Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami powiatowe urzędy pracy, które obecnie podlegają starostom, miały wejść w skład administracji centralnej. Tłumaczono, że skoro Ministerstwo Pracy wydaje pieniądze na wspieranie bezrobotnych, to chce mieć też wpływ na sposób ich wydawania.
– Zdecydowaliśmy, że na razie nie będziemy dokonywać aż tak poważnych zmian. Sprawę centralizacji urzędów pracy chcemy przełożyć na przyszłą kadencję – mówi „Rzeczpospolitej" wiceminister Stanisław Szwed, odpowiedzialny w resorcie za sprawy związane z rynkiem pracy.
Jak wyjaśnia, w momencie gdy stopa bezrobocia spada (we wrześniu było to zaledwie 6,8 proc.), gruntowna reforma urzędów pracy nie jest już taka pilna. – Na tę decyzję ma wpływ także przeprowadzona w tym roku reforma edukacyjna, która zaogniła sytuację między rządem a samorządem. Zdecydowano, że trzeba te konflikty wyciszać, a nie podburzać – mówi nam osoba blisko związana z kierownictwem resortu.
Deklaracja wiceministra cieszy zarówno dyrektorów urzędów pracy, jak i starostów oraz pracodawców. – Centralizacja utrudniłaby pozyskiwanie środków unijnych na aktywne formy walki z bezrobociem. Większość pieniędzy mogą dostać tylko samorządy.
Dlatego uważam, że przynajmniej do 2020 r. nie należy wprowadzać żadnych zmian – mówi Jerzy Bartnicki, dyrektor urzędu pracy w Kwidzynie. Dodaje także, że już sama deklaracja o tym, że pośredniaki wejdą w skład administracji centralnej, spowodowała, że trudniej im uzyskać akceptację starostwa. – Ewidentnie przestali nas kochać – mówi Bartnicki. – Związek Powiatów Polskich także pozytywnie ocenia tę deklarację. Nie widzimy powodu, by burzyć dobrze funkcjonującą strukturę służb zatrudnienia. My znamy nasze regiony i najlepiej wiemy, na co należy wydawać te środki z funduszu pracy – mówi Ludwik Węgrzyn, prezes związku i starosta bocheński. – Wkrótce w Bochni powstanie japońska firma motoryzacyjna i już dziś musimy robić wszystko, by nie zabrakło w niej rąk do pracy – dodaje Węgrzyn.