„Biesiada u hrabiny Kotłubaj” Gombrowicza powstaje w Otwocku Wielkim

W pałacu w Otwocku Wielkim zakończono zdjęcia do Teatru Telewizji „Biesiada u hrabiny Kotłubaj” Gombrowicza.

Publikacja: 29.10.2017 16:30

Foto: Greg Noo-Wak

Zabytkowa XVII-wieczna letnia rezydencja rodu Bielińskich, usytuowana w pięknym parku ze starodrzewem i z okazałym jeziorem, jest jedną z niewielu tak doskonale zachowanych na Mazowszu siedzib magnackich. Obecnie mieści się tam Muzeum Wnętrz, oddział Muzeum Narodowego w Warszawie. To sceneria wymarzona dla zdarzeń, które zapisał w opowiadaniu „Biesiada u hrabiny Kotłubaj” 24-letni Witold Gombrowicz.

Dramaturgicznie historia jest prosta - młody inteligent zaproszony przez arystokratów przyjeżdża na obiad. Siadają do stołu w salonie jadalnym, jedzą, a potem jak to po biesiadzie bywa - w salonie kominkowym gawędzą przy kawie. Przy okazji toczą spory, drwią, opowiadają kawały.

- To młodzieńcze, pełne przewrotnego humoru i groteski opowiadanie Witolda Gombrowicza, nazywane jest często „rozprawą ze snobizmem w stylu Prousta” - mówi Jan Bończa Szabłowski, autor adaptacji i scenariusza, nasz redakcyjny kolega. - Dla mnie to zetknięcie wyrafinowanej arystokracji z młodym, pełnym naiwności Gombrowiczem stanowi znakomitą okazję do pokazania momentu, kiedy wyrastamy z młodzieńczych złudzeń. Pomysł zrodził się, jak to często bywa z tego, że obejrzałem adaptację, która wydała mi się mocno niedoskonała. Postanowiłem więc jako krytyk teatralny z okazji zbliżającej się pięćdziesiątki zaproponować coś od siebie. Stworzyć swój kameralny spektakl marzeń A właściwie rodzaj kaprysu scenicznego, intelektualnej zabawy z przesądami świata.

- W „Biesiadzie u hrabiny Kotłubaj” przewijają się wszystkie myśli, problemy i sprawy, które rozwijał Gombrowicz później w swojej twórczości - zauważa Robert Gliński, reżyser spektaklu. - Motywy tutaj poruszone występują i w „Ferdydurke”, i w „Ślubie”, i w „Operetce”. Wydaje mi się jednak, że gdyby życie Gombrowicza potoczyło się inaczej, gdyby te jego wczesne opowiadania nie zebrały tak mocno krytycznych opinii zwłaszcza w środowiskach ziemiańskich i arystokratycznych, wiele spraw mogłoby się potoczyć inaczej. Gombrowicz w odwecie napisał „Ferdydurke”, czyli „odwinął się” w swoim stylu. W ten sposób został pisarzem światowego formatu. A gdyby go zagłaskali, pewnie wylądowałby na jakiejś miłej i ciepłej posadce i nie tułałby się po Argentynie.

Tytułowa biesiada jest zdarzeniem dominującym w  opowieści o przygodach młodego inteligenta w świecie zdegenerowanej arystokracji.

- Jak jest biesiada, to muszą jeść - mówi reżyser. - Ale to też satyra na współczesność. Naszą, obecną. Ta biesiada jest wegetariańska - i to stricte - vege. Najpierw wodnista zupa nie wiadomo z czego, potem marcheweczka, a daniem głównym jest kalafior. Wszystkie te dobra aktorzy konsumują.

I trzeba dodać, że wielokrotne duble oraz  osobiste kulinarne upodobania sprawiły, że nie wszyscy robią to z apetytem. Przy stole zasiedli wspólnie Anna Polony (Hrabina Maria Kotłubaj), Barbara Kraftówna (Stara Markiza) i Bohdan Łazuka (Baron Apfelbaum de domo książę Pstryczyński).

- Nie lubię dziś Gombrowicza, bo nie lubię kalafiora! - mówiła po skończonym ujęciu Anna Polony.

Los sprawił jej chwilę później kolejnego psikusa.

- Ironia losu polegała na tym, że po nagraniu sceny z kalafiorem był obiad - opowiada Robert Gliński. - Anna Polony miała przygotowane specjalne lekkie dania. I dostała rybę z kalafiorem.

- Gombrowicz kochał się w pokazywaniu arystokracji inaczej, niż ona chciała, on wydobywał prawdę o tych ludziach uważających się za lepszych od innych - mówi Anna Polony. - Jest w tym pewnego rodzaju złośliwa przyjemność i specyficzne poczucie żartu z kogoś kto stoi wyżej, przyjemność, że można z niego pokpić. Coś jest w naturze człowieka, że lubi demaskować złe strony natury. Ale to jest zdrowe.

- Wspomnienia kolegów Gombrowicza ze szkoły średniej opisują, że w liceum w Warszawie, w którym było wielu chłopców pochodzenia arystokratycznego, on ciągle miał poczucie, ze jest gorzej traktowany - przypomina Robert Gliński. - Albo z nimi walczył, albo wbijał im szpile. Chciał zaistnieć. W tym opowiadaniu też jest coś takiego. Przyjeżdża inteligent do hrabiny i chciałby być taki jak wspaniała arystokracja, bo to creme de la creme. A potem się okazuje, że to zwykłe masło albo i smalec. A świat wartości i hierarchii, który sobie zbudował, popada w ruinę. Ale jest też o tym, że sytuacja stwarza człowieka i że człowiek stwarza człowieka.

Walorem spektaklu jest jego gwiazdorska obsada. Łazuka i Krafftówna spotkali się już wcześniej na planie Kabaretu Starszych Panów. Jerzy Satanowski specjalnie napisał piosenkę ze słów wyjętych z Gombrowicza, którą wykonają w duecie.

- Serdecznie wessana jestem w ten styl gombrowiczowski, a literacka konwencja, zaistniała między Witkacym a Gombrowiczem istnieje w moim artystycznym życiorysie, odkąd pamiętam - mówi Barbara Krafftówna. - Jak pojawia się Gombrowicz, to zarazem potem i Witkacy.

Rolę młodego inteligenta Gombrowicza gra Piotr Adamczyk, a kucharza Filipa - Grzegorz Małecki.

- Filip, był pisany właściwie dla niego i z myślą o nim - ujawnia Jan Bończa-Szabłowski. - W przeciwieństwie do dzisiejszych dramaturgów dbałem o to, by pozostać wiernym autorowi. Nie ma takiego zdania w tym utworze, które nie pochodziłoby od Gombrowicza.

Na planie - już od pierwszych prób - powstaje równolegle film o realizowanym spektaklu Teatru TV. 

- To bezcenny materiał, bo utrwala ikony polskiej sztuki filmowej i teatralnej także poza nagrywanymi scenami - mówi Robert Gliński.

W roli choreografa zadebiutował Cezary Olszewski, zwycięzca kilku edycji "Tańca z gwiazdami". Kostiumy są dziełem Zofii de Ines a scenografia Wojciecha Stefaniaka. Robert Gliński zaprosił do współpracy znakomitego operatora nominowanego do Orła Arkadiusza Tomiaka.

Premiera spektaklu w Teatrze TV planowana jest na styczeń 2018 roku.

Zabytkowa XVII-wieczna letnia rezydencja rodu Bielińskich, usytuowana w pięknym parku ze starodrzewem i z okazałym jeziorem, jest jedną z niewielu tak doskonale zachowanych na Mazowszu siedzib magnackich. Obecnie mieści się tam Muzeum Wnętrz, oddział Muzeum Narodowego w Warszawie. To sceneria wymarzona dla zdarzeń, które zapisał w opowiadaniu „Biesiada u hrabiny Kotłubaj” 24-letni Witold Gombrowicz.

Dramaturgicznie historia jest prosta - młody inteligent zaproszony przez arystokratów przyjeżdża na obiad. Siadają do stołu w salonie jadalnym, jedzą, a potem jak to po biesiadzie bywa - w salonie kominkowym gawędzą przy kawie. Przy okazji toczą spory, drwią, opowiadają kawały.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Teatr
Łódzki festiwal nagradza i rozpoczyna serię prestiżowych festiwali teatralnych
Teatr
Siedmioro chętnych na fotel dyrektorski po Monice Strzępce
Teatr
Premiera spektaklu "Wypiór", czyli Mickiewicz-wampir grasuje po Warszawie
Teatr
„Równi i równiejsi” wracają. „Folwark zwierzęcy” Orwella reżyseruje Jan Klata
Teatr
„Elisabeth Costello” w Nowym Teatrze. Andrzej Chyra gra diabła i małpę