Decyzja irlandzkiego sądu o wstrzymaniu realizacji wniosku ekstradycyjnego Polaka do kraju to przede wszystkim wielki sukces polskiej opozycji. Borys Budka i jego koledzy od dłuższego czasu starali się przekonywać zagraniczną opinię publiczną, że niezależność sądownictwa jest zagrożona.
Schodząc na grunt codziennej pracy orzeczniczej sądów, które wydają każdego roku miliony wyroków, takie groźby można było traktować dotąd bardziej w kategoriach retoryki politycznej niż rzeczywistego zagrożenia, które potwierdzałyby tezę, że sądy pracują dziś pod polityczne dyktando, a sędziowie stracili „przymiot niezawisłości".
Dotąd żadne instytucje ani krajowe, takie jak Rzecznik Praw Obywatelskich, ani unijne, jak Komisja Europejska nie odnotowały indywidualnego przypadku, kiedy sędzia wydawał wyrok pod wpływem czy pod dyktando konkretnego polityka lub ministra, uginając się pod jego presją.
Irlandzki sąd dość szczegółowo wyłuszczył powody wstrzymania ekstradycji Polaka. Jednym z nich jest sprawowanie przez jedną osobę funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, który ma wpływ na obsadzę prezesów sądów. Szkoda tylko, że sąd w Dublinie nie wiedział, że poza 5 letnim epizodem funkcja PG i MS spoczywała w Polsce zawsze w ręku jednej osoby. Taki model jest zresztą popularny w wielu krajach UE.
Zobacz także: