Groźna pasza w Janowie

W karmie dla koni znalazł się niebezpieczny antybiotyk – ustaliła prokuratura w Lublinie.

Aktualizacja: 14.06.2016 10:36 Publikacja: 13.06.2016 19:23

Amra to jedna ze sławnych klaczy, jakie padły w Janowie. Przyczyną śmierci był skręt jelit. Co go wy

Amra to jedna ze sławnych klaczy, jakie padły w Janowie. Przyczyną śmierci był skręt jelit. Co go wywołało, nie wiadomo Czy pokazać w galerii

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Prokuratura badająca przyczyny śmierci koni w Janowie odkryła niepokojące zdarzenie związane z karmieniem zwierząt w słynnej stadninie. Śledczy ustalili, że w granulacie paszy co najmniej raz znalazł się antybiotyk o nazwie monenzyna i to w dawce, jaka jest dla koni śmiertelna.

Monenzynę stosuje się głównie na fermach drobiarskich do zwalczania pasożytów.

Wycofali granulat

Śledczy zajmują się stadniną w Janowie po serii zgonów klaczy, w tym dwóch należących do Shirley Watts, żony perkusisty zespołu „Rolling Stones" – Prerii i Amry. Prokuratura zleciła badanie siana, owsa i paszy z kilkudziesięciu miejsc w stadninie, w której przebywa blisko 400 koni. Antybiotyk był w granulacie, który pobrano do badania 5 kwietnia 2016 r., trzy dni po śmierci Amry.

Granulat znajdował się na taczce z owsem w tzw. boksie porodowym (tam głównie przebywały klacze Watts po oźrebieniu). Po zbadaniu okazało się, że stężenie antybiotyku wyniosło aż 1,7 mg/kg – to o jedną czwartą więcej niż dopuszczalna ilość tego antybiotyku, którą jest w stanie przeżyć koń (w czterech innych próbkach, w których odkryto monoenzynę, stężenie było bezpieczne).

Sprawa wyszła na jaw dopiero po wyizolowaniu granulatu z owsa i zbadaniu obu pasz osobno. Gdy były zmieszane, stężenie monenzyny wyniosło tylko 0,45 mg/kg – a więc była to dawka dla koni bezpieczna.

– Ustalono, że owies stanowił 77 proc., a granulat 23 proc. mieszaniny – tłumaczy Waldemar Moncarzewski, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Lublinie.

– Granulat wycofaliśmy z użycia zaraz po pierwszych wynikach badań. Obecnie podajemy paszę bardzo wysokiej jakości, dobraną do indywidualnych potrzeb koni w różnym wieku – mówi nam Mateusz Leniewicz-Jaworski, członek zarządu stadniny.

To nie weterynarz

Zgodnie z dyrektywą Komisji Europejskiej z lutego 2009 r. maksymalna dopuszczalna zawartość monenzyny w materiałach i mieszankach paszowych dla gatunków z rodziny koniowatych nie może przekraczać 1,25 mg/kg.

Jak precyzuje w ekspertyzie prof. Marian Świtała, renomowany toksykolog z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu: „Dawka 1,7 mg/kg tego antybiotyku dla konia jest śmiertelna. Przy zatruciu koni tym antybiotykiem występuje anoreksja, biegunka połączona z silnymi bólami kolkowymi".

Jak doszło do tego, że tak groźny antybiotyk trafił do paszy? – W pokarmie dla koni kokcydiostatyki (monenzyna to antybiotyk z tej grupy) nie powinny się znaleźć, chyba że pod kontrolą lekarską wskutek wskazań medycznych. Nie stwierdzono, aby w przedmiotowej sprawie takie wskazania wystąpiły – przyznaje prok. Moncarzewski.

Można zatem wykluczyć, że to weterynarz zdecydował o dodaniu antybiotyku do granulatu.

Stadnina, by zarobić na swoje utrzymanie, zajmuje się chowem i hodowlą bydła mlecznego na skalę przemysłową. Czy tą samą taczką dowożono paszę dla krów i dla koni? – To absolutnie niemożliwe – zapewnia nas Leniewicz-Jaworski. Także według prokuratury to nie jest dobry trop.

Wyczyszczony żłób

W sprawie jest mnóstwo wątpliwości. Wysokie stężenie występowało tylko w jednej taczce, którą dowożono paszę klaczom. To by wskazywało, że nie cała partia granulatu zawierała antybiotyk.

Prokuratura sprawdza też m.in., dlaczego wyczyszczono żłób, z którego jedna z klaczy Watts jadła ostatni posiłek. Przez to nie można było zbadać jej paszy.

Wyniki badań histopatologicznych Prerii i Amry w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach, zleconych przez prokuraturę w Lublinie, wyeliminowały podłoże toksykologiczne. Jeśli konie się nie zatruły, to co doprowadziło do ich zachorowania i w efekcie ich śmierci?

Prokuratura tego nie wie, ale nie składa broni. – W ramach opiniowania posekcyjnego rozpatrywano także podłoże mechaniczne i żywieniowe – mówi prok. Moncarzewski. Śledczy nie wykluczają, to jedna z badanych hipotez, że śmierć koni mogła być efektem świadomego działania człowieka.

W grudniu 2015 r. Preria i Amra należące do Watts zostały wydzierżawione polskiej stadninie w celach prokreacyjnych. Po ich śmierci Watts zabrała swoje dwie pozostałe klacze z polskiej stadniny i zapowiedziała pozwanie Polski. Do dziś pozew jednak nie wpłynął.

Prokuratura badająca przyczyny śmierci koni w Janowie odkryła niepokojące zdarzenie związane z karmieniem zwierząt w słynnej stadninie. Śledczy ustalili, że w granulacie paszy co najmniej raz znalazł się antybiotyk o nazwie monenzyna i to w dawce, jaka jest dla koni śmiertelna.

Monenzynę stosuje się głównie na fermach drobiarskich do zwalczania pasożytów.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Jaka pogoda będzie w majówkę? IMGW: Najpierw słońce, później deszcz
Społeczeństwo
Sondaż: Polacy nadal chcą Unii Europejskiej. Większość przeciw wprowadzeniu euro
Społeczeństwo
Warszawa wraca do zakazu sprzedaży alkoholu. Czy urząd miasta go przeforsuje?
Społeczeństwo
Polaków jest coraz mniej. GUS podał nowe dane
Społeczeństwo
Czy 20 lat członkostwa w Unii dało pozytywne skutki? Polacy są podzieleni
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO