Od dawna używam metafory, że znajdujemy się na autostradzie wyborczej, na której konfrontują się dwa rajdowe teamy. To zarazem dwie równe wrażliwości, dwie wizje Polski i dwa rozłączne elektoraty. Dlatego po wyborach październikowych i na dwa miesiące przed europarlamentarnymi wybory samorządowe nie mogły być starciem tylko o to, kto przejmie lokalnie władzę, obsadzi sejmiki czy zawłaszczy fotele prezydentów, wójtów lub burmistrzów. To był kolejny epizod ważnego dla całej Polski sporu, w którym po jednej stronie stoi centralistyczna, reprezentująca umiarkowanie konserwatywny, eurosceptyczny elektorat partia Jarosława Kaczyńskiego, a po drugiej wolnościowa, wielkomiejska i proeuropejska formacja, której twarzą i liderem jest Donald Tusk.

Czytaj więcej

Nadeszła fala zmian w samorządzie. Wyniki wyborów zaskoczyły nie tylko w Krakowie

Wybory z twarzą Kaczyńskiego i twarzą Tuska

Kto wygrał, kto przegrał w tej konfrontacji? To pytanie, które nas Polaków absorbuje nie mniej, niźli kwestia, czy lokalnym włodarzem będzie pan X, czy pan Y. Nieraz zastrzegałem, że wcale nie uważam, iż ta dominacja polityki partyjnej w wyborach samorządowych jest dla kraju szczególnie fortunna. Nie jest. Te wybory są na inny temat. Rozstrzygają o jakości życia w naszym najbliższym sąsiedztwie, o tym, kto będzie gospodarzem, jak poradzi sobie z „koszeniem lokalnego trawnika”, by użyć kolejnej metafory. To istota rzeczy. Niemniej nie da się, nie można ignorować tego szerszego, partyjnego kontekstu. Trzeba się z nim pogodzić, przyjąć go za dobrą monetę.

 Wybór między Kaczyńskim i Tuskiem ma znaczenie bardziej fundamentalne niż kwestia obsady fotela burmistrza

Polska jest na rozdrożu

Bo dzisiejsza Polska jest na rozdrożu. Zarówno geopolityka, jak i nasze typowo polskie uwarunkowania powodują, że ów wybór między Kaczyńskim i Tuskiem ma znaczenie bardziej fundamentalne niż kwestia obsady fotela burmistrza. Ten wybór to nasza narodowa przyszłość w trudnych czasach. Czy chcemy Polski obracającej się plecami do Unii, czy proeuropejskiej? Skłóconej z sąsiadami, czy takiej, która buduje z nimi dobre stosunki? Centralistycznej czy samorządowej? Ksenofobicznej, czy otwartej na ludzi innych ras, narodowości, orientacji. Dlatego jest fundamentalnie ważne, który team na wspomnianej wyżej autostradzie nabiera rozpędu. Od wyniku tych wyborów zależeć będzie, czy PiS wejdzie w kolejne z poczuciem własnej siły czy słabości? Czy rozpędzą się formacje demokratyczne. I kto w końcu będzie prezydentem? Człowiek współpracujący z rządem, czy taki, który wkłada kij w szprychy. Nie znamy jeszcze wszystkich oficjalnych wyników. Za kilka, kilkanaście godzin, dzień, dwa będziemy mądrzejsi. Jedno jest dziś już jednak pewne. Choć lekką przewagę zyskały formacje demokratyczne, prawicy lekceważyć nie można. Wciąż jest silna siłą swojego elektoratu. I będzie jeszcze długo.