Rz: Od kiedy firma eksportuje?
Jan Szynaka: Granice Polski przekroczyliśmy w latach 90. XX w., kierując się na rynki wschodnie, które były nieznane i niepewne. Handlowaliśmy tam przez prawie 10 lat. Żaden partner ze Wschodu nas nie oszukał. Potem Rosja wprowadziła bardzo wysokie cła będące niemal równowartością importowanych mebli. Musieliśmy szukać innych rynków, choć już wtedy kierowaliśmy się w stronę Niemiec i krajów niemieckojęzycznych. To było jednak za mało ze względu na duże moce produkcyjne. Weszliśmy więc w kooperację z europejskimi koncernami, co otworzyło nam rynki zachodnie. Tak było np. z Ikeą. Od 15 lat jesteśmy jej dostawcą na wszystkie rynki świata. Jest to jednak tylko część, ok. 40 proc., naszego eksportu. Za pozostałą odpowiadamy sami. Po upadku Grupy Schieder w Europie i przejęciu przez nas jej głównej produkcji w Polsce, a przez naszych partnerów głównej dystrybucji w Niemczech, połączyliśmy od pięciu lat nasze siły i Grupa Szynaka wraz z Grupą Bega w Niemczech stanowi największą siłę meblową w Europie.
Ostatnio zajęliście się ekspansją na rynki arabskie?
Rynki Półwyspu Arabskiego były niezweryfikowane pod kątem eksportu mebli. Nasz cel to mocne i długie zadomowienie się na nich, bo tam powstają całe osiedla, a także niesamowite wieżowce, w których jest po kilka tysięcy mieszkań i wszystkie trzeba umeblować. Wyposażenie choćby jednej z takich „wież" oznacza potężny kontrakt. Wymagania są spore, bo dobrze wykształceni, młodzi Arabowie wracający po edukacji z Zachodu wiedzą, jak wyglądają nowoczesne i funkcjonalne meble. To wielki rynek zbytu. Nie tylko dla nas, ale i wielu innych polskich firm.
Korzystacie ze wsparcia rządowego. Jak pan je ocenia?