Andrzej Sławiński: Niemcy – cień Weimaru

Gospodarka niemiecka jest dzisiaj w sytuacji nieporównanie lepszej niż w latach 30. Trudno jednak uciec przed obawą, że dążenie do równoważenia budżetu sprzyja popularności AfD.

Publikacja: 30.01.2024 03:00

Andrzej Sławiński: Niemcy – cień Weimaru

Foto: r.guz

Prognozy mówią, że niemiecka gospodarka wydobędzie się z zeszłorocznej technicznej recesji, ale tempo PKB wzrostu wyniesie zaledwie 1 proc. Aktualne pozostają więc pytania o to, czy z niemiecką gospodarką nie dzieje się coś trwale niedobrego? Mimo wszystko nie wydaje się, że tak jest. Kłopoty gospodarcze Niemiec są w większości podobne jak innych krajów wysoko rozwiniętych.

Rzeczą, która odróżnia Niemcy, jest ich uporczywe trwanie przy zasadzie równoważenia budżetu. Sytuacja ta jest mimo wszystko zadziwiająca, ponieważ dotyczy kraju dysponującego dużym nadmiarem oszczędności. Teoretycznie pozwalałoby to niemieckiemu rządowi utrzymywać deficyt budżetowy, który – dzięki temu, że byłby finansowany z oszczędności – nie powodowałby inflacji.

Obfitość kłopotów

Obecne trudności Niemiec nie mogą przesłaniać faktu, że są one krajem, który odniósł sukces w czasach, gdy we wszystkich gospodarkach państw wysoko rozwiniętych stale malało zatrudnienie w przemyśle. Wprawdzie rosło jednocześnie w usługach, ale w praca w nich często nie daje ani dużej satysfakcji, ani bezpiecznego poziomu dochodów. Sukces Niemiec polegał na tym, że proces zmniejszania udziału zatrudnienia w przemyśle następował w ich gospodarce wolniej niż w innych krajach rozwiniętych. I działo się, mimo że to właśnie niemieckie firmy stworzyły największe, obok USA i Japonii, globalne sieci wytwórcze, przenosząc dużą część produkcji do Chin i naszej części Europy.

Dzisiejsze kłopoty gospodarcze Niemiec wynikły z przyczyn, na które niemieckie władze nie miały dużego wpływu. Jedną z nich był oczywiście wzrost cen energii wywołany brutalną napaścią Rosji na Ukrainę. Postawiło to w trudnej sytuacji zwłaszcza niemiecki przemysł chemiczny. Spowodowane wzrostem inflacji podwyżki stóp procentowych EBC wywołały dekoniunkturę na niemieckim rynku budowlanym. Schodzenie Chin na niższą niż w poprzednich dekadach ścieżkę wzrostu wpłynęło zaś niekorzystnie na niemiecki eksport. Na dodatek zmiany demograficzne sprawiają, że z niemieckiego rynku pracy znikną wkrótce miliony osób, a imigranci tylko w części zapełnią tę lukę.

Jakkolwiek by patrzeć, kłopotów Niemcom nie brakuje. O czym jednak najżarliwiej dyskutują niemieccy ekonomiści? W dużej mierze o sensowności dalszego stosowania wprowadzonej w 2009 r. zasady „czarnego zera” zobowiązującej rząd do utrzymywania zrównoważonego salda budżetu.

Czarne zero

W tym Niemcy są rzeczywiście wyjątkiem. W latach 2012–2019 (przez epidemią) jako jedyny kraj spośród dużych państw rozwiniętych utrzymywały zrównoważone saldo budżetu lub jego nadwyżkę. W efekcie relacja długu publicznego do PKB zmalała w tamtym czasie w Niemczech z 80 proc. do 60 proc.

W tym samym okresie w Japonii relacja ta wzrosła z 220 do 236 proc. Dlaczego Japończycy zwiększali swój i tak duży dług publiczny? Dlatego że mając – jak Niemcy – nadmiar oszczędności, mogą bez trudu finansować deficyty budżetowe, nie wywołując tym inflacji.

Zabawną tego ilustracją są podejmowane co jakiś czas przez rynki finansowe próby spekulowania na spadek cen japońskich obligacji. Określa się je żartobliwie jako widow-maker trades. Jest tak dlatego, że ich nieskuteczność pogarsza sytuację finansową żon dilerów. A jest tak po prostu dlatego, że przy występującej w Japonii dużej nadwyżce oszczędności popyt na japońskie obligacje skarbowe jest stale wystarczająco duży, by ich spekulacyjna sprzedaż nie wywierała istotnego wpływu na cenę.

Japoński rząd od lat zapowiada, że będzie starał się osiągać nadwyżki pierwotnego (bez uwzględnienia kosztów obsługi długu) salda budżetu i zacznie zmniejszać dzięki temu swoje zadłużenie. Jak dotąd jednak tego nie robi, by nie pogarszać koniunktury w gospodarce. Na tle tego, co robi Japonia, racjonalność stałego osiągania przez Niemcy w latach 2011–2029 nadwyżek salda pierwotnego budżetu jest naprawdę trudna do uzasadnienia.

Czarna dziura

Czarne zero, zmniejszając popyt krajowy, zwiększa nadwyżkę handlową i aktywa zagraniczne Niemiec. Można oczywiście mówić, że niemieccy emeryci będą dzięki temu czerpać kiedyś dochody np. ze sprzedaży kupionych za granicą akcji. Pytanie jednak, kto i po jakiej cenie będzie je wtedy kupował? Duże banki inwestycyjne już dzisiaj zamartwiają się, że wkrótce, na skutek starzenia się społeczeństw, skurczą się znacznie ich dochody z private banking, bo zacznie kurczyć się popyt na akcje. Dodajmy, że już w zeszłej dekadzie indeksy podtrzymywane były w decydującej mierze przez wykupy akcji własnych przez spółki giełdowe. Oznacza to, że giełdy już wtedy kwitły na ruchomych piaskach.

Jakkolwiek by jednak było, emerytury Niemców będą oczywiście zależeć głównie nie od indeksów giełdowych, lecz od stanu niemieckiej gospodarki. Z tego punktu widzenia polityka czarnego zera działa trochę jak czarna dziura, która pożera możliwości rozwojowe tkwiące w nadwyżce oszczędności krajowych. Peter Bofinger (niemiecki ekonomista – red.) podkreśla, że niepotrzebne ograniczanie – w imię doktryny czarnego zera – wydatków na szkolnictwo, zdrowie, transport publiczny i w ogóle na infrastrukturę rodzi rosnące rozgoryczenie społeczne wobec rządzących.

A jeśli tak jest, to trudno nie przywołać artykułu Barry’ego Eichengreena i Petera Temina, w którym zastanawiają się, jakie byłyby wyniki wyborów w Niemczech na początku lat 30., gdyby władze Republiki Weimarskiej nie dążyły nieroztropnie do zrównoważenia budżetu w samym środku zabójczej recesji.

Niemiecka gospodarka jest dzisiaj w sytuacji nieporównanie lepszej niż wtedy. Trudno jednak uciec przed obawą, że czarne zero sprzyja niepokojąco szybko rosnącej popularności AfD.

Andrzej Sławiński

Prof. Andrzej Sławiński pracuje w Katedrze Ekonomii Ilościowej SGH, w przeszłości m.in. członek RPP.

Prognozy mówią, że niemiecka gospodarka wydobędzie się z zeszłorocznej technicznej recesji, ale tempo PKB wzrostu wyniesie zaledwie 1 proc. Aktualne pozostają więc pytania o to, czy z niemiecką gospodarką nie dzieje się coś trwale niedobrego? Mimo wszystko nie wydaje się, że tak jest. Kłopoty gospodarcze Niemiec są w większości podobne jak innych krajów wysoko rozwiniętych.

Rzeczą, która odróżnia Niemcy, jest ich uporczywe trwanie przy zasadzie równoważenia budżetu. Sytuacja ta jest mimo wszystko zadziwiająca, ponieważ dotyczy kraju dysponującego dużym nadmiarem oszczędności. Teoretycznie pozwalałoby to niemieckiemu rządowi utrzymywać deficyt budżetowy, który – dzięki temu, że byłby finansowany z oszczędności – nie powodowałby inflacji.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację