W rozmowie mężczyzna powiedział, że nie jest zaniepokojony ryzykiem zajścia w ciążę przez partnerkę ani zarażenia się chorobami przenoszonymi drogą płciową. - Naprawdę nie chcę, żeby moja partnerka zaszła w ciążę, więc zdecydowanie nie zostawiłbym śladu. Jeśli chodzi o choroby weneryczne, nie chcę ich, ale ryzykowałbym - mówi.
Pomimo, że mężczyzna podkreśla, że nie bada się po odbyciu każdego stosunku seksualnego, mówi, że jest pewny swojego zdrowia. - Istnieje ryzyko, ale wszyscy to robimy - zaznacza.
Mężczyzna przyznaje, że prezerwatywę zdejmuje podczas większości stosunków seksualnych, nawet jeśli zostanie poproszony o zabezpieczenie. Podkreśla jednak, że nie odbywa się to tak często, jak może się wydawać. - Ludzie są całkiem spokojni w sprawie uprawiania seksu bez prezerwatywy - podkreśla.
Jak mówi, choć w większości przypadków jego partnerzy seksualni nie zauważają kiedy zdejmuje prezerwatywę, został już na tym złapany. - Nikt nigdy nie jest zły. Jeśli ktoś poprosi o to, żebym założył prezerwatywę ponownie, zrobię to. To sprawiedliwe - mówi.
Mężczyzna nie uważa „stealthingu" jako łamania prawa wobec swoich seksualnych partnerów. - Najpierw zakładam prezerwatywę, a jeśli nie zostało nic powiedziane, zdejmuję ją. Nie sądzę, że to łamanie prawa - podkreśla. - Bardziej martwię się, że zarażę się chorobą weneryczną, niż, że ktoś naśle na mnie prawnika z powodu oszustwa - zaznacza. Co jest najbardziej niepokojące, mężczyzna powiedział, że większość jego znajomych jest tego samego zdania.
W styczniu szwajcarski sąd uznał winnym gwałtu mężczyznę, który w trakcie seksu zdjął prezerwatywę bez wiedzy partnerki. Sędzia tłumaczył, że do seksu by nie doszło, gdyby kobieta wiedziała, że partner nie będzie miał na sobie prezerwatywy.