Poziom zaufania uległ zwiększeniu – taki lakoniczny komunikat po środowej rundzie rozmów szefów CDU/CSU oraz SPD stanowi wstęp do rozpoczynających się w najbliższą niedzielę spotkań sondażowych wspomnianych partii na temat utworzenia rządu koalicyjnego. Właściwie kontynuacji obecnej tzw. wielkiej koalicji Angeli Merkel, stojącej obecnie na czele rządu przejściowego.
Jak na razie atmosfera nie jest zła i w niepamięć poszły pierwsze powyborcze zapewnienia, że SPD ma już dość wyniszczającej współpracy z blokiem partii chadeckich i przechodzi do opozycji. Gdy Merkel nie udało się utworzyć koalicji zwanej Jamajką (z Zielonymi i liberałami z FDP), socjaldemokraci zmuszeni zostali do zmiany stanowiska, pod wpływem społecznych oczekiwań.
W partii nie słychać już głosów o zastąpieniu wielkiej koalicji czymś w rodzaju porozumienia koalicyjnego, a więc wsparcia przez SPD mniejszościowego rządu Merkel w niektórych sprawach.
Droga do koalicji jest jednak jeszcze daleka i niezwykle kręta. SPD stawia niemal zaporowe warunki w postaci systemowej zmiany ubezpieczeń zdrowotnych czy świadczeń emerytalnych, prezentując przy tym liberalne podejście do sprawy imigracji i uchodźców. Tymczasem CSU domaga się ograniczenia liczby przybyszów do 200 tys. rocznie. Wprawdzie w minionym roku było ich ok. 190 tys., ale CSU myśli o przyszłości. Żąda także ograniczenia świadczeń dla uchodźców, argumentując, że są znacznie wyższe niż w innych krajach europejskich, co działa na imigrantów jak magnes. Zaledwie po 15 miesiącach mają prawo do świadczeń socjalnych na poziomie 409 euro miesięcznie plus koszty wynajmu mieszkania. CSU chce wydłużyć ten okres do 36 miesięcy. SPD jest przeciw.
Grupująca 12 tys. przedsiębiorstw Rada Gospodarcza CDU ostrzega przed koncesjami wobec żądań socjalnych SPD, gdyż to jej zdaniem prosta droga do powtórki z niedawnej historii, kiedy Niemcy nazywano chorym człowiekiem Europy. SPD obecnie stawia na sprawiedliwość społeczną, pojęcie to odmienia w nieskończoność Martin Schulz, szef partii.