Orientując się mniej więcej, czym dotychczas zajęła się ta cała nowa KRS, jakoś nie przypominałem sobie, bym ostatnio absorbował swą skromną osobą tenże organ i był przedmiotem jakiejś jego opinii. Na pewno nie zdarzyło się to 9 maja 2018 r., kiedy opiniowano kandydatów z pierwotnej listy, bo tam nie padło moje nazwisko. Skrupulatnie odtworzyłem więc wszystkie nagrania z czerwcowych posiedzeń Rady. Znalazłem w końcu w transmisji posiedzenia z 15 czerwca 2018 r. opiniowanie jakiejś uzupełniającej listy kandydatów na sędziów dyscyplinarnych, przesłanej przez ministra sprawiedliwości 25 maja 2018 r. Przebieg posiedzenia zadziwiał i nie było przypadku w tym, że do dnia publikacji listy żyłem w błogiej nieświadomości, że jestem kandydatem ministra do objęcia funkcji sędziego dyscyplinarnego.
W ogóle nie są tam bowiem podane imiona ani nazwiska sędziów zaopiniowanych pozytywnie. Dyskusja o zgłoszonych osobach miała charakter niejawny, a dotyczyła tylko tych kandydatur, co do których były jakieś zastrzeżenia, a które później osobno przegłosowano negatywnie. Dane tylko tych osób pojawiają się na nagraniu. Następnie bowiem KRS zagłosowała en bloc pozytywnie na całą pozostałą część listy, obejmującą tych kandydatów, co do których nie było już żadnych zastrzeżeń, nie ujawniając jednak nazwisk ani tym bardziej argumentów, które by uzasadniały pozytywną ich ocenę.
W porządku obrad tego posiedzenia KRS także nie odnajdziemy listy pozytywnych kandydatów, jedynie wieloznaczny zapis: „Informacje i propozycje rozstrzygnięć w sprawach z zakresu odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów". Konia z rzędem temu, kto się domyśli, że chodzi akurat o opiniowanie kandydatów na sędziów dyscyplinarnych. Z transmisji dowiemy się zaś tylko tyle, że była jakaś lista kandydatów, z których część, nieustalona z tożsamości i liczby, zyskała aprobatę członków Rady. Mogę jedynie przypuszczać (pewności nadal nie mam), że to właśnie wówczas dostąpiłem zaszczytu otrzymania pozytywnej opinii tej KRS.
Z woli środowiska
Decyzja ministra o umieszczeniu mojej osoby na owej liście to dla mnie personalny kłopot i z tego miejsca uprzejmie proszę Pana Ministra o niebranie mnie pod uwagę przy obsadzaniu sądów dyscyplinarnych. Pomijam już nawet kwestie oceny konstytucyjności rozwiązania ustawowego, przymuszającego sędziów bez ich zgody do podjęcia obowiązków w jednostce organizacyjnej innego rzędu niż ta, której są sędziami, a także braku osobistej chęci, aby zasiąść w sądzie dyscyplinarnym (bobym sam się przecież już dawno dobrowolnie zgłosił do pełnienia owej funkcji). Skoro tego nie zrobiłem, to wydaje się oczywiste, że nastąpiło to z powodu braku entuzjazmu dla podobnego pomysłu. Aż 40 sędziów okręgu łódzkiego z 75 obecnych wówczas na zgromadzeniu przedstawicieli udzieliło mi swojego wotum zaufania jako kandydatowi na zastępcę rzecznika. Przyjęcie zamiast tego obowiązków sędziego dyscyplinarnego byłoby w tej sytuacji przejawem zlekceważenia woli dużej części członków zgromadzenia.
Na marginesie warto tu odnotować, że ustawodawca wprost nie wykluczył możliwości równoczesnego powołania tej samej osoby na sędziego sądu dyscyplinarnego i zastępcę rzecznika dyscyplinarnego. W tym wypadku wyboru dokonują dwa różne podmioty (bo sędziów do sądu dyscyplinarnego wybiera minister sprawiedliwości, a zastępcę rzecznika – rzecznik dyscyplinarny sędziów sądów powszechnych).
Można sobie wyobrazić taką ewentualność, w innych okolicznościach pewnie nawet personalnie dowartościowującą, że zyska się jednocześnie aprobatę obu tych organów. Trudno sobie jednak logicznie wyobrazić możliwość łączenia funkcji sędziego sądu dyscyplinarnego i zastępcy rzecznika, wykluczoną zwłaszcza wtedy, gdyby w wyniku losowania zastępca znalazł się w składzie orzekającym sprawy wszczętej na skutek własnego wniosku o ukaranie. Nawet uwzględniając jednostki wybitnie spragnione jakiegokolwiek awansu, można zakładać, że nikt rozsądny nie zgłosi swojej kandydatury równocześnie na oba powyższe stanowiska w sądownictwie dyscyplinarnym. Problemu by zatem nie było, gdyby nie opisana praktyka uszczęśliwiania sędziów niespodziewanym dla nich samych przymusowym wcieleniem ich przez ministra na listę kandydatów do sądu dyscyplinarnego, jako żywo przypominającym XIX-wieczną brankę do wojska.