Paweł Wszołek: Liczy się tylko mistrzostwo

– Tabela pokazuje, że pięć–sześć drużyn walczy o mistrzostwo Polski. Nie odpuścimy. Dalsze miejsca mnie nie interesują – mówi „Rz” przed startem rundy wiosennej PKO BP Ekstraklasy skrzydłowy Legii Warszawa Paweł Wszołek.

Publikacja: 09.02.2024 03:00

Paweł Wszołek

Paweł Wszołek

Foto: PAP/Leszek Szymański

Grał pan we Włoszech i Anglii. Tam presja była podobna do tej w stolicy?

Spośród klubów, w których grałem, największa jest w Legii. Tutaj co roku oczekuje się mistrzostwa. Nie mam z tym problemu i każdy, kto chce grać w Warszawie, musi sobie radzić z oczekiwaniami. To powinno napędzać, bo kibice nas wspierają. Ja jestem tak skonstruowany, że na mnie presja działa dobrze i nawet lubię sam sobie dołożyć oczekiwań. Oczywiście każdy jest inny. Jednych oczekiwania kibiców potrafią wznieść na wyższy poziom, a innych blokować w wielu sytuacjach.

Legia będzie mistrzem Polski? Co roku musicie zdobywać trofeum, takie zdanie jak refren pada też w serialu „Legia. Do końca”, który kibice mogą już oglądać w Prime Video...

Każdy, kto się zna na piłce, wie, jak wielki to jest klub i o co zawsze gra. Sezon bez mistrzostwa jest stracony dla Legii, kibiców i oczywiście piłkarzy, więc cel się nie zmienia, chociaż mamy stratę dziewięciu punktów. Najważniejszy jest dobry start, bo marginesu błędu już nie mamy.

Już na początku wiosny gracie z Molde w Lidze Konferencji Europy. Jesień pokazała, że niełatwo pogodzić puchary i ligę…

Pierwsza runda nie była taka słaba, jak się może wydawać, bo zdobyliśmy 32 punkty. Oczywiście, jako Legia powinniśmy mieć ich więcej. W kilku meczach brakowało jednak koncentracji i łatwo traciliśmy gole. Gdybyśmy mieli np. o sześć punktów więcej, każdy by nas chwalił. Jestem dobrej myśli. Mamy tak szeroki skład, że możemy sobie poradzić na dwóch frontach.

Czytaj więcej

Legia Warszawa poznała rywala w Lidze Konferencji. Poleci do Norwegii

Zimą odszedł Bartosz Slisz. Poprzedni sezon zaczął się od transferu kapitana Mateusza Wieteski. Da się to porównać?

Strata kluczowych zawodników w każdym zespole na początku jest trudna. Mateusz był tutaj wielką postacią, zaczynał w akademii i przy pożegnaniu zakręciła mu się łezka w oku. To bardzo dobry człowiek i świetny kolega, który wnosił wiele pozytywnych rzeczy do szatni. Zawsze był uśmiechnięty, wszystkim pomagał. Slisz to z kolei płuca zespołu. On już wcześniej mówił, że chciał się sprawdzić w innej lidze. Na pewno pozostawił po sobie świetne wrażenie. Był jednym z liderów, awansował do kadry. Trudno będzie go zastąpić jeden do jednego, ale są w drużynie dobrzy piłkarze na jego pozycji.

Kto to może być?

Rafał Augustyniak został przesunięty na nową pozycję. Jest Jurgen Celhaka, który teraz leczy uraz. Nie ja ustalam skład, ale wiem, że mamy w środku pola dobrych piłkarzy. Widać to było na obozie czy podczas ostatnich treningów i sparingów.

Obozy zimowe to ciężka orka…

Mocno pracowaliśmy nad doszlifowaniem tego, co nie do końca działało jesienią, choćby nad poprawą gry w defensywie. Był też czas na relaks, mogliśmy wypić kawkę w swoim gronie, bo to jest potrzebne, żeby budować drużynę, wyczyścić głowę.

Jeśli ktoś jest sportowcem z charakterem, a do tego gra w Legii, i przegrywa dotkliwie, to mu to zostaje w pamięci.

Paweł Wszołek

Cieniem na jesieni najmocniej kładzie się porażka 0:4 ze Śląskiem we Wrocławiu?

Sam wynik wygląda bardzo źle, ale nie graliśmy aż tak tragicznie, jakby mogło się wydawać. Gdyby ktoś wyłączył telewizor po pierwszej połowie i potem sprawdził wynik w internecie, to powiedziałby, że to niemożliwe. Do przerwy mieliśmy słupki i poprzeczki. Gdybyśmy strzelili na 1:0, to mogę powiedzieć, że byśmy nie przegrali. Wynik boli, ale nieważne, czy przegrywasz 0:1 czy 0:4, i tak nie zdobywasz punktów. Wolę przegrać jeden mecz w sezonie 0:5 niż pięć meczów po 0:1. Biorę taki układ w ciemno. Teraz najważniejsze, żeby nie tracić głupio bramek, bo sami na pewno coś strzelimy.

Rok temu za taką porażkę zrewanżowaliście się wiosną Rakowowi 3:1. Chyba to w was siedziało, skoro w serialu widać, jak prezes Dariusz Mioduski rozdziela w szatni premię za tamto zwycięstwo?

Jeśli ktoś jest sportowcem z charakterem, a do tego gra w Legii, i przegrywa dotkliwie, to mu to zostaje w pamięci. Nie wymażemy tamtego meczu, choć wolę skupiać się na teraźniejszości. Jeśli chodzi o Raków, to mieliśmy w głowach tamtą porażkę. Chcieliśmy udowodnić, że jesteśmy lepsi, i się udało. A jak będzie ze Śląskiem? Zobaczymy. Teraz najważniejszy jest Ruch Chorzów. Nie ma co wybiegać do przodu, to nic nie da. Jak się nie skupiasz na teraźniejszości, to się nie rozwijasz. Na koniec sezonu będziemy mogli porozmawiać, jak odrobiliśmy naszą lekcję z porażki we Wrocławiu.

Czytaj więcej

Ile zarobiła i z kim zagra Legia Warszawa w Lidze Konferencji Europy

Strata dziewięciu punktów do Śląska jest do odrobienia?

Nie odpuścimy. Wierzę, że ta runda będzie bardzo dobra. Sam jestem w dobrej formie i nie mam problemów z mięśniem przywodzicielem, który dokuczał mi jesienią.

Z kim się będziecie bili o tytuł?

Tabela pokazuje, że jest pięć–sześć drużyn walczących o mistrzostwo Polski. Nie obchodzi mnie, kto będzie drugi, trzeci czy czwarty. Najważniejsze, żebyśmy my byli na pierwszym miejscu.

Ryoya Morishita będzie wzmocnieniem?

Jestem pewny, że wniesie wiele do zespołu. Nie dość, że jest pozytywną postacią, to jest bardzo dobrym piłkarzem i człowiekiem. Takich potrzebujemy jak najwięcej.

Pokazuje się pan w serialu z żoną w domu i na nauce tańca. Trudno było się otworzyć przed kamerą?

Jestem ostrożny. Potrzebuję czasu, żeby się otworzyć, wpuścić kogoś do życia. Mam grono bliskich, z którymi utrzymuję kontakt, a jeśli ktoś mnie zawiedzie, to trudno o drugą szansę. Na początku ciężko było całej drużynie, bo kamery towarzyszyły nam nieustannie. Były w szatni różne sytuacje. Zdarzają się momenty, które nie powinny wychodzić za jej drzwi, ale z każdym dniem spędzonym z ekipą czuliśmy się swobodniej. Nie miałem problemu, żeby zaprosić ich na lekcję tańca czy do domu, bo on jest zawsze otwarty dla dobrych ludzi. Mogłem pokazać, że w wolnym czasie trzeba się odciąć od bodźców piłkarskich. Jesteśmy normalnymi ludźmi, mamy swoje życia, chodzimy po tych samych ulicach. Znamy się z Rafałem Maserakiem od dawna i dobrze, że te sceny się znalazły w serialu. Może młodzi chłopcy na progu kariery dostaną przykład, że trzeba robić coś jeszcze poza graniem w piłkę.

Grał pan we Włoszech i Anglii. Tam presja była podobna do tej w stolicy?

Spośród klubów, w których grałem, największa jest w Legii. Tutaj co roku oczekuje się mistrzostwa. Nie mam z tym problemu i każdy, kto chce grać w Warszawie, musi sobie radzić z oczekiwaniami. To powinno napędzać, bo kibice nas wspierają. Ja jestem tak skonstruowany, że na mnie presja działa dobrze i nawet lubię sam sobie dołożyć oczekiwań. Oczywiście każdy jest inny. Jednych oczekiwania kibiców potrafią wznieść na wyższy poziom, a innych blokować w wielu sytuacjach.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Rosyjskie miliony w Budapeszcie. Gazprom ma zostać sponsorem słynnego węgierskiego klubu
Piłka nożna
Nowy Kylian Mbappe pilnie poszukiwany. Lamine Yamal na celowniku Paris Saint-Germain
Piłka nożna
Wisła Kraków i rwący nurt pierwszej ligi. Droga do Ekstraklasy daleka
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch