Konflikt o Trybunał Konstytucyjny nabrał znamion ruchów tektonicznych na skorupie systemu ustrojowego. Adwersarze, w tym prawnicy, przerzucają się argumentami, odnoszącymi się m.in. do legalności składu i obowiązywania przyszłych orzeczeń TK. My nie zamierzamy opowiadać się po żadnej ze stron.
Chcemy za to krótko odnieść się do tematu, który przedostał się do szerszego grona odbiorców – do tzw. rozproszonej kontroli konstytucyjności. Co bowiem ów konflikt może oznaczać dla sądów?
Wyzwania i możliwości
Uważamy, że może oznaczać realne ryzyko niewykonywania przez TK jego podstawowej kompetencji, czyli kontroli norm prawnych pod kątem standardów konstytucyjnych i eliminacji wadliwych przepisów z systemu prawnego.
W konsekwencji, zdaniem wielu prawników, istotnym instrumentem ochrony zasad konstytucyjnych, praw i wolności obywatelskich może być tzw. rozproszona kontrola konstytucyjności norm prawnych. Sprawują ją sądy powszechne, administracyjne, Sąd Najwyższy i NSA. Czym różni się od kompetencji TK?
Po pierwsze, kontrola rozproszona ma charakter indywidualny. Następuje na tle konkretnego stanu faktycznego i w indywidualnej sprawie. Koncentruje się więc mocniej na procesie wykładni i stosowania prawa aniżeli na abstrakcyjnej analizie dogmatycznej. Po drugie, w konsekwencji kontrola ta ma charakter ograniczony wyłącznie do sprawy, w której nastąpiła. Stwierdzenie przez dowolny sąd okręgowy w kraju, że przepis X jest niezgodny z konstytucją, nie eliminuje go z porządku prawnego. Kompetencje do kontroli abstrakcyjnej i wyłączenia obowiązywania przepisu prawa ma bowiem tylko TK.