Zapowiadało się na większe zmiany. Kolarze zmierzyli się przecież w środę z legendarnymi szczytami – Croix de Fer (24 km wspinaczki, 2067 m n.p.m.), Telegraphe (11,9 km, 1566 m n.p.m.), Galibier (17,7 km, 2642 m n.p.m.).
Namiastką prawdziwej rywalizacji była jedynie walka na ostatniej przełęczy. Wielka nadzieja Francuzów, zajmujący przed etapem trzecią pozycję Romain Bardet próbował zostawić za sobą lidera, Brytyjczyka Christophera Froome'a. Daremnie.
Blisko 30-kilometrowy zjazd do mety w Serre Chevalier przebiegł spokojnie. Przed dzisiejszym, najprawdopodobniej rozstrzygającym etapem sytuacja jest otwarta. Prowadzi Froome. Brytyjczyk ma 27 sekund przewagi nad Kolumbijczykiem Rigoberto Uranem i Bardetem. Miejsce na podium stracił mistrz Włoch Fabio Aru, który jako jedyny osłabł na Galibier. Kilka dni temu się przeziębił i nadal cierpi.
Gościem na etapie był prezydent Emmanuel Macron. To już tradycja, że głowa państwa odwiedza największą sportową imprezę we Francji. Przed wyjazdem na trasę przywitał się z przedstawicielami wszystkich służb porządkowych. „To dzięki nim każdego roku żyjemy w kolarskim rytmie" – napisał na Twitterze. Po etapie uczestniczył w dekoracji niespodziewanego zwycięzcy, byłego skoczka narciarskiego Primoża Roglica i lidera – Froome'a. Zamienił kilka zdań z Bardetem. Podczas kampanii prezydenckiej Macron odwiedził wyścig nie tylko z obowiązku. Docenia kolarstwo i Wielką Pętlę. Jedno ze swoich spotkań zorganizował na innej legendarnej przełęczy touru – Tourmalet. W zeszłym roku jeszcze jako minister gospodarki założył Froome'owi żółtą koszulkę w Luchon. Często powoływał się na ten przykład w czasie boju o prezydenturę. Po pierwszych korzystnych sondażach mówił, że żółtej koszulki się nie oddaje.
Froome jest w podobnej sytuacji jak Macron przed wyborami. Przewagę ma niby niewielką, ale wciąż pozostaje żelaznym faworytem. Czwartkowy etap to dwie premie poza kategorią – Vars (9,3 km, 2109 m n.p.m.) i finisz na Izoard (14,1 km, 2360 m n.p.m.).