Nobla dostał rockandrollowiec z krwi i kości, ale też najinteligentniejszy pośród rockmanów uczeń Szekspira, który tak jak on zapożyczał poetyckie i muzyczne motywy, a nawet kradł od kolegów płyty, by stworzyć niezrównanie oryginalne ballady i protest songi. Dylan-bard to duchowy brat poetów przeklętych i spadkobierca średniowiecznych klerków, którzy rzucali wyzwanie władcom świata, mówiąc im najtrudniejszą prawdę.
A jeśli komuś szkoda, że w tym roku Nobla nie dostał syryjski poeta Adonis, syn najbardziej rozbitego obecnie przez wojnę narodu, wokół którego rozpętał się już światowy kryzys imigracyjny, Dylan znakomicie go wyręczy. Właśnie swoimi gniewnymi songami, ponieważ od początku walczył o pokój, piętnował rasizm. A tworząc je, czerpał m.in. garściami z najważniejszej księgi, czyli Biblii. Stworzonej przez największych wygnańców w historii, a więc Żydów, wśród których jest on sam. Najsłynniejszy amerykański bard jest potomkiem imigrantów z terenów dawnej Rzeczypospolitej, a konkretnie Litwy, oraz rosyjskiej Odessy, skąd uciekali przed pogromami.
Jego ostatnie wywiady brzmią jak noblowski wykład: – Ludzie są dziś opanowani przez chore ambicje, chciwość, egoizm – powiedział. – Większość z nas żyje w imadle tych ponurych doznań. Młodzi ludzie, zamiast oglądać YouTube'a, powinni udać się na łono natury. Ograniczanie życia do mediów elektronicznych, telefonów komórkowych i gier wideo pozbawia ich tożsamości. To nie ma nic wspólnego z wolnością! Uliczne bunty wywołują ci, którzy nie mają perspektyw i zaczynają brać narkotyki. A przecież wystarczyłoby dać im dobrą pracę. Nie jestem komunistą, ale pytam się: czy miliarderzy używają swoich pieniędzy w cnotliwy sposób? Kiedy nikt nie ma na nich wpływu, tylko chyba Bóg może ich natchnąć do opamiętania i dobrych czynów.
Mógł być górnikiem, bo urodził się w północnej Minnesocie, nieopodal kopalni rudy żelaza. Mieszkał w jednej dzielnicy z polskimi emigrantami. Potem chciał zerwać z rodziną, by ukryć żydowskie pochodzenie. Także z obawy przed antysemityzmem zmienił nazwisko Zimmerman na inspirowane postacią poety Dylana Thomasa. Chociaż rodzina nie była ortodoksyjna, jego przejście na chrześcijaństwo w 1970 r. wywołało szok. W 1987 r. był gościem Jana Pawła II podczas Światowej Konferencji Eucharystycznej w Bolonii. Z kolei Benedykt XVI uznał jego rodzaj ekspresji za „niechrześcijański"!
Trzecią religią była zawsze muzyka. Pierwszą piosenkę poświęcił Brigitte Bardot. Fascynował go film „Dziki" z Marlonem Brando, identyfikował się z „Buntownikiem bez powodu" z Jamesem Deanem.
Modlitwa przed zagładą
Kiedy wyjeżdżał na studia, ojciec prosił go, by nie pisał wierszy. Tymczasem komponował jedną dobrą piosenkę dziennie. Po lekturze „W drodze" Jacka Kerouaca wybrał życie na autostopie. W Chicago poznał Pete'a Seegera. W Nowym Jorku nachodził rodzinę muzycznego idola Woody'ego Guthriego, a jego samego – w szpitalu. Śpiewał nieprzytomnemu artyście piosenki, a potem imponował wszystkim znajomością, której nie było.