Rzeczpospolita: Słynie pan z inscenizacji najsłynniejszych musicali, obecnie w Romie rekordy powodzenia bije „Mamma Mia!" w pana reżyserii, tymczasem dokonuje pan nagłego zwrotu i pracuje nad autorskim musicalem „Piloci", inspirowanym losami dywizjonu 307. Skąd taki wybór?
Wojciech Kępczyński:
Wyrosłem w kulcie polskich pilotów walczących m.in. w bitwie o Anglię. To także moja rodzinna historia dwóch braci babci ze strony mamy, Jana i Maksymiliana Lewandowskich, którzy walczyli w szeregach dywizjonu 307 Polskich Sił Powietrznych, zwanego „Lwowskimi Puchaczami". Maksymilian był jednym z dowódców dywizjonu, który brał również udział w bitwie o Atlantyk i w bitwie o Niemcy. O polskich pilotach walczących na Zachodzie po wojnie mało się mówiło, a wielu z tych, którzy wrócili do kraju, trafiło do celi śmierci, w tym Stanisław Skalski. Moi dziadkowie wyjechali do Kanady i po raz pierwszy odwiedzili Polskę po 1956 roku. Pamiętam ich opowiadania. Dzięki nim poznałem innych pilotów. Życiorysy były dramatyczne, tak zawiłe, że trudno byłoby choćby częścią ich przygód obdzielić bohaterów mojego musicalu, bo wyobraźnia widzów nie wytrzymałaby tak częstych zwrotów akcji. Oczywiście ich losy były tylko inspiracją do stworzenia libretta, które będzie konglomeratem wielu biografii, motywów i pomysłów.
I co pan ostatecznie ułożył?
Wszystko ułożyło się w musicalową fantazję, również dlatego, że głównym tworzywem widowiska nie mogą być fakty, tylko muzyka. Kolejną kwestią jest scenografia, która też nie może być dosłowna. W tekstach piosenek da się za to opowiedzieć miłosną historię tancerki kabaretowej Niny i Jana, świeżo upieczonego absolwenta szkoły lotniczej w Dęblinie. Poznają się tuż przed wybuchem wojny, która staje na drodze ich miłości, bo Jan po kampanii wrześniowej wraz z kolegami z oddziału ewakuuje się przez Francję do Anglii, gdzie walczy z Niemcami. Korzystamy z pomocy konsultanta historycznego, bo nie chcielibyśmy popełnić żadnych błędów. Nasze hurricane'y i spitfire'y będą miały tyle łopatek śmigieł, co w rzeczywistości. Wiem coś o tym, bo sam chciałem zostać pilotem.