy porządek prawny pełni rolę zasadniczą.

Korzystając obficiej z rodzicielskiej analogii warto również bliżej i bez zbędnych emocji przyjrzeć się poruszanemu wśród środowisk pro life problemowi z karalnością kobiet. Większości z rodziców pewnie nieobce jest obserwowanie różnorakich skutków karania, bądź to w postaci słabnącej więzi i swoistego chowania się dziecka, bądź w powtarzaniu przez dziecko schematu karania w odniesieniu do siebie i innych. Dobierając więc narzędzia wychowawcze, roztropny rodzic bierze pod uwagę zarówno efekt odstraszania przed złem (słabnący jednak wraz z wiekiem dziecka), jak i wszystkie pozostałe skutki, których bilans skłania dziś coraz więcej rodziców raczej do „wyprzedzających interwencji", wchodzenia w dialog i unikania kar wszędzie gdzie to możliwe.

Każda analogia ma rzecz jasna swoje ograniczenia, ale w tym wypadku nasze dorosłe odruchy pozostają do dziecięcych dość podobne. Jeśli zatem odniesiemy je do sytuacji kobiet rozważających aborcję, trudno podważyć argument, iż sankcja karna może kobiecie w rozterce utrudnić zwrócenie się po prawdziwą i dobrą pomoc. Tym bardziej w przypadku osoby po dokonanej aborcji, kobiecie będącej w tej sytuacji drugą po dziecku ofiarą trudno pomóc w wyjściu na prostą poprzez grożenie więzieniem i pogłębianie ciągłego samooskarżenia, zaś przekaz o uzdrawiającej ręce sprawiedliwości zbyt wielu kobiet chyba do siebie nie przekona. Zatem w zmaganiu o społeczeństwo, które kobiecie w kryzysie będzie podawać pomocną dłoń, karalność kobiet za aborcję może paradoksalnie stanowić przeszkodę, podobnie jak ma to miejsce w przypadku karania kobiet za prostytucję.

Odnosząc to z kolei do bezbronnych istnień dziecięcych, trudno mimo wszystko negować istnienie tzw. podziemia aborcyjnego. Liczby rzędu 200 tys. (wyciągnięte prawdopodobnie z prostego przeliczenia proporcji z innych krajów) można włożyć między bajki, niemniej na podstawie statystyk ośrodków zagranicznych przyjmujących Polki oraz krótkiego przed 20 laty okresu dopuszczania w Polsce aborcji z przyczyn społecznych, trzeba brać pod uwagę kilka bądź kilkanaście tysięcy nielegalnych aborcji rocznie. Biorąc pod uwagę, że jedno wspólne rozstrzygnięcie ustawowe, wywoływać będzie różnorakie skutki w tych rozmaitych przestrzeniach, warto szukać takiej formuły, która będzie mogła uratować jak najwięcej istnień, zarówno tych uśmiercanych dziś legalnie, jak i nielegalnie.

Trzeba jednak podkreślić, że środowisko obrońców życia, pomimo wielu różnic w poglądach i formach komunikacji, pozostaje zgodne w upominaniu się o prawo do życia każdego człowieka i we wspieraniu wszystkich działań, które do takiego prawa mogą się przyczynić. Nawet jeśli niedawną zmianę w deklaracjach Jarosława Kaczyńskiego odczytywać można przyjaźnie, jako wygaszenie pierwszej rundy publicznego sporu, którego trwanie polskiej sprawie raczej nie służyło, to z pewnością nie może ucichnąć głos sumienia dopominający się o wspomnianą już wyobraźnię miłosierdzia dla dzieci i kobiet potrzebujących naszej pomocy. Choć bowiem obrona życia jest sprawą niezależną od wyznawanej religii, opartą na obiektywnej nauce i dotykającą fundamentów każdej cywilizacji, to w kraju gdzie 96 proc. obywateli deklaruje wiarę katolicką, z pewnością warto odwoływać się do tego napięcia i wciąż, nieustannie przypominać słowa Jezusa: „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili".

Autor jest członkiem zarządu Fundacji Jeden z Nas, instruktorem Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, mężem oraz ojcem czwórki dzieci

W „Plusie Minusie" pisała

Ewa Polak-Pałkiewicz

Nienarodzeni, ale użyteczni

Traktowanie sporu o prawo do życia nienarodzonych jako „tematu zastępczego" to w Polsce nic nowego. Zagadnienie wzbudza wszak ogromne emocje, dotyczy decyzji egzystencjalnych, mogących dotknąć życia każdego z nas. Dzieli i polaryzuje opinię publiczną. Do wskazanej etykietki i potrzeb instrumentalnego użycia pasuje więc jak ulał. Trudno zresztą kwestionować takie wielokrotne „używanie" tematu aborcji przez wiele podmiotów politycznych. Jeszcze trudniej jednak o takie instrumentalne polityczne motywacje posądzać środowisko „obrońców życia".

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Izraelscy jastrzębie przegrywają z amerykańskimi demokratami
Opinie polityczno - społeczne
Radosław Sikorski: Reakcje na moje exposé potwierdzają to, co mówiłem o PiS
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Dlaczego premier Donald Tusk nie lubi Brytyjczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Czy branża hodowlana jest równie groźna dla klimatu jak przemysł i transport?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Sondaże wyborcze. PiS utrzymuje przewagę, Tusk mobilizuje wyborców