Marki Frugo, EB, Omo, Bonaqa - dlaczego zniknęły?

Co się stało z prusakolepem, OMO, EB? No i co z frugo? Czy wróci?

Publikacja: 01.09.2010 21:41

Upadku piwa EB nie powstrzymało ani 50 mln zł zainwestowane w podniesienie marki, ani interwencja Le

Upadku piwa EB nie powstrzymało ani 50 mln zł zainwestowane w podniesienie marki, ani interwencja Leona Zawodowca - napój reklamował aktor Jean Reno

Foto: EAST NEWS

Napój owocowy Frugo znikł z rynku wraz z pokoleniem spodni z krokiem w okolicach kolan. Piwo EB, które zalało polski rynek dwie dekady temu, odeszło z pokomunistycznymi kompleksami. OMO, któremu dziękowała cała Polska, rozpłynęło się wśród "nowych, lepszych proszków" do prania. Nie ma już gumy do żucia Turbo z obrazkami modeli samochodów. Nie ma wafli Kukuruku, chrupek Star Foods, które w telewizji wraz z dzieciarnią śpiewającą "Snak, snak, snak, wylądował już kosmiczny smak" reklamował Piotr Gąsowski.

– Produkt żyje tak długo, jak długo klient nie znajdzie na rynku czegoś nowego, co z jego punktu widzenia jest lepsze – tłumaczy zjawisko prof. Jacek Kall, specjalista w dziedzinie zarządzania marką, wykładowca Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu.

Ale pytanie, dlaczego kultowe produkty znikają z rynku – prowokuje. Tym bardziej gdy na Facebooku tysiące fanów wzywają dziś: "Frugo, wróć!"

– Za butelkę prawdziwego, zielonego frugo zapłaciłbym 20 zeta – pisze jeden z użytkowników portalu.

[srodtytul]Napój pokolenia buntu [/srodtytul]

Piło się frugo białe, zielone czy czarne, a nie np. porzeczkowe czy bananowe. "Świeży smak owoców, który się należy bez żadnych ograniczeń", to była ikona młodzieżowego stylu.

W połowie lat 90. koncern Alima Gerber uruchomił jedną z najdynamiczniejszych i najbardziej oryginalnych kampanii w historii polskiej reklamy. Fani napoju do dziś wspominają "pykającą" przy odkręcaniu zakrętkę i tzw. guzik bezpieczeństwa. A także odlotowe reklamy telewizyjne: nudnego nauczyciela popijającego herbatkę na tle szkolnej tablicy i mówiącego: "W naszej szkole z owoców jest smaczny kompocik", albo chłopców luzaków strzelających z pestek jak westernowi rewolwerowcy i hasło: "Ludzie to nie wiedzą, jakie siły drzemią w naturze".

Slogan "No to frugo" szybko dowiódł siły reklamy tzw. wirusowej (przenika do języka potocznego i rozprzestrzenia się w nim). A gra z młodym odbiorcą, oparta na opozycji: "urwis" – "zgred", wielomilionowe budżety reklamowe i pomysły pionierów polskiej reklamy Iwo Zaniewskiego i Kota Przybory skutecznie sprzedawały produkt.

Frugo weszło na rynek w 1996 r. i zdobyło go szturmem. Już po roku 90 proc. konsumentów rozpoznawało markę, a producent cieszył się niemal 5-procentowym udziałem w rynku. Rządy Frugo, trwające około pięciu lat, skończyły się na przełomie wieków. W 2002 r. kultowy produkt poszedł pod młotek. Nowy właściciel, spółka Krynica-Zdrój, próbował podnieść markę z kolan, eskalując reklamowy "bunt" młodych konsumentów przeciwko starszemu pokoleniu. Ale ani ogłoszona w nowych reklamach "walka ze ściemą", ani powołanie Radykalnej Inicjatywy Frugo nie uratowały marki.

Napój – w nowych, mniejszych opakowaniach, a w części ze starych zapasów – można było kupić jeszcze w zeszłym roku w Rossmanie czy Tesco, ale to już był koniec, tym bardziej że spółka Krynica-Zdrój upadła. – Ówczesna młodzież po prostu wyrosła z frugo – mówi Jacek Kall. – Okazało się, że ich nastoletni następcy nie są już pokoleniem buntu, bo wychowało się na innych wzorcach kulturowych, na dodatek w otoczeniu masy nowych, atrakcyjnych produktów tej samej branży.

– Przykład frugo dowodzi, jak ważne jest wyczucie trendu, szczególnie jeśli produkt adresowany jest do grupy młodych konsumentów – mówi Paweł Kwiatkowski, dyrektor do spraw korporacyjnych Kompanii Piwowarskiej (m.in. piwa Tyskie, Lech, Żubr). – My też popełniliśmy podobny błąd w przypadku młodych, choć pełnoletnich konsumentów piwa 10,5. Przegapiliśmy moment, kiedy ci ludzie się pożenili, pokupowali samochody. Ktoś, kto ma rodzinę i auto, nie bawi się już tak często w klubach i nie zależy mu na wizerunku luzaka. Sprzedaż przestała się opłacać i kilka lat temu Kompania Piwowarska zrezygnowała z 10,5.

[srodtytul]Śmierć produktu [/srodtytul]

O umarłe marki upomniał się trzy lata temu "Manager Magazin" zajmujący się światem biznesu, który kultowym produktom z lat 90. poświęcił obszerny artykuł. "Anna Maria Jopek śpiewała, tańcząc na bosaka przed lustrem: "Bonaqa oczyszcza umysł i ciało", a około 20 tys. litrów przepompowywanej przez wozy strażackie wody tworzyło nad nią klosz kulistego wodospadu. Dzisiaj bonaqi nie ma na półkach" – pisał "MM". I podsumowywał: "Takich marek – sezonowych gwiazd, jest wiele".

Paradoksalnie, sam "Manager Magazin", budowany z myślą o stworzeniu mocnej pozycji na rynku wydawnictw biznesowych, rynek zmiótł tak samo jak opisywane przez niego produkty. Reklamowaną przez Jopek wodę magazyn przeżył ledwie o rok. A Bonaqa "umarła", bo w Polsce nie sprzedają się wody, które nie mają naturalnych źródeł, najlepiej z gór lub uzdrowiska. Dowodem są sukcesy Żywca Zdroju, Nałęczowianki, Kropli Beskidu czy Cisowianki.

Jacek Kall: – Marka umiera najczęściej z powodu błędów marketingowych i lekceważenia konkurencji. Czasem jest to świadoma biznesowa decyzja. Tak się dzieje, kiedy firma ma np. dziewięć podobnych produktów, a do zajęcia rynku wystarczyłoby np. sześć.

Połowa lat 90. to był czas OMO. Pamiętamy spoty ze sloganem "Dziękuję ci, OMO" czy "Raz, a dobrze" z młodziutkim wówczas aktorem Pawłem Wilczakiem piorącym koszulę. Dziś po OMO zostało tylko wspomnienie i filmiki na YouTube. OMO nie ma na polskim rynku od dekady, odkąd producent – Unilever Polska (wówczas Lever), zostawił proszkowy front konkurentom (OMO to marka globalna i w wielu krajach nadal jest popularna, np. w Brazylii, gdzie w ramach konkursów do części opakowań wkładane są lokalizatory GPS. W Polsce można go dziś kupić np. w Internecie).

W tym samym czasie znikła też pollena 2000, przez klientów nazywana "Ociec, prać!". W branży nie jest tajemnicą, że sienkiewiczowscy bracia Kiemlicze z reklamy proszku bardziej bawili, niż wspierali sprzedaż. – Proszki zniknęły z naszej oferty, bo zdecydowaliśmy się skoncentrować uwagę na środkach czyszcząco-dezynfekujących i higieny ciała – wyjaśnia Wojciech Tomczak, rzecznik Unilever Polska (producent m.in. cifu, domestosu czy coccolino). – Rozproszenie zasobów okazało się w pewnym momencie barierą dla rozwoju.

Za to do dziś na rynku dobrze sobie radzą równie szacowne marki. Np. proszek E czy Ixi, choć korzenie obu sięgają głębokiego PRL. – Część marketingowców pozbywała się produktów, które kojarzyły się z tamtymi czasami – mówi Aleksandra Jaworska-Surma, partner w agencji brand konsultingowej CPC. – Ale byli tacy, którzy umieli tak pokierować kampanią, by w kupujących wzbudzić dobre skojarzenia i wykorzystać sentyment do marek z przeszłości. Jeśli ktoś w młodości uważał, że ixi dobrze prał, to sięgnie po ixi color z założeniem, że pewnie dziś też jest dobry.

[srodtytul]Ludwik się nie dał [/srodtytul]

Chrupki Star Chips i Mr Snaki firmy Star Foods dzieciarnia najbardziej kochała w czasie, kiedy ich mamy nosiły poszerzane w ramionach żakiety i miały fryzury a la Nicole Kidman z "Martwej ciszy". Po przejęciu Star Foods przez PepsiCo mali konsumenci musieli polubić wprowadzone w ich miejsce lay'sy. Odświeżanie oferty, charakterystyczne dla dużych koncernów, to najczęstsza przyczyna znikania produktu z półek.

Często wypiera go ostra konkurencja. Tak miało się stać z płynem do mycia naczyń Ludwik (producent: Inco Veritas), na którego miejsce miała chrapkę marka Sunlicht firmy Unilever. Tę reklamę pamięta wielu. Córka mówi do matki stojącej przy zlewozmywaku: – Mamo, mam nowego przyjaciela. A matka na to: – A co z Ludwikiem?

Stara miłość ostatecznie zwyciężyła i ludwik do dziś pyszni się na sklepowych półkach. Unilever odpuścił bój o zlewozmywak i z cifem skupił się na kafelkach.

A prusakolep? Producent zabójcy insektów, mała warszawska firma GrandPol, był pionierem polskiej reklamy telewizyjnej, choć do dziś spoty z przełomu lat 80. i 90. XX wieku śmieszą formą (uciekający przed insektami przerażeni ludzie, w tle dźwięki La Cucarachy i głos lektora: "Prusakolep. Do nabycia na terenie całego kraju").

Okazuje się jednak, że środek nie zniknął, a przynajmniej jego nazwa. Dziś sprzedaje go poznańska firma Bros.

[srodtytul]Na nic Leon Zawodowiec [/srodtytul]

Plotka głosiła, że sławne w latach 90. piwo EB położyła telewizyjna reklama z ruskimi generałami (m.in. aktor Eugeniusz Priwieziencew i były mistrz olimpijski w miotaniu kulą Władysław Komar wcielili się w radzieckich generałów uczestniczących w pijackiej orgii). Hasło brzmiało: "EB – zabronione do 1989 r., dozwolone od 1993 r.".

Ale to nie plotki położyły markę (te zdarzały się i wobec innych produktów, np. o wodzie Bonaqa mówiono, że słoneczko w znaku firmowym kojarzy się z masonerią).

Na początku był powiew Zachodu, gra na świadomość, że Polacy robią "zachodnie" piwo, europejskie artystyczne reklamy w kinach i telewizji (nawet w MTV), firmowe pokale (rodzaj kieicha), nalewaki, parasole, rozbudowana sieć sprzedaży i dostępna cena (EB było tańsze od większości markowych piw). Efekt – produkcja w milionach hektolitrów i dominacja na rynku. Do czasu. Po dekadzie prosperity powstałe w 1993 r. browary Elbrewery w Elblągu i Braniewie wraz ze swym sztandarowym produktem EB Special Pils zeszły z rynku. – EB to był bardziej wynalazek marketingowy – tłumaczy Jacek Kall. – Marka była znana, pierwsza z dystrybucją ogólnopolską, ale nie udało się jej zdobyć zaufania piwoszy. Ci mówili: Fajne te reklamy, ale gdzie indziej mam prawdziwe piwo.

Jeden z fachowców z branży wytyka EB atrakcyjny, ale niespójny wizerunek, jaki kreowały reklamy. – Byli pijani ruscy, sikający po śniegu chłopcy i artystyczne klipy z tramwajem i damą w czerwieni. I najmniej było w tym piwa.

Jeszcze zanim grupa Żywiec w 1998 r. przejęła EB, jego sprzedaż lawinowo spadała. Nie pomogło 50 mln zł zainwestowane w podniesienie marki, na nic się zdała interwencja Leona Zawodowca (EB reklamował aktor Jean Reno). Grupa Żywiec postawiła na inne marki, a EB znikło ostatecznie w 2004 r.

– To nieprawda, że zawsze trzeba być pierwszym, by osiągnąć sukces – podkreśla Jacek Kall. – Nokia nie była pierwsza na rynku komórek, najpierw w Europie liderem był Ericsson, a w USA Motorola. Ale to Nokia pierwsza wiedziała, czego ludzie na danym etapie w komórce potrzebują. Przykład? Możliwość personalizacji telefonów.

[srodtytul]Ikona rynku za 5 milionów? [/srodtytul]

Czy umarłą markę można wskrzesić? Opinia Jacka Furmana, prezesa grupy Aflofarm Farmacja Polska, ucieszy pewnie fanów frugo upominających się na Facebooku o napój. Furman w końcu ubiegłego roku kupił od Krynicy jej marki i zapowiadał powrót kultowego napoju, produkowanego według pierwotnej, farmaceutycznej receptury (Alima Gerber, która stworzyła frugo, to spółka globalnej firmy farmaceutycznej Novartis).

– Już w tym roku planowaliśmy własną, ekskluzywną dystrybucję frugo w wybranych firmach, czyli nie w Tesco, ale np. w delikatesach Piotr i Paweł – mówi Furman. – Nie doceniliśmy jednak wielkiego potencjału tej marki. Dopiero szczegółowe badania wskazały, że jej handlowe możliwości są o wiele większe.

Firma Furmana szykuje markę do sprzedaży komuś, kto zorganizuje ogólnopolską dystrybucję. Jej wartość prezes ocenia na co najmniej 5 mln zł. – To przecież ikona rynku. Niebawem nań wróci, i to z wielkim powodzeniem.

– Ciekawe, ale jednak ryzykowne – ocenia Aleksandra Jaworska-Surma z agencji CPC. – Frugo ma już za sobą kilka nieudanych prób reaktywacji, więc teraz będzie potrzebny bardzo dobry pomysł na skuteczny powrót. To, że fani frugo domagają się go w Internecie, nie oznacza, że w sklepie rzeczywiście będą sięgać po ten napój.

Ale Jacek Kall zauważa: – Dziś, gdy rynek wciąż oferuje nowe, lepsze proszki, słodycze, napoje czy komórki, ważną cechą marki jest to, że trwa.

Napój owocowy Frugo znikł z rynku wraz z pokoleniem spodni z krokiem w okolicach kolan. Piwo EB, które zalało polski rynek dwie dekady temu, odeszło z pokomunistycznymi kompleksami. OMO, któremu dziękowała cała Polska, rozpłynęło się wśród "nowych, lepszych proszków" do prania. Nie ma już gumy do żucia Turbo z obrazkami modeli samochodów. Nie ma wafli Kukuruku, chrupek Star Foods, które w telewizji wraz z dzieciarnią śpiewającą "Snak, snak, snak, wylądował już kosmiczny smak" reklamował Piotr Gąsowski.

Pozostało 95% artykułu
Społeczeństwo
Jaka pogoda będzie w majówkę? IMGW: Najpierw słońce, później deszcz
Społeczeństwo
Sondaż: Polacy nadal chcą Unii Europejskiej. Większość przeciw wprowadzeniu euro
Społeczeństwo
Warszawa wraca do zakazu sprzedaży alkoholu. Czy urząd miasta go przeforsuje?
Społeczeństwo
Polaków jest coraz mniej. GUS podał nowe dane
Społeczeństwo
Czy 20 lat członkostwa w Unii dało pozytywne skutki? Polacy są podzieleni
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO