Ten serial trwa i będzie miał tyle odcinków, ile będzie powtórnych badań próbek pobranych przed laty na wielkich imprezach. Scenariusz się powtarza: nowe badanie, nowe wpadki, po których działacze olimpijscy i władze Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej (IAAF) mają znów ból głowy z zabieraniem medali i wizerunkiem dyscypliny.
Przypadek Nesty Cartera jest typowy: w lecie ubiegłego roku podczas powtórnego badania próbek z igrzysk w Pekinie (2008) wykazano, że sprinter z Jamajki, ten, który otwierał zwycięską sztafetę, brał metyloheksaminę, środek psychoaktywny, stymulant dość dobrze znany w sportach siłowych, choć nie tylko. Zabroniony od 2004 roku.
W ten sposób Carter, wciąż szósty na oficjalnej liście najszybszych ludzi świata (wynik 9,78 uzyskał na mityngu w Rieti w 2010 roku), pozbawił Usaina Bolta jednego z trzech złotych medali, nie wystartował w igrzyskach w Rio i ogłasza od paru miesięcy, że będzie walczył w sądach o odzyskanie dobrego imienia.
Mistrzami olimpijskimi w sztafecie 4x100 m w Pekinie zostali sprinterzy Trynidadu i Tobago, srebro zdobyła Japonia, brąz Brazylia. Bolt musi się obawiać utraty kolejnych medali i nagród za sztafet, w których startował z Carterem. Biegali razem także podczas trzech mistrzostw świata (w 2011, 2013 i 2015 roku) i w igrzyskach w Londynie (2012).
Większym problemem pozostaje fakt, że mija trzecia dekada od niesławnego finału biegu na 100 m podczas igrzysk w Seulu (1988) i dyskwalifikacji Bena Johnsona, a w kwestii dopingowych oszustw w najbardziej oglądanej i najważniejszej konkurencji lekkiej atletyki niewiele się zmienia. Jeśli już, to na gorsze, gdy z laboratoriów Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) wychodzą w świat nowe dowody dopingowej przeszłości dawnych i obecnych gwiazd sprintu.