Słaby wynik rządowego programu praktyk i staży

Zamiast rządowych programów na rynku pracy lepiej sprawdzają się nietypowe działania pracowników pośredniaków.

Aktualizacja: 23.08.2016 09:01 Publikacja: 22.08.2016 20:00

Elżbieta Rafalska

Elżbieta Rafalska

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Kiedy ubiegłego lata ruszał program praktyk i staży w administracji publicznej, uważano, że to ogromna szansa na to, by poprawić sytuację młodych na rynku pracy. Jak pokazują dane GUS, w pierwszym kwartale 2016 r. aż co czwarty nowo zarejestrowany bezrobotny miał mniej niż 25 lat. A wśród bezrobotnych osoby przed 24. rokiem życia stanowiły 14,6 proc.

W programie wzięło udział 1,5 tys. urzędów. Dla praktykantów przygotowano 16,6 tys. miejsc. Efekt? Według NIK słaby. Jak czytamy w najnowszym raporcie Izby, wiele z praktyk i staży było bardzo niskiej jakości i nie dawało tak cenionego na rynku doświadczenia zawodowego. „Praktykanci byli oddelegowywani do czynności najprostszych, często czysto mechanicznych, jak kserowanie (dotyczy to jednej trzeciej praktykantów)" – czytamy.

Zakładano, że program będzie opracowywany wspólnie przez urząd i uczelnię, na której kształci się praktykant. Okazało się, że aż w 53 proc. skontrolowanych urzędów praktyki odbywały się bez takich programów. W dodatku w więcej niż co dziesiątej instytucji stażyści nie mieli szans zdobyć doświadczenia, bo urzędy nie zajmują się tym, co było kierunkiem studiów stażysty, np. logistyką czy reklamą.

Po zakończeniu stażu lub praktyk etat udało się uzyskać zaledwie 17,5 proc. młodych ludzi. W przypadku staży w prywatnych firmach wskaźnik ten jest o 10 pkt proc. wyższy.

– By zatrudnić stażystę w urzędzie, trzeba najpierw rozpisać konkurs. Ale wtedy może się okazać, że wygra go ktoś inny i kilkumiesięczna praca stażysty za publiczne pieniądze pójdzie na marne – mówi nam szefowa departamentu w jednym z urzędów centralnych. Wspomina, że kiedyś po konkursie zatrudniła młodą osobę, ale to nie podobało się kontrolerom NIK. – Musiałam się z tego gęsto tłumaczyć – dodaje.

Słaby wynik rządowego programu praktyk i staży nie dziwi Jerzego Kędziory, szefa Konwentu Dyrektorów Powiatowych Urzędów Pracy. – Na rynku pracy sprawdzają się działania o charakterze lokalnym. Programy ustanawiane odgórnie zawsze przynoszą gorsze rezultaty, bo nie wszędzie daje je się wdrożyć – tłumaczy.

Dodaje, że obecnie trzeba być szczególnie ostrożnym zwłaszcza w przypadku dofinansowywanych staży, bo przez lata kryzysu firmy nauczyły się je traktować jako sposób na zdobycie darmowej siły roboczej.

Również Iwona Woźniak-Bagińska, dyrektor Urzędu Pracy w Rudzie Śląskiej, jest przekonana, że z bezrobociem młodych najlepiej poradziłyby sobie lokalne pośredniaki, gdyby tylko dano im swobodę działania. – Obecna ustawa daje nam co prawda szereg instrumentów, ale sposób ich stosowania jest bardzo rygorystycznie określony. Takie odgórne regulacje nie zawsze pasują do lokalnego rynku pracy.

Wtóruje jej dr hab. Agnieszka Ziomek z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, badająca urzędy pracy. – One powinny być jak kameleon i elastycznie reagować na to, co się dzieje na rynku. Gdy sytuacja się poprawia, powinni się skupić na bardziej twórczych działaniach, które rozwiążą stare, trudne problemy, na co w okresie wysokiego bezrobocia nie ma czasu. Teraz właśnie jest ten moment – tłumaczy ekspertka.

Przykład dobrego, niesztampowego pomysłu znaleźliśmy w Gdańsku, gdzie pośredniak razem z urzędem miasta utworzył tzw. specgrupę zajmującą się oczyszczaniem miasta. Do pracy wysyłano ją np. nocą po koncertach. Eksperyment okazał się udany, ratusz postanowił utrzymać specgrupę na stałe.

Innym przykładem sprawdzających się lokalnych pomysłów jest kupowanie biletów autobusowych bezrobotnym w Nysie czy rowerów w Grudziądzu. Chodzi o to, by nie rezygnowali z podjęcia pracy tylko dlatego, że nie mogą do niej dojechać. – Problem w tym, że aby realizować tego rodzaju projekty, musimy sami szukać finansowania – mówi Woźniak-Bagińska.

Rząd PiS zamierza scentralizować walkę z bezrobociem. Lokalni urzędnicy mają podlegać centralnej instytucji, a nie jak dziś – starostwu. Wiceminister pracy Stanisław Szwed, który przygotowuje stosowną nowelizację ustawy o promocji zatrudnienia, zapewnia jednak „Rzeczpospolitą", że urzędnicy otrzymają więcej swobody. – Będą bardziej elastyczni – deklaruje. Projekt ma być gotowy do końca tego roku.

Kiedy ubiegłego lata ruszał program praktyk i staży w administracji publicznej, uważano, że to ogromna szansa na to, by poprawić sytuację młodych na rynku pracy. Jak pokazują dane GUS, w pierwszym kwartale 2016 r. aż co czwarty nowo zarejestrowany bezrobotny miał mniej niż 25 lat. A wśród bezrobotnych osoby przed 24. rokiem życia stanowiły 14,6 proc.

W programie wzięło udział 1,5 tys. urzędów. Dla praktykantów przygotowano 16,6 tys. miejsc. Efekt? Według NIK słaby. Jak czytamy w najnowszym raporcie Izby, wiele z praktyk i staży było bardzo niskiej jakości i nie dawało tak cenionego na rynku doświadczenia zawodowego. „Praktykanci byli oddelegowywani do czynności najprostszych, często czysto mechanicznych, jak kserowanie (dotyczy to jednej trzeciej praktykantów)" – czytamy.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Cudzoziemka urodziła dziecko przy polsko-białoruskiej granicy. Trafiła do szpitala
Społeczeństwo
Sondaż: Polacy nie boją się wojny
Społeczeństwo
Odeszła pozostając wierna sobie. Jaka naprawdę była prof. Jadwiga Staniszkis
Społeczeństwo
Zmarła Jadwiga Staniszkis
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Społeczeństwo
W gospodarstwie znaleziono kilkadziesiąt martwych zwierząt. Zatrzymano 48-latka