64-letni Oliver Ivanović dostał kilka kul z przejeżdżającego samochodu. Zmarł po przewiezieniu do szpitala.
Policja znalazła jedynie spalony samochód zamachowca (lub zamachowców). Nikt nie wziął odpowiedzialności za zamach. Na wieść o śmierci polityka prezydent sąsiedniej Serbii zwołał radę bezpieczeństwa.
Przedstawiciel Serbii w Kosowie Marko Djurić nazwał zamach „aktem terroru, którym musi zostać ukarany". Choć sam jeszcze pod koniec ubiegłego roku nazywał zabitego „zdrajcą" i „główną przeszkodą w jedności Serbów".
Ivanović był działaczem w tzw. północnym Kosowie, zamieszkanym przez Serbów. Tereny te znajdują się w Kosowie (którego niepodległości nie uznaje Serbia), a jednocześnie miejscowi Serbowie nie chcą uznać zwierzchności nowo powstałego państwa zdominowanego przez Albańczyków. Ci ostatni nie zapuszczają się jednak na serbskie tereny, bo się boją. Faktycznie rządzą tam uzbrojone bojówki i gangi związane z radykalnymi partiami serbskimi. Niektóre z nich utrzymują kontakty z rosyjskimi organizacjami paramilitarnymi.
W rezultacie północ Kosowa zamieszkana przez mniej więcej 70 tysięcy osób jest czymś w rodzaju szarej strefy między Serbią i Kosowem. – Istnieje jednak normalna granica między północnym Kosowem a Serbią, a nie ma granicy między nim a resztą Kosowa – mówi „Rzeczpospolitej" ekspert z OSW Marta Szpala.