Już nawet nie można brać pod uwagę powtarzanego argumentu, że polskie kluby są zbyt biedne w porównaniu z zagraniczną konkurencją, dlatego odpadają już w fazie wstępnej. Legia przegrała na własnym boisku z mistrzem Słowacji, Spartakiem Trnawa, mającym budżet kilkakrotnie mniejszy.
W ubiegłym sezonie trener, który zajął miejsce swojego szefa, w ostatniej chwili uratował dla Legii puchar i mistrzostwo Polski. Dean Klafurić wyciągnął wnioski z nieudanej pracy Romeo Jozaka i odniósł sukces. Ten sam Klafurić, mając więcej czasu i nieco większy komfort pracy niż wiosną, sprowadził nowych zawodników, próbuje nowego ustawienia i na razie idzie mu średnio. Kiedy tłumaczy słabą grę przeciw Spartakowi wirusem, który dotknął zawodników, spotyka się z mrugnięciem oka ludzi piłki. Nawet jeśli to prawda, bo każdy ma prawo zachorować, kiedy mówi to trener najlepszej drużyny w kraju, jego słowa odbierane są jako niewiarygodne tłumaczenie swoich braków.
Dobra wiadomość dla kibiców Legii jest taka, że mistrzowie przywieźli trzy punkty z Kielc, mimo że przegrywali 0:1. Do składu wrócił Michał Pazdan, wkrótce wróci Michał Kucharczyk, Carlitos powinien zacząć strzelać jak w Wiśle, a Jose Kante już zdobywa bramki. Legia grywa czasami lepiej na boiskach przeciwników niż u siebie, więc może odrobi we wtorek w Trnawie stratę dwóch bramek. Takie są życzenia kibiców, którym w meczu z Koroną piłkarze dali nieco więcej powodów do optymizmu.
Legia – ze względu na swoją historię, miejsce, stadion i budżet, niezależnie od stosunku do niej bezstronnych kibiców, znajduje się w centrum zainteresowania. Wszyscy wiedzą, więc zapewne Klafurić też, że cokolwiek by zrobił, to i tak jego miejsce zajmie lada moment Adam Nawałka.