Takie są wyniki najnowszego sondażu przeprowadzonego przez rządowe Wszechrosyjskie Centrum Badań Opinii Społecznej (WCIOM). Aż 66 proc. Rosjan jest zdania, że Kreml powinien wesprzeć Baszara Asada, gdyby Stany Zjednoczone rozpoczęły przeciwko niemu działania wojskowe. Jedynie co dziesiąty badany uważa, że Moskwa powinna się całkowicie wycofać się z Syrii.
Lokalni analitycy twierdzą, że rosyjska armia pozostanie w Syrii na długo, ale na otwarte starcie z zachodnią koalicją w obronie syryjskiego dyktatora się nie odważy.
Porażka jako sukces
Gdy w 2015 roku Rosja przerzuciła do swoich syryjskich baz systemy S-400, rosyjskie media rządowe trąbiły, że nad Syrią już nawet „mucha nie przeleci". Ale Moskwa nie odważyła się ich użyć podczas niedawnego ataku połączonych sił lotnictwa amerykańskiego, brytyjskiego i francuskiego, dokonanego w odwecie za użycie przez syryjski reżim broni chemicznej.
W Moskwie ogłoszono, że armia Asada wcale nie ucierpiała po tym ataku i że większość rakiet syryjskim siłom udało się zestrzelić.
– W tamtych dniach Rosjanie zaczęli uważnie przyglądać się wydarzeniom w Syrii, ponieważ nikt nie wiedział, jak postąpi Kreml i czy dojdzie do starcia z Amerykanami. Spekulowano o ewentualnym odwecie Rosji, ataku na ich okręty wojskowe i zestrzeliwaniu ich rakiet. Wszystko zależało od decyzji Putina, który postanowił nie odpowiadać i uniknął w ten sposób nowych sankcji Waszyngtonu. Jednocześnie wszystkie rosyjskie media trąbiły o klęsce Zachodu w Syrii i o sukcesie Asada – mówi „Rzeczpospolitej" znany rosyjski politolog Aleksiej Makarkin.