Bob Dylan, król bardów

Za co? Pytają sceptycy. Werdykt brzmi: za to, że podniósł tradycję amerykańskiej piosenki do rangi sztuki.

Aktualizacja: 14.10.2016 07:09 Publikacja: 13.10.2016 18:52

Bob Dylan, król bardów

Foto: AFP

Powie ktoś, że świat oszalał, bo 13 października, w dniu śmierci Dario Fo, najbardziej kontrowersyjnego noblisty, a również komika estradowego, literackiego Nobla otrzymał inny artysta estradowy, również o lewicowych poglądach.

Wcześniej laureat Pulitzera i Medalu Wolności. Zasłużył sobie na nagrody setkami songów z 37 studyjnych płyt, tomikami, powieścią „Tarantula" i groteskową autobiografią „Kroniki. Część 1".

Europejskie korzenie

Pewnie znajdą się tacy, którzy pytać będą kpiąco, czy wcześniej nagrodzony Grammy i Oscarem teraz przylepi na swoje płyty nalepkę „Laureat Nobla", żeby sprzedać kolejne 100 mln albumów. Powinni jednak pamiętać, że jest kontynuatorem wielkiej literackiej tradycji bitników, którzy odmienili konserwatywną Amerykę.

Noblista-rockandrollowiec już od dawna ma na 14 października zakontraktowany występ na kalifornijskim festiwalu Desert Trip. Kiedy cały literacki świat zaskoczyła decyzja o tegorocznym werdykcie, można było jeszcze kupić bilety za równowartość 400 dolarów. Noblista poprzedzi sobotni koncert Paula McCartneya z The Beatles, dla których był mistrzem, a przecież podczas wizyty kwartetu w Ameryce w 1964 roku wypalili „trawkę pokoju".

Dylan zagra też przed koncertem The Rolling Stones, którzy na pewno zaśpiewają jego wielki hit „Like a Rolling Stone". Song o włóczędze, jakim bywa sam kompozytor, przemierzający od pięciu dekad kontynenty w koncertowym autobusie, dając nieprawdopodobnie dużo występów nie tylko na swoje 75 lat.

Nobla dostał rockandrollowiec z krwi i kości, ale też najinteligentniejszy pośród rockmanów uczeń Szekspira, który tak jak on zapożyczał poetyckie i muzyczne motywy, a nawet kradł od kolegów płyty, by stworzyć niezrównanie oryginalne ballady i protest songi. Dylan-bard to duchowy brat poetów przeklętych i spadkobierca średniowiecznych klerków, którzy rzucali wyzwanie władcom świata, mówiąc im najtrudniejszą prawdę.

A jeśli komuś szkoda, że w tym roku Nobla nie dostał syryjski poeta Adonis, syn najbardziej rozbitego obecnie przez wojnę narodu, wokół którego rozpętał się już światowy kryzys imigracyjny, Dylan znakomicie go wyręczy. Właśnie swoimi gniewnymi songami, ponieważ od początku walczył o pokój, piętnował rasizm. A tworząc je, czerpał m.in. garściami z najważniejszej księgi, czyli Biblii. Stworzonej przez największych wygnańców w historii, a więc Żydów, wśród których jest on sam. Najsłynniejszy amerykański bard jest potomkiem imigrantów z terenów dawnej Rzeczypospolitej, a konkretnie Litwy, oraz rosyjskiej Odessy, skąd uciekali przed pogromami.

Jego ostatnie wywiady brzmią jak noblowski wykład: – Ludzie są dziś opanowani przez chore ambicje, chciwość, egoizm – powiedział. – Większość z nas żyje w imadle tych ponurych doznań. Młodzi ludzie, zamiast oglądać YouTube'a, powinni udać się na łono natury. Ograniczanie życia do mediów elektronicznych, telefonów komórkowych i gier wideo pozbawia ich tożsamości. To nie ma nic wspólnego z wolnością! Uliczne bunty wywołują ci, którzy nie mają perspektyw i zaczynają brać narkotyki. A przecież wystarczyłoby dać im dobrą pracę. Nie jestem komunistą, ale pytam się: czy miliarderzy używają swoich pieniędzy w cnotliwy sposób? Kiedy nikt nie ma na nich wpływu, tylko chyba Bóg może ich natchnąć do opamiętania i dobrych czynów.

Mógł być górnikiem, bo urodził się w północnej Minnesocie, nieopodal kopalni rudy żelaza. Mieszkał w jednej dzielnicy z polskimi emigrantami. Potem chciał zerwać z rodziną, by ukryć żydowskie pochodzenie. Także z obawy przed antysemityzmem zmienił nazwisko Zimmerman na inspirowane postacią poety Dylana Thomasa. Chociaż rodzina nie była ortodoksyjna, jego przejście na chrześcijaństwo w 1970 r. wywołało szok. W 1987 r. był gościem Jana Pawła II podczas Światowej Konferencji Eucharystycznej w Bolonii. Z kolei Benedykt XVI uznał jego rodzaj ekspresji za „niechrześcijański"!

Trzecią religią była zawsze muzyka. Pierwszą piosenkę poświęcił Brigitte Bardot. Fascynował go film „Dziki" z Marlonem Brando, identyfikował się z „Buntownikiem bez powodu" z Jamesem Deanem.

Modlitwa przed zagładą

Kiedy wyjeżdżał na studia, ojciec prosił go, by nie pisał wierszy. Tymczasem komponował jedną dobrą piosenkę dziennie. Po lekturze „W drodze" Jacka Kerouaca wybrał życie na autostopie. W Chicago poznał Pete'a Seegera. W Nowym Jorku nachodził rodzinę muzycznego idola Woody'ego Guthriego, a jego samego – w szpitalu. Śpiewał nieprzytomnemu artyście piosenki, a potem imponował wszystkim znajomością, której nie było.

Przyjaciele z dzielnicy nowojorskiej bohemy, Greenwich Village, wspominają, że lubił grać kogoś innego, bo był to sposób, by wyzwolić się z ograniczeń. Starając się o kontrakt, łgał, że wychował się na Południu i uczył się śpiewać od Indian. Wiedział też, że artysta dążący do popularności musi mieć tajemnicę. Ujawnił ją Martinowi Scorsese w dokumencie „No Direction Home": – Chciałem, żeby moje życie było jak „Odyseja". Nie wiem, gdzie jest moje miejsce, urodziłem się z dala od niego, ale wciąż tam zmierzam.

W czasie kryzysu kubańskiego słuchano folkowo-bluesowych songów Dylana jak modlitwy przed zagładą. Podczas marszu na Waszyngton stał razem z ukochaną Joan Baez obok Martina Luthera Kinga, gdy wypowiadał on słynne: „Miałem sen... ". Podczas wyborów śpiewał na polach Południa i doradzał murzyńskiej ludności.

Dzięki antywojennym hymnom „Blowin' in the Wind", „A Hard Rain's A-Gonna Fall" czy „Masters of War" stał się patronem ruchu hipisowskiego i pacyfistycznego. Ale po zabójstwie Kennedy'ego zbuntował się przeciwko liberałom. Pytany, czy będzie na marszu przeciwko wojnie w Wietnamie, kpił w żywe oczy, mówiąc, że jest zajęty. Odmówił udziału w Woodstocku.

Manifestem niezależności stał się wielki przebój „Like a Rolling Stone" wykrojony z 50-zwrotkowego poematu. Liberałowie zarzucili mu egoizm, a miłośnicy folku, że sięgając po gitarę elektryczną, stał się judaszem. Płyta z tamtej trasy koncertowej ukaże się niedługo w serii bootlegów, bo jak inni wielcy pisarze publikuje także swoje brudnopisy.

Polskie koncerty

Przed Beatlesami odkrył, że najwięcej zarabiają autorzy i mający prawa do piosenek publisherzy. Występował w obu rolach. Gdy płyta kosztowała 2 dolary, dostawał po 2 centy za publikację piosenki. W 1965 r. czerpał zyski z piosenek wydanych na płytach 45 artystów.

Jego „All Along Watchtower" zaśpiewał Jimi Hendrix, „Like a Rolling Stone" Stonesi, „Knockin' at the Heaven's Door" z filmu „Pat Garrett i Billy Kid" zreinterpretowało 150 artystów, w tym Eric Clapton i Guns N' Roses. Na dwóch płytach pomagał mu Mark Knopfler.

Miał lata tłuste i chude. Te ostatnie zakończył comebackiem „Time out of Mind" (1997) ze wspaniałymi stylizacjami na lata 50. Jego głos staje się coraz bardziej drapieżny, ale na tym polega przecież urok dylanowskiego stylu śpiewania, który na początku wielu krytykowało jako „kozie beczenie". Aż stało się niepowtarzalną marką, tak jak zwariowana gra na harmonijce.

Dla Dylana najważniejszy jest przekaz. Dlatego gdy występował w warszawskiej Stodole, obowiązywał bezwzględny zakaz fotografowania. Zawsze gra w najgorzej oświetlonym miejscu sceny. Jednak kiedy po raz pierwszy w 1994 roku przyjechał do Polski, w Krakowie oświetlały go pioruny. Zespół bał się grać podczas burzy, a on chwycił do ręki gitarę akustyczną. W 53. minucie ze sceny sprowadził go Andrzej Marzec, który w Warszawie pokazał mu przestrzeń dawnego getta. Mieczysław Wachowski nie umówił wtedy prezydenta Lecha Wałęsy z przyszłym noblistą. W 2014 r. był w Dolinie Charlotty. Pochwalił publiczność i miejsce, poklepał przyjacielsko po twarzy organizatora Mirosława Wawrowskiego. „Jesteś najszczęśliwszym promotorem na świecie, bo Bob poświęcił ci tyle czasu". Ile? Pół minuty! Przed laty Dylana śpiewała Maryla Rodowicz, a potem Martyna Jakubowicz.

Nikt nie zaprzeczy, że organizatorzy noblowskiej gali nie muszą osobno płacić za koncert muzycznej gwiazdy.

Powiedzieli „Rzeczpospolitej"

Martyna Jakubowicz, wokalistka, autorka tekstów

Oczekiwałam tego Nobla. Kiedy usłyszałam werdykt, pomyślałam – nareszcie! Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałam jego piosenki, ale na pewno było to w czasach licealnych. A pierwszą jego piosenką, jaką zaśpiewałam, była ballada „Żegnaj mi, Angelino" („Farewell Angelina").

Dobór utworów na moją płytę „Tylko Dylan" z 2005 r. z coverami był trudny ze względu na ilość piosenek w dorobku Dylana. Wybrałam starsze, bardziej protestujące oprócz sztandarowego „Blowin' in the Wind". Jeśli chodzi o prawa autorskie, nie było żadnych kłopotów. Andrzej Jakubowicz (były mąż Martyny Jakubowicz – red.) w Nowym Jorku wybrał się do firmy zarządzającej prawami do utworów Dylana i otrzymał zgodę.

Na żywo słuchałam Dylana w Stodole w 2008 roku. Miałam propozycję zagrania przed nim w czasie jego ostatniego koncertu i nie zdecydowałam się. Teraz pewnie podjęłabym wyzwanie. —mku

Muniek Staszczyk, wokalista i tekściarz T.Love

Należało mu się już dawno. Liczyłem na to w zeszłym roku i dwa lata temu, bo chodziły takie pogłoski. Absolutnie zasłużona rzecz. Nie ma na świecie wybitniejszego faceta piszącego teksty.

Pierwszy raz usłyszałem Dylana w liceum, gdy puszczali go w Trójce. I to była absolutna klasyka – „Blowin' In The Wind" oraz „Girl From The North Country". To było w czasach, kiedy byłem zainfekowany punk rockiem i Dylan gładko mi wszedł, bo był taki chropowaty. Potem zacząłem tłumaczyć sobie jego teksty, bo babcia zapisała mnie na angielski. Pierwsza płyta, którą w całości po swojemu przetłumaczyłem, to „Desire". Wielokrotnie graliśmy z zespołem covery jego utworów, m.in. „All Along The Watchtower", „The Times They Are A-Changin'", „Knocking On The Heavens Door". Zresztą kawałek „King" jest mocno zainspirowany Dylanem, ale też nowszy „Lucy Phere", on cały czas jest obecny w mojej twórczości i T.Love. —mku

Jacek Cygan, tekściarz, poeta i prozaik

Znakomicie! To znak, że jakieś nowe powietrze wpadło do szanownego kolegium noblowskiego i warto taką chwilę świętować. Dylan to wybitny autor, tekściarz, który potrafił dotknąć najważniejszych spraw.

Byłem chyba w liceum, gdy usłyszałem „Blowing in the Wind". Zszokowało mnie, że w ogóle można tak pisać. Słuchając Dylana, uczyliśmy się tego, że w prostej piosence można mówić o ważnych rzeczach. Najbardziej lubię właśnie „Blowing in the Wind", ale też „Like a Rolling Stone", „Mr Tambourine Man" no i „Just Like a Woman"... Ta ostatnia była bardzo mocna, w taki sposób nie mówiło się wtedy o kobiecie czy do kobiety.

Oglądałem natomiast nagrania z jego koncertów i uderzyło mnie, jak znakomicie jego teksty broniły się w różnych gatunkach, które przecież czasami zabijają słowo. Jego słowo broniło się w otoczeniu muzyki zawsze. To mi imponowało. —mku

Daniel Wyszogrodzki, tłumacz, dziennikarz muzyczny

Bardzo się cieszę, że Komisja Noblowska nobilitowała formę literacką, jaką jest piosenka. I podniosłą ją do rangi sztuki wyższej, którą Bob Dylan uprawia przez pół wieku. On sprawił, że piosenka nie tylko nagle zaczęła mówić o wszystkim. Do rozszerzenia tematyki dołączył absolutnie nieprawdopodobne słownictwo wcześniej nieznane muzyce popularnej. Rozszerzył je o surrealistyczne wizje. Nie bez racji zwano go Picassem piosenki, bo jak Picasso miał w swoim życiu artystycznym różne okresy. Każdy był interesujący, każdy inny. Dylan to artysta, który nie przestaje się rozwijać, zaskakiwać.

Myślę, że dzięki tegorocznemu werdyktowi część środowiska literackiego dowie się, kim naprawdę jest Bob Dylan.

Bardzo jestem natomiast ciekaw, jakie jemu przyniesie ta nagroda konsekwencje. Czy po kilku latach milczenia wyzwoli w nim nowe literackie działania, czy zamknie się w sobie? Bo to bardzo enigmatyczny człowiek. —j. b-s.

Powie ktoś, że świat oszalał, bo 13 października, w dniu śmierci Dario Fo, najbardziej kontrowersyjnego noblisty, a również komika estradowego, literackiego Nobla otrzymał inny artysta estradowy, również o lewicowych poglądach.

Wcześniej laureat Pulitzera i Medalu Wolności. Zasłużył sobie na nagrody setkami songów z 37 studyjnych płyt, tomikami, powieścią „Tarantula" i groteskową autobiografią „Kroniki. Część 1".

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Warszawa: Majówka w Łazienkach Królewskich
Kultura
Plenerowa wystawa rzeźb Pawła Orłowskiego w Ogrodach Królewskich na Wawelu
Kultura
Powrót strat wojennych do Muzeum Zamkowego w Malborku
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił