Marek Migalski: Bardzo polityczny rząd Donalda Tuska

Ministrowie w gabinecie lidera PO mają rozwiązywać problemy, a nie je stwarzać

Publikacja: 13.12.2023 03:00

Bartłomiej Sienkiewicz był szefem resortu spraw wewnętrznych, teraz stanie na czele ministerstwa kul

Bartłomiej Sienkiewicz był szefem resortu spraw wewnętrznych, teraz stanie na czele ministerstwa kultury

Foto: pap/Rafał Guz

Wszyscy rzetelni obserwatorzy rodzimej sceny politycznej zauważyli już, że w nowym rządzie mało który minister zna się na powierzonym mu obszarze. Zdecydowana większość z nich wcześniej nie zajmowała się tym, co teraz znalazło się w ich kompetencjach.

Były szef MSWiA poświęci się na polu kultury, finansistka objęła resort zdrowia, z kolei lekarz zajmie się obronnością, była ambasador i znawczyni spraw międzynarodowych pracować będzie nad polityką regionalną, a szczeciński radny, specjalista od turystyki i żeglugi morskiej, pokieruje nauką i szkolnictwem wyższym. Na palcach jednak ręki (nie używając kciuka) można wymienić tych polityków, którzy zajmą się tym, w czym się specjalizują: to Radosław Sikorski, Adam Bodnar, Barbara Nowacka i Czesław Siekierski.

Żeby być sprawiedliwym, trzeba jeszcze byłoby dodać dwie nowe ministry bez teki (Marzenę Okła-Drewnowicz i Agnieszkę Buczyńską). I na tym koniec. Nie oznacza to, że reszta ministrów zupełnie nie zna się na tym, czym się ma zająć (jak Tomasz Siemoniak na służbach specjalnych czy Borys Budka na aktywach państwowych), ale trudno nazwać ich specjalistami w tych dziedzinach.

Czytaj więcej

Oto skład rządu Donalda Tuska

Jak już napisałem – dostrzegli to wszyscy realnie patrzący na polską politykę. Ale mało kto zadał sobie dwa pytania z tego faktu wynikające: dlaczego Donald Tusk tak sformował swój rząd oraz po co? Odpowiedź na to pierwsze pytanie brzmi: bo mógł oraz dlatego, że taki skład gabinetu pozwoli mu na pełne panowanie nad resortami. Niefachowcy nie będą mieli swoich „wizji”, których tak nie lubi szef Platformy Obywatelskiej, dlatego będą w swoich resortach prowadzić politykę całego rządu, a nie realizować własne pomysły.

Gdy patrzę na nowego szefa „mojego” ministerstwa, to jestem pewien, że ostatnią rzeczą, jaka przychodzi mu na myśl, jest jakakolwiek reforma nauki czy szkolnictwa wyższego. Dlaczego? Bo się na tym kompletnie nie zna, więc będzie chciał mieć spokój w swoim resorcie i nie sprawiać kłopotów premierowi.

To spostrzeżenie zbliża nas do odpowiedzi na drugie pytanie: po co Tusk zbudował rząd z ludzi, którzy nie znają się specjalnie na tym, czym będą się zajmować.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Donalda Tuska rząd lepszej zmiany

Oczywiście pierwszym wyjaśnieniem jest, podobnie jak poprzednio, to, że mógł tak postąpić, ale ważniejszym jest to, iż widzi on swój gabinet jako stricte polityczny. Ten rząd nie ma rządzić, ma zarządzać oraz dać swojemu szefowi pole do prowadzenia czystej politycznej gry.

Ministrowie mają nie stwarzać problemów, lecz rozwiązywać te, które przyniosą wydarzenia. Nie mają wprowadzać reform czy realizować swych od dawna wymarzonych zmian. W oczach Tuska powinni być użytecznymi narzędziami do jego walki politycznej.

W tym sensie nowy gabinet jest polityczny, a nie merytoryczny. Bo uprawiać będzie czystą politykę, a nie zmieniać Polskę. Co to oznacza? Że jego głównym celem jest trwałe zepchnięcie PiS do ław opozycji – nie na cztery lata, nie na osiem. Na zawsze. Jeśli pomocne w tym będzie cofanie pewnych wprowadzonych przez Zjednoczoną Prawicę zmian, to tak się stanie. Jeśli natomiast niezbędne będzie ich kontynuowanie, to także będzie miało to miejsce.

Jak z programem 500+. Tuskowi nie potrzeba mądrali, którzy – znając się na swoich resortach – będą marudzić o konieczności zrobienia tego czy owego. On potrzebuje wykonawców politycznej decyzji, które mogą okazać się niezbędne do utrzymania władzy i politycznej gry.

Czy do dobrze? – może zapytać ktoś dociekliwy. Z politologicznego punktu widzenia nie sposób odpowiedzieć na to pytanie. W różnych systemach politycznych takie rozumienie działania rządu zdarza się dosyć często. Jest wiele państw, w których politycy wymieniają się resortami i ktoś utalentowany potrafi w czasie swej kariery „obskoczyć” kilka ministerstw.

Zazwyczaj zdarza się tak w dobrze funkcjonujących i ustabilizowanych ustrojach, w których do zarządzania poszczególnymi działami administracji państwowej potrzeba po prostu dobrych menedżerów. Do takich świetnie zorganizowanych tworów na pewno nie należy Rzeczpospolita Polska, więc intencje układającego nowy rząd były inne. Jakie? Już o nich napisałem. Znając zresztą filozofię polityczną Tuska, jego rozumienie procesów politycznych, trudno było oczekiwać czegoś innego.

Marek Migalski

Autor jest politologiem, profesorem Uniwersytetu Śląskiego

Wszyscy rzetelni obserwatorzy rodzimej sceny politycznej zauważyli już, że w nowym rządzie mało który minister zna się na powierzonym mu obszarze. Zdecydowana większość z nich wcześniej nie zajmowała się tym, co teraz znalazło się w ich kompetencjach.

Były szef MSWiA poświęci się na polu kultury, finansistka objęła resort zdrowia, z kolei lekarz zajmie się obronnością, była ambasador i znawczyni spraw międzynarodowych pracować będzie nad polityką regionalną, a szczeciński radny, specjalista od turystyki i żeglugi morskiej, pokieruje nauką i szkolnictwem wyższym. Na palcach jednak ręki (nie używając kciuka) można wymienić tych polityków, którzy zajmą się tym, w czym się specjalizują: to Radosław Sikorski, Adam Bodnar, Barbara Nowacka i Czesław Siekierski.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego tym razem Lewicy miałoby się udać?
Publicystyka
Roman Kuźniar: Czy rząd da się wpuścić w atomowe maliny?
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł