Kiedy w niedzielę 16 lipca zmierzałam w kierunku Sądu Najwyższego, aby wziąć udział w łańcuchu świateł i tym samym oddać, niemy, ale zdecydowany głos sprzeciwu wobec zmian w ustawach o ustroju sądów powszechnych i Krajowej Radzie Sądownictwa oraz wobec prac nad ustawą o Sądzie Najwyższym, przechodziłam przez przejście dla pieszych na ulicy Świętojerskiej.
Choć nie powinno go tam być, pośród tłumu przechodniów, niestety na pasach, stał samochód marki „skoda starego typu", a w nim Ona, typowa starsza pani z barankiem w odcieniu subtelnej lawendy na głowie i torebką na kolanach, i On – siwiuteńki, w szarej wiatrówce i okularach w rogowych oprawkach, pamiętających lata 70.
Typowi starsi ludzie i typowa sytuacja: kierowca nie dostosował decyzji o podjętym manewrze wjazdu na skrzyżowanie do ogromu pieszych wokół, nie zdążył więc z niego zjechać przed zapaleniem się czerwonego światła dla samochodów, a zielonego dla przechodniów. Nietypowe było jednak to, że oboje byli swoim położeniem niezwykle przejęci.
Może wzruszeni? – pomyślałam. Bądź co bądź to budujące obserwować, zwłaszcza po doświadczeniu czasów słusznie minionych, gdy wolność wyrażania poglądów była towarem deficytowym, że obywatele nie oczekują upolitycznienia sądów, lecz prawdziwych reform: odformalizowania i uproszczenia procedur, zniesienia barier sądowych, wprowadzenia rozwiązań prawnych zwiększających tempo rozpoznawania spraw, w tym nowoczesnego zarządzania i szerokiej informatyzacji wymiaru sprawiedliwości, podniesienia efektywności modelu rozpoznawania spraw. Kto wie, może milczeli, bo chwilę wcześniej jedno do drugiego powiedziało, że niezależny wymiar sprawiedliwości to wspólne dobro wszystkich Polaków – gwarancja podstawowych praw i wolności obywatelskich, a drugie pierwszemu odrzekło: naruszenie wspomnianych przez ciebie wartości godzi w interesy obywateli oraz wyklucza nasz kraj z grona demokratycznych państw prawa?
Cóż, gdyby nie fakt, że okrążający samochód przechodnie, obrońcy demokracji i protestujący propagatorzy monteskiuszowskiej zasady trójpodziału władzy, omijając auto, wznosili okrzyki „gdzie wjechałeś, idioto?", „nie widzisz, że tu ludzie chodzą" i „zjeżdżaj z pasów!" poszłabym istotnie bardziej poruszona pod siedzibę Sądu Najwyższego. Poruszona nie tylko samym uczestniczeniem w ważnym wydarzeniu, ale i obserwowanym obrazkiem oraz przypisanym przeze mnie staruszkom emocjom oraz ich dumie z rodaków.