Imigranci zaniżają płace

O minusach dużej, niekontrolowanej imigracji mówi Kazimierz Fieske, szef Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.

Aktualizacja: 07.01.2016 05:41 Publikacja: 06.01.2016 18:07

Imigranci zaniżają płace

Foto: materiały prasowe

"Rzeczpospolita": Bezrobocie na koniec 2015 r. było najprawdopodobniej jednocyfrowe. Ale czy to dobra wiadomość? Przedsiębiorcy twierdzą, że nie, bo zaczyna im brakować rąk do pracy.

Prof. dr hab. Kazimierz Fieske, dyrektor Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych: Od kilku miesięcy media drukują dość często artykuły i wywiady, w których pojawia się teza o tym, że lada moment zabraknie nam rąk do pracy. A jedynym sposobem na to, by wypełnić luki w podaży, jest otwarcie się na imigrantów.

Tymczasem teza ta to moim zdaniem szwindel znakomity. Bo tak trzeba powiedzieć o sytuacji, kiedy mówi się tylko część prawdy. Mówiąc o konieczności sprowadzenia imigrantów, na ogół zapomina się dodać, że co prawda brakuje rąk do pracy, ale za te pieniądze, które oferują przedsiębiorcy w Polsce.

Czy to oznacza, że gdyby zapłacili więcej, nasi od dawna niepracujący rodacy biliby się o posady?

Sprawdzałem ostatnio stopę zatrudnienia w różnych europejskich krajach, którą podaje Eurostat. Okazuje się, że w Polsce to około 70 proc. osób w wieku produkcyjnym i wskaźnik ten nie odbiega mocno od średniego zatrudnienia w innych krajach unijnych – może poza danymi dotyczącymi kobiet, które w naszym kraju pracują nieco rzadziej.

To oznacza, że mamy spore niewykorzystane zasoby. Jestem przekonany, że gdyby tym osobom zaproponować atrakcyjne wynagrodzenie, wiele z nich zdecydowałoby się na pracę. Dziś trudno się im dziwić, że tego nie robią, skoro według danych unijnych Polska znajduje się na końcu listy krajów uszeregowanych według stawki przeciętnie płaconej pracownikowi za godzinę. A co czwarty pracujący Polak zarabia na poziomie minimalnego wynagrodzenia. To oznacza, że wielu osobom bardziej się opłaca żyć z rozmaitych zasiłków, niż ponosić koszty związane z podjęciem pracy, np. dojazdu.

Jednocześnie nie ma pewności, że ci ludzie pójdą do pracy nawet za większe pieniądze. Pewnie spora część długotrwale bezrobotnych to zwykli bumelanci.

Moim zdaniem to stereotyp, którego geneza sięga XVIII w. Uważano wówczas, że tylko głodem można zmusić człowieka do pracy. I rzeczywiście, kiedyś chłopi pracujący na roli często uważali, że wystarczy im to, co zarobią. Ale czasy się zmieniły. Dziś rynkiem pracy sterują rosnące aspiracje konsumpcyjne, a nie głód.

Do tej pory mówiło się o tym, że niskie płace w Polsce to automatycznie niższe koszty dające przewagę konkurencyjną na międzynarodowym rynku. Stracimy ją, podwyższając wynagrodzenia.

Takie podejście utrzymuje Polskę w pułapce średniego rozwoju, w grupie gospodarek zależnych. Nie widzę powodu, by dalej w tym miejscu pozostać. Myślę, że powinniśmy jednak zrobić wszystko, by jako kraj wykonać krok naprzód.

W jaki sposób?

Poprzez innowacje, i to zarówno te technologiczne, jak i dotyczące organizacji produkcji. Dziś jednak przedsiębiorcom w innowacje inwestować się nie chce, bo nie widzą w tym sensu. Skoro można mieć dziesięciu ludzi do łopaty za marne pieniądze, to po co w ogóle kupować koparkę? Jestem przekonany, że niskie płace działają demotywująco na przedsiębiorców. Nie odczuwają potrzeby szukania nowych rozwiązań, bo i tak dobrze zarabiają, wykorzystując tanią siłę roboczą.

Mówią, że nie mogą podnieść wynagrodzeń, bo wydajność rośnie zbyt wolno.

Już dawno naukowcy udowodnili, że wydajność nie zależy od tego, jak bardzo się ktoś spoci przy pracy, ale wynika z zastosowanej technologii i modelu zarządzania. Dlatego jeśli przedsiębiorcy oczekują zwiększenia wydajności, powinni najpierw sami w to zainwestować, a nie oczekiwać, że ich pracownicy będą pracować ciężej czy dłużej.

Zmiana w kierunku gospodarki innowacyjnej na pewno jest dla przedsiębiorstwa ryzykowna. Tymczasem w nowym modelu gospodarki nie będzie miejsca dla tych, którzy chcą wyzyskiwać pracowników. To byłaby korzystna zmiana.

Wciąż pozostanie jednak wiele słabo płatnych zajęć, których Polacy nie będą chcieli wykonywać. Tu sprawdzą się migranci.

Imigranci, jak pokazują dane Eurostat, bardzo słabo radzą sobie na nowym rynku pracy. I to nie tylko ci, którzy trafili za granicę jako dorośli, ale także ich dzieci. Stopa bezrobocia wśród imigrantów z Afryki w drugim pokoleniu jest dwukrotnie wyższa niż przeciętna. Podobnie u Turków w Niemczech.

Polacy w Wielkiej Brytanii radzą sobie jednak nieźle.

Część osób rzeczywiście odniosła sukces, ale dla wielu emigracja to historia ich porażki. Wielu Polaków pracuje przecież poniżej swoich kwalifikacji. Czy w takiej sytuacji można mówić o tym, że dobrze sobie poradzili?

To dlaczego w takim razie nie wracają?

Wielu wraca, ale nie w swoje rodzinne strony. Wstydzą się, że im się nie powiodło. Robiliśmy kiedyś badania w jadłodajniach w Częstochowie i spotkaliśmy tam wiele takich osób.

Ponadto część emigrantów nie wraca do kraju także z materialnego powodu – zarabiają więcej i bez problemu wystarczy im na życie. Wiedzą też, że w Polsce na takie pieniądze i taki poziom życia nie mają obecnie najmniejszych szans.

Czy nie jest tak, że wzrost płac w Polsce hamują także pracownicy, przyjmujący pracę za marne pieniądze?

Z jednej strony nie mają wyjścia, a z drugiej, czują na plecach oddech tańszych pracowników zza wschodniej granicy. Dane pokazują, że co roku do Polski przyjeżdża 450 tys. pracowników z Ukrainy plus osoby, które są tu nielegalnie. Wpuszczamy ich do Polski bez większego zastanowienia, czy nie odbierają pracy Polakom albo nie wpływają na zaniżanie wynagrodzeń. Nikt nigdy tego nie zbadał, a jednak wszyscy głośno krzyczą, że nie szkodzą oni naszemu rynkowi pracy.

W tym roku znów poszła w górę płaca minimalna. Najsłabiej zarabiający dostaną o 100 zł brutto więcej niż do tej pory. Czy to pociągnie za sobą wzrost innych wynagrodzeń?

Nie. Wzrost pensji minimalnej nie wpływa na wysokość innych wynagrodzeń. Powoduje jedynie, że struktura wynagrodzeń się spłaszcza.

Co więc może zrobić rząd, by płace w Polsce szły w górę?

Z jednej strony niewiele, bo przecież nie zmuszą szefów firm, by ci dawali ludziom podwyżki. To reguluje rynek. Z drugiej strony rząd może wpływać na to, jak wielu migrantów trafia do Polski. Potrzebujemy klarownej, roztropnej polityki migracyjnej. Wprowadźmy więc zasadę, że przyjmujemy tylko tych, którzy rzeczywiście są naszej gospodarce potrzebni. Takich, którzy wypełnią istotne luki na rynku pracy. Tak przecież robią Kanada, Stany Zjednoczone czy Australia.

Chrońmy nasz rynek pracy i naszych pracowników, a gospodarka tylko na tym skorzysta.

—rozmawiała Joanna Ćwiek

"Rzeczpospolita": Bezrobocie na koniec 2015 r. było najprawdopodobniej jednocyfrowe. Ale czy to dobra wiadomość? Przedsiębiorcy twierdzą, że nie, bo zaczyna im brakować rąk do pracy.

Prof. dr hab. Kazimierz Fieske, dyrektor Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych: Od kilku miesięcy media drukują dość często artykuły i wywiady, w których pojawia się teza o tym, że lada moment zabraknie nam rąk do pracy. A jedynym sposobem na to, by wypełnić luki w podaży, jest otwarcie się na imigrantów.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Cudzoziemka urodziła dziecko przy polsko-białoruskiej granicy. Trafiła do szpitala
Społeczeństwo
Sondaż: Polacy nie boją się wojny
Społeczeństwo
Odeszła pozostając wierna sobie. Jaka naprawdę była prof. Jadwiga Staniszkis
Społeczeństwo
Zmarła Jadwiga Staniszkis
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Społeczeństwo
W gospodarstwie znaleziono kilkadziesiąt martwych zwierząt. Zatrzymano 48-latka