Od listopada 2016 r. do 6 marca 2017 r. NIK sprawdzała, czy w latach 2014–2016, czyli w okresie, gdy UKE kierowała głównie Magdalena Gaj, a rządziła Platforma Obywatelska, urząd prawidłowo zarządzał częstotliwościami. Wyrok jest salomonowy. Z jednej strony NIK stwierdziła nieprawidłowości i uchybienia w działaniu UKE oraz nadzorującego go resortu cyfryzacji, z drugiej podała, że ocenia pracę urzędników... pozytywnie.
Kontrola miała ścisły związek z kontrowersyjną, ciągnącą się długo tzw. aukcją LTE, czyli aukcją częstotliwości 800 i 2600 MHz. Zarówno jej przebieg (zasady, pomyłka, w której efekcie aukcję trzeba było powtórzyć), jak i ramy prawne pozwalające składać niewiążące oferty były ostro krytykowane przez operatorów i ekspertów, w tym obecną minister cyfryzacji Annę Streżyńską.
NIK też uznała, że aukcja została przygotowana nieprawidłowo. – Nieprawidłowości wynikały z długotrwałości postępowania aukcyjnego i nieodpowiedniego przygotowaniu dokumentacji aukcyjnej – mówi Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK. Według Izby w dokumentacji zabrakło m.in. wskazania momentu zakończenia aukcji.
Zażarta walka o pasmo dla mobilnego internetu, którą toczyli operatorzy przebijając oferty konkurentów, w tym radomskiego startupu NetNet, spółki związanej personalnie z grupą Zygmunta Solorza, mogłaby trwać do dziś, gdyby nie – również mocno krytykowane (m.in. przez Radę ds. Cyfryzacji, w której skład wchodziła Streżyńska, czy posłów PiS) – rozporządzenie ministra cyfryzacji Andrzeja Halickiego. Raport Izby potwierdza plotki, że inicjatorem rozporządzenia określanego potem jako lex Halicki był... UKE.
Ostatecznie aukcja zakończyła się w październiku 2015 r., a w 2016 r. do budżetu państwa wpłynęło 9,2 mld zł opłat za rezerwacje pasma.