Kiedy ubiegłego lata ruszał program praktyk i staży w administracji publicznej, uważano, że to ogromna szansa na to, by poprawić sytuację młodych na rynku pracy. Jak pokazują dane GUS, w pierwszym kwartale 2016 r. aż co czwarty nowo zarejestrowany bezrobotny miał mniej niż 25 lat. A wśród bezrobotnych osoby przed 24. rokiem życia stanowiły 14,6 proc.
W programie wzięło udział 1,5 tys. urzędów. Dla praktykantów przygotowano 16,6 tys. miejsc. Efekt? Według NIK słaby. Jak czytamy w najnowszym raporcie Izby, wiele z praktyk i staży było bardzo niskiej jakości i nie dawało tak cenionego na rynku doświadczenia zawodowego. „Praktykanci byli oddelegowywani do czynności najprostszych, często czysto mechanicznych, jak kserowanie (dotyczy to jednej trzeciej praktykantów)" – czytamy.
Zakładano, że program będzie opracowywany wspólnie przez urząd i uczelnię, na której kształci się praktykant. Okazało się, że aż w 53 proc. skontrolowanych urzędów praktyki odbywały się bez takich programów. W dodatku w więcej niż co dziesiątej instytucji stażyści nie mieli szans zdobyć doświadczenia, bo urzędy nie zajmują się tym, co było kierunkiem studiów stażysty, np. logistyką czy reklamą.
Po zakończeniu stażu lub praktyk etat udało się uzyskać zaledwie 17,5 proc. młodych ludzi. W przypadku staży w prywatnych firmach wskaźnik ten jest o 10 pkt proc. wyższy.
– By zatrudnić stażystę w urzędzie, trzeba najpierw rozpisać konkurs. Ale wtedy może się okazać, że wygra go ktoś inny i kilkumiesięczna praca stażysty za publiczne pieniądze pójdzie na marne – mówi nam szefowa departamentu w jednym z urzędów centralnych. Wspomina, że kiedyś po konkursie zatrudniła młodą osobę, ale to nie podobało się kontrolerom NIK. – Musiałam się z tego gęsto tłumaczyć – dodaje.