Rio: Świat kocha zwycięzców

Przełomu nie ma – bogaci rządzą, doping był, jest i będzie, Polska trwa między sportowymi średniakami.

Aktualizacja: 22.08.2016 06:08 Publikacja: 21.08.2016 18:56

Michael Phelps w Rio dopisał kolejny rozdział do swej legendy. Czy ktoś kiedykolwiek poprawi jego re

Michael Phelps w Rio dopisał kolejny rozdział do swej legendy. Czy ktoś kiedykolwiek poprawi jego rekord i zdobędzie 24 złote medale?

Foto: AFP, Christophe Simon

Relacja z Rio de Janeiro

Można było to przewidzieć, ale warto było zobaczyć – najbardziej zaciętą walkę tych igrzysk stoczyli Michael Phelps i Usain Bolt. O rząd kibicowskich dusz, portfele sponsorów i popularność w mediach, w szczególności społecznościowych, co dziś wydaje się najważniejsze.

Kto wygrał? Każdy może mieć własne zdanie. Moja maszynka do punktowania daje nieznaczne zwycięstwo sprinterowi z Jamajki, choć w olimpijskich medalach mocniejszy jest – i na zawsze będzie ze swymi 23 złotymi krążkami – pływak z Baltimore (obecnie z Phoenix).

Bolt wygrał, bo nikt inny nie wyczuwa tak doskonale potrzeb wypełnionego po brzegi stadionu, nikt nie potrafi bawić się z publicznością, tworząc wspaniałą ułudę, że sport to czysta radość i luz, aktywność wyjęta spod trosk dnia codziennego.

Bolt już dawno stał się wyjątkową ikoną sportu i nikt nie chce zauważyć, że biega wolniej, rekordów nie bije, ale przecież wygrywa i się śmieje, robi i opowiada to, co należy, by ludzie go kochali tylko za to, że jeszcze jest na stadionie. Kochają więc tak, że rekordy świata – Anity Włodarczyk w rzucie młotem i Wayde'a van Niekerka na 400 m – były mniej ważne niż każdy z trzech startów mistrza z Jamajki.

Phelps dopiero na tych igrzyskach wreszcie trochę się uczłowieczył, pomogło przywiezienie synka i otwarcie się na dziennikarzy, choć wizerunek pływackiego robota wciąż jest przyklejony do niego bardzo mocno. Kiedy jednak siedział dumny na linie dzielącej tory po kolejnym zwycięstwie, też miał prawo wyglądać i mówić jak król sportu.

Igrzyska w Rio pokazały, że świat nieodmiennie kocha zwycięzców, im będzie stawiał pomniki, nawet jeśli dzisiejsze sukcesy jutro mogą zostać skreślone przez analizy laboratoriów antydopingowych. We wspomnieniach z tej olimpiady przetrwają oprócz Bolta i Phelpsa pływaczki Katie Ledecky (dwa rekordy świata) i Katinka Hosszu oraz gimnastyczka Simone Biles – największe z wielkich indywidualności.

W standardowej konwencji oceny igrzysk – na podstawie tabeli medalowej – Stany Zjednoczone znów nie znalazły rywala. Chiny chwilę goniły, ale szybko jasne się stało, że powtórki z Pekinu nie będzie, co więcej, odległe skutki londyńskiego rozpędu Wielkiej Brytanii widać było także w Rio. I tak mamy wielką trójkę, której nikt nie dorównał, nawet jeśli bardzo chciał.

Okrojona przez sankcje antydopingowe reprezentacja Rosji spisała się zupełnie dobrze, jeśli dość śmiało przyjąć, że startowali w tej ekipie sami czyści sportowcy.

Awantura o sponsorowany przez państwo rosyjskie doping jeszcze będzie trwała. Tradycja olimpijskich oszustw jest bardzo długa, zaczęło ją udawanie, że igrzyska to rywalizacja amatorów, choć Rosja z krajami satelickimi bardzo wcześnie zaczęła przysyłać na zawody sportowców na etatach. Amatorstwo zniknęło na zawsze, pojawił się za to doping w wielu postaciach, z którym MKOl też sobie nie radzi z przyczyn, które widać było także w Rio: polityka jest znacznie silniejsza od etyki.

Doping znieprawił tak wiele dyscyplin, że czasem trudno było się zmusić do odrobiny entuzjazmu na widok mistrza ze łzami w oczach przyjmującego złoty krążek. Tak samo jak do widoku Carla Lewisa komentującego codziennie w brazylijskiej telewizji wyczyny młodszych kolegów.

Na dopingu złapano tylko kilka osób, przeważnie, tak jak w przypadku braci Zielińskich (nazwanych natychmiast przez złośliwy internet Chemical Brothers), na podstawie próbek pobranych przed zawodami. Izzat Artykow z Kirgistanu (podnoszenie ciężarów), bułgarska biegaczka Silwia Danekowa, chińska pływaczka Chen Xinyi, grecka pływaczka, cypryjski sztangista, kenijski działacz udający sportowca przy pobieraniu moczu – to są pierwsi bohaterowie dopingowych doniesień.

Takie czasy, że na rzetelną ocenę poziomu niedozwolonego wspomagania trzeba chwilę poczekać. Może nawet kilka lat. I nawet wtedy nie będzie pewności, że winni zostaną ukarani. Powód to bieda organizatorów igrzysk – braki personelu; próby znalezienia pomocy za granicą się nie powiodły. Kontrolerzy Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) przyznali, że w miejscach, które powinny być szczególnie chronione, często pojawiali się ludzie bez akredytacji. Takie i podobne zarzuty łatwo potem zmienić w argumenty prawne. Wedle wielu ocen system pobierania próbek w Rio był najgorszy od wielu lat.

Życzliwi Brazylii śledzili, czy gospodarz zrobi wielki skok w klasyfikacji medalowej igrzysk, co zwykle następuje z racji narodowej mobilizacji. Brazylia wykonała podskok, medali ma w sumie tylko ciut więcej niż w Londynie, ale złotych aż sześć (były dwa), w tym ten najważniejszy – w męskim turnieju piłki nożnej. Neymar uratował rodakom igrzyska.

Polska po trzech kolejnych igrzyskach zakończonych z dorobkiem dziesięciu medali zaliczyła czwarte, wreszcie ze zdobyczą nieco większą. Postęp w sensie liczbowym jest, choć każdy dostrzeże, że silni byliśmy najbardziej w wykuwaniu medali z brązu.

Starty w Rio potwierdziły znane fakty – mamy kilka specjalizacji, mamy mistrzynie i mistrzów, którym można ufać, gdy jadą po olimpijskie sukcesy. Lekkoatletyka rzutowa, wioślarstwo i kajakarstwo, kolarstwo, pięciobój nowoczesny i zapasy – w tym Polki i Polacy byli wystarczająco dobrzy, by walczyć o najcenniejsze trofea.  Straciło moc polskie pływanie, od lat nie ma gimnastyki, nie ma wielu innych dyscyplin, na które świat patrzy chętnie, lecz wciąż Polaka tam nie zobaczy.

Udały się nam te igrzyska? Kto klasycznie ceni sam udział, powie, że tak, w końcu ekipa była bardzo liczna.

Kto potrafi patrzeć na sport z pewnym dystansem, zauważy, że w świecie ceniącym przede wszystkim wielkie indywidualności pozostajemy daleko w tyle. Tylko w optymistycznych zapowiedziach jesteśmy równi światu.

Relacja z Rio de Janeiro

Można było to przewidzieć, ale warto było zobaczyć – najbardziej zaciętą walkę tych igrzysk stoczyli Michael Phelps i Usain Bolt. O rząd kibicowskich dusz, portfele sponsorów i popularność w mediach, w szczególności społecznościowych, co dziś wydaje się najważniejsze.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Giro d’Italia. Tadej Pogacar marzy o dublecie Giro-Tour
Sport
WADA walczy o zachowanie reputacji. Witold Bańka mówi o fałszywych oskarżeniach
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił