Jan Szynaka: Wzrost eksportu mebli jest niezagrożony

Jan Szynaka, prezes spółki Szynaka Meble, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli

Publikacja: 23.10.2016 20:48

Jan Szynaka, prezes spółki Szynaka Meble, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli

Jan Szynaka, prezes spółki Szynaka Meble, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli

Foto: materiały prasowe

Rz: Od kiedy firma eksportuje?

Jan Szynaka: Granice Polski przekroczyliśmy w latach 90. XX w., kierując się na rynki wschodnie, które były nieznane i niepewne. Handlowaliśmy tam przez prawie 10 lat. Żaden partner ze Wschodu nas nie oszukał. Potem Rosja wprowadziła bardzo wysokie cła będące niemal równowartością importowanych mebli. Musieliśmy szukać innych rynków, choć już wtedy kierowaliśmy się w stronę Niemiec i krajów niemieckojęzycznych. To było jednak za mało ze względu na duże moce produkcyjne. Weszliśmy więc w kooperację z europejskimi koncernami, co otworzyło nam rynki zachodnie. Tak było np. z Ikeą. Od 15 lat jesteśmy jej dostawcą na wszystkie rynki świata. Jest to jednak tylko część, ok. 40 proc., naszego eksportu. Za pozostałą odpowiadamy sami. Po upadku Grupy Schieder w Europie i przejęciu przez nas jej głównej produkcji w Polsce, a przez naszych partnerów głównej dystrybucji w Niemczech, połączyliśmy od pięciu lat nasze siły i Grupa Szynaka wraz z Grupą Bega w Niemczech stanowi największą siłę meblową w Europie.

Ostatnio zajęliście się ekspansją na rynki arabskie?

Rynki Półwyspu Arabskiego były niezweryfikowane pod kątem eksportu mebli. Nasz cel to mocne i długie zadomowienie się na nich, bo tam powstają całe osiedla, a także niesamowite wieżowce, w których jest po kilka tysięcy mieszkań i wszystkie trzeba umeblować. Wyposażenie choćby jednej z takich „wież" oznacza potężny kontrakt. Wymagania są spore, bo dobrze wykształceni, młodzi Arabowie wracający po edukacji z Zachodu wiedzą, jak wyglądają nowoczesne i funkcjonalne meble. To wielki rynek zbytu. Nie tylko dla nas, ale i wielu innych polskich firm.

Korzystacie ze wsparcia rządowego. Jak pan je ocenia?

„Wsparcie rządowe" to za mocno powiedziane, jeśli chodzi o naszą grupę. To bardziej partnerstwo. My sprzedajemy, budujemy swą markę, ale budujemy też markę Polski, o którą muszą dbać ministerstwa, ale tego nie da się robić bez udziału rodzimych firm. Co ważne, podejście urzędników się zmienia. Po jednym z wyjazdów zostałem zaproszony przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych na nieoficjalną wizytę podsumowującą. To dobra praktyka, bo urzędnicy niczego się nie nauczą, jeśli nie będą uczestniczyć w roboczych spotkaniach czy wyjazdach, na których przedsiębiorcy otwarcie wskażą bolączki i podpowiedzą, jak te wyjazdy powinny wyglądać. Widzę, że teraz i Ministerstwo Rozwoju jest otwarte na zmiany.

Chwali pan teraz resorty, ale wcześniej mocno pan krytykował Wydziały Promocji Handlu i Inwestycji, które będą teraz zastąpione przez biura handlowe. To dobry pomysł?

Jeżeli będą to ci sami ludzie, którzy zajmą się tymi samymi sprawami, to ta zmiana może się okazać nieporozumieniem. Nie oznacza to, że wszystkich trzeba wymienić. Chodzi o zmianę mentalności, bo nie wszyscy wiedzą i rozumieją, jak promować polską przedsiębiorczość. Poczekajmy. Upływ czas zweryfikuje ten pomysł.

Ostatnio nasz eksport spowolnił. Co będzie dalej?

W branży meblowej co roku notujemy ok. 8-proc. wzrost produkcji, sprzedaży i eksportu. W br. będzie tak samo. Różne sektory przeżywają różne okresy, ale branża meblowa jest samodzielna w znaczeniu polityki gospodarczej. Była pierwszą sprywatyzowaną. Nie dotyczą nas strajki i inne tego typu problemy. Szybko usamodzielniliśmy się w Polsce, podbiliśmy Europę i ruszyliśmy dalej w świat. Nie zakładam, aby nasz rozwój zatrzymał się ze względów polityczno-gospodarczych. Owszem, na rynku europejskim wypadają najsłabsze firmy, ale w ich miejsce od razu wchodzą nowe, bo wskaźnik sprzedaży mebli w Europie jest prawie stały. Wykruszanie się najsłabszych producentów to szansa dla polskich firm, bo co prawda konkurujemy np. z Rumunią czy Turcją, ale to nasze firmy są elastyczne, oferują dobrą jakość i sprawne dostawy. A poza Unią Europejską też jest wielki rynek do zdobycia.

Rz: Od kiedy firma eksportuje?

Jan Szynaka: Granice Polski przekroczyliśmy w latach 90. XX w., kierując się na rynki wschodnie, które były nieznane i niepewne. Handlowaliśmy tam przez prawie 10 lat. Żaden partner ze Wschodu nas nie oszukał. Potem Rosja wprowadziła bardzo wysokie cła będące niemal równowartością importowanych mebli. Musieliśmy szukać innych rynków, choć już wtedy kierowaliśmy się w stronę Niemiec i krajów niemieckojęzycznych. To było jednak za mało ze względu na duże moce produkcyjne. Weszliśmy więc w kooperację z europejskimi koncernami, co otworzyło nam rynki zachodnie. Tak było np. z Ikeą. Od 15 lat jesteśmy jej dostawcą na wszystkie rynki świata. Jest to jednak tylko część, ok. 40 proc., naszego eksportu. Za pozostałą odpowiadamy sami. Po upadku Grupy Schieder w Europie i przejęciu przez nas jej głównej produkcji w Polsce, a przez naszych partnerów głównej dystrybucji w Niemczech, połączyliśmy od pięciu lat nasze siły i Grupa Szynaka wraz z Grupą Bega w Niemczech stanowi największą siłę meblową w Europie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację