Ernest Hemingway powiedział, że do klęski jesteśmy stworzeni, ale wspaniałe jest to, że jednak walczymy. To przypadek Myszkina, bohatera „Idioty" Fiodora Dostojewskiego.
Zastanawiające, że twórczość Dostojewskiego, stale obecna w naszej świadomości, na scenie Teatru Narodowego pojawiła się dopiero po raz trzeci. Wcześniej swoją wersję „Braci Karamazow" prezentowali Adam Hanuszkiewicz i Jerzy Krasowski.
Teraz Paweł Miśkiewicz przedstawił „Idiotę". Reżysera do świata Dostojewskiego wprowadzał sam Krystian Lupa, obsadzając w roli Aloszy w głośnej inscenizacji „Braci Karamazow" w Starym Teatrze.
Opowieść o księciu Myszkinie Paweł Miśkiewicz wcisnął (to najlepsze określenie) w scenę przy Wierzbowej. Spektakl podzielony jest na dwie części. W pierwszej patrzymy na bohatera oczami postaci, z którymi się styka, w drugiej obserwujemy świat z jego perspektywy, schorowanego, odrzuconego człowieka. Myszkin u Dostojewskiego to przede wszystkim Chrystus w człowieku. Wrażliwy, bardziej czujący, idealista. Don Kichot o szlachetnych intencjach, który wierzy, że dobro tkwi w każdym człowieku, wystarczy tylko, by sobie to uświadomił.
Ten idealista zderza się z ludźmi, którzy używają życia i nie wstydzą się swych drobnych słabości, a nawet łajdactw. Opowiadają o nich z lubością, biorąc udział w grze towarzyskiej. W spektaklu wygląda ona jak współczesne reality show, choć w historycznym kostiumie. Wyznaczony uczestnik jest dumny, że może publicznie wyznać to, o czym inni woleliby zapomnieć. Czuje, że staje się bohaterem, o którym będzie głośno.