Zamówienie na kompleksową obsługę spotkań i konferencji podczas polskiej prezydencji w Unii Europejskiej (od 1 lipca do 31 grudnia 2011 r.) zorganizowało MSZ, gdy resortem kierował Radosław Sikorski, a wygrało go konsorcjum trzech firm.
Dziś wiadomo, że koszt usługi wynosił tylko 19 mln zł, ale ministerstwo zapłaciło zwycięzcy przetargu aż 34 mln zł. Wszystko przez to, że – jak odkryła prokuratura i CBA – przetarg był ustawiony, na co pozwolili także ówcześni urzędnicy resortu. Teraz MSZ chce, by 14 mln zł, które trafiły do kieszeni uczestników zmowy, oddali oni – kiedy zapadnie wyrok skazujący – co do złotówki – dowiedziała się „Rzeczpospolita".
Przepłacona usługa
Prokuratura w 2017 r. o zmowę przetargową oskarżyła 15 osób, w tym Janusza J. – według śledczych głównego organizatora „ustawki", jego życiową partnerkę Monikę J. (wcześniej F.) – byłą naczelniczkę w MSZ, która zasiadała w komisji konkursowej i odpowiadała w resorcie za przetarg. Ponadto członków komisji przetargowej, którzy mieli zaniedbać obowiązki, i osoby z firm pozorujących konkurencję. Ich proces niedawno ruszył w Warszawie.
MSZ jest w nim oskarżycielem posiłkowym, a w końcu stycznia pełnomocnik resortu złożył wniosek „o orzeczenie wobec oskarżonych obowiązku naprawienia szkody wyrządzonej Skarbowi Państwa, która na podstawie analizy CBA oszacowana została na kwotę 14 328 801,78 zł" – podaje nam biuro prasowe MSZ.
Decyzję o aktywnej roli w postępowaniu sądowym i wsparciu prokuratury podjął ówczesny szef MSZ Witold Waszczykowski.