Wybory w Turcji. Recep Tayyip Erdogan dla Stambułu zrobi wszystko

Prezydent Turcji szuka sposobów na odzyskanie dla swego ugrupowania władzy nad metropolią nad Bosforem.

Publikacja: 12.03.2024 03:00

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan

Foto: AFP

– To jest moja ostatnia kadencja i nie będę kandydował w następnych wyborach – ogłosił właśnie 70-letni Recep Tayyip Erdogan, mając na myśli elekcję prezydenta kraju za… cztery lata. Nie minął nawet rok od rozpoczęcia przez niego drugiej pięcioletniej kadencji, a o trzeciej nie powinien nawet marzyć, gdyż konstytucja przewiduje dwie.

Zapowiedź Erdogana, rządzącego żelazną ręką Turcją z różnych stanowisk od ponad dwóch dekad, wywołała falę spekulacji. Nie brak teorii, że zamierza jednak doprowadzić do zmiany konstytucji i jako, że nie ma odpowiedniej większości w parlamencie, miałoby się to odbyć za pomocą referendum. Przeciwnicy takiej teorii wskazują na zapis konstytucji, zgodnie z którym zakaz trzeciej kadencji obowiązuje w sytuacji, gdy dwie zostały ukończone „w pełni”. Wystarczy przesunąć datę wyborów prezydenta i droga do trzeciej kadencji zostałaby otwarta.

Czytaj więcej

Pojednanie sunnickich potęg z Gazą w tle

– Nie można wykluczyć żadnej z tych rzeczy, lecz obecnie prezydentowi chodzi o wywołanie sympatii wyborców dla swego ugrupowania, tak aby odniosło sukces z zbliżających się wyborach komunalnych [31 marca] – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Ilter Turan z uniwersytetu Bilgi w Stambule. Prezydent zdaje sobie sprawę, że to on sam może być przeszkodą w uzyskaniu przez jego Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) oczekiwanych wyników wyborczych.

Czy Erdogan odbije metropolie z rąk opozycji?

Zwłaszcza w dużych miastach – jak w liczących 16 mln mieszkańców Stambule, Izmirze czy Ankarze. Tureckie metropolie są od kilku lat w rękach opozycji i niewiele wskazuje, że może się to zmienić. Tym bardziej w warunkach 70-proc. inflacji, prawdziwej katastrofy finansowej dla rzeszy emerytów oraz kurczącej się gospodarki i lawinowym spadku kursu liry. Gniew obywateli skupia się na kandydatach AKP.

Prawdziwa batalia toczy się o Stambuł. To miasto Erdogana. Był tam burmistrzem i stamtąd wyruszył na polityczny podbój całej Turcji. Opozycji pod przywództwem Ekrema Imamoglu z Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) udało się odbić miasto z rąk AKP w 2018 r. Dla Erdogana było to osobistą zniewagą. Doprowadził do unieważnienia wyborów. Jednak w powtórce Imamoglu zmiażdżył konkurenta z AKP, zwiększając przewagę z 14 tys. do 800 tys. głosów.

Czytaj więcej

Erdogan rozdawał swoim zwolennikom pieniądze przed lokalem wyborczym

Od tego czasu koalicja burmistrza została mocno osłabiona wewnętrznymi sporami. Sam Imamoglu otrzymał zaś kuriozalny wyrok dwóch lat więzienia za obrazę komisji wyborczej. Za kraty jednak nie powędrował.

Obecnie Erdogan dostrzega więc szansę na odbicie Stambułu dla swego obozu, jak i na osobistą rehabilitację. Stąd obietnica wycofania się z polityki za cztery lata. Bo jak się mówi w Stambule, w wielu okręgach działacze AKP starają się zapobiec osobistemu udziałowi w kampanii wyborczej przez prezydenta, którego nie wiadomo, kto dzisiaj popiera. Sondaży brak.

Islam w kampanii Erdogana. Wyborcy cenią politykę religijną prezydenta

W maju ubiegłego roku Erdogan wygrał wybory prezydenckie, uzyskując 52 proc. głosów. Ale jego przeciwnikiem z ramienia opozycji był wtedy mało charyzmatyczny przywódca CHP Kemal Kilicdaroglu, niejako w zastępstwie Imamoglu – w związku z kuriozalnym wyrokiem sądowym.

– Ludzie są niezadowoleni, narzekają na rosnące koszty życia, są krytyczni wobec prezydenta, ale w dniu wyborów głosują jednak na obecne władze. Czyż nie jest to zdumiewające? – zadaje pytanie w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Ahmed Kulahci z europejskiego wydania dziennika „Hürriyet”. Odpowiedź jest prosta, jeżeli pamiętać, że części konserwatywnych przywiązanych do islamu wyborców podoba się polityka religijna AKP i jej szefa. Z drugiej strony, jak obliczono, w publicznym koncernie radiowo-telewizyjnym (TRT) poświęcono Erdoganowi w miesiącu przed pierwszą turą wyborów prezydenckich 32 godz. czasu antenowego, podczas gdy jego konkurentowi zalewie 32 minuty. Tak samo jest w czasie obecnej kampanii wyborczej.

– To jest moja ostatnia kadencja i nie będę kandydował w następnych wyborach – ogłosił właśnie 70-letni Recep Tayyip Erdogan, mając na myśli elekcję prezydenta kraju za… cztery lata. Nie minął nawet rok od rozpoczęcia przez niego drugiej pięcioletniej kadencji, a o trzeciej nie powinien nawet marzyć, gdyż konstytucja przewiduje dwie.

Zapowiedź Erdogana, rządzącego żelazną ręką Turcją z różnych stanowisk od ponad dwóch dekad, wywołała falę spekulacji. Nie brak teorii, że zamierza jednak doprowadzić do zmiany konstytucji i jako, że nie ma odpowiedniej większości w parlamencie, miałoby się to odbyć za pomocą referendum. Przeciwnicy takiej teorii wskazują na zapis konstytucji, zgodnie z którym zakaz trzeciej kadencji obowiązuje w sytuacji, gdy dwie zostały ukończone „w pełni”. Wystarczy przesunąć datę wyborów prezydenta i droga do trzeciej kadencji zostałaby otwarta.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Berliner Zeitung: PiS zrobi z Sikorskiego rosyjskiego agenta
Polityka
„Tylko my możemy zatrzymać brunatne siły w Europie”. Konwencja wyborcza Lewicy
Polityka
Rosja i Iran mają sposoby na zachodnie sankcje
Polityka
Król Karol III wraca do publicznych wystąpień. Komunikat Pałacu Buckingham
Polityka
Kto przewodniczącym Komisji Europejskiej: Ursula von der Leyen, a może Mario Draghi?