Mirosław Grewiński o ustawie "Za Życiem": Pieniądze na dzieci to za mało

Rodzice dziecka upośledzonego potrzebują systemu wsparcia – mówi prof. Mirosław Grewiński, ekspert od polityki społecznej.

Aktualizacja: 04.11.2016 18:25 Publikacja: 03.11.2016 16:58

Mirosław Grewiński o ustawie "Za Życiem": Pieniądze na dzieci to za mało

Foto: 123RF

Rządowy program „Za życiem” będzie kolejnym elementem systemu pomocy społecznej. O tym, jak jest on skomplikowany, niewydajny, i jak go naprawić rozmawiamy z prezesem Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Polityki Społecznej.

Czy nasz system pomocy społecznej jest w stanie zaopiekować się rodzinami mającymi upośledzone dzieci?

Prof. Mirosław Grewiński, prezes Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Polityki Społecznej, prorektor w Uczelni Korczaka: Jeśli rządzący rzeczywiście zdecydują się na wprowadzenie takiej ustawy to muszą byś świadomi, że nasz dotychczasowy system wspierania rodzin z dzieckiem głęboko upośledzonym jest w Polsce bardzo słaby. W gruncie rzeczy rodzice są pozostawieni w większości przypadków sami sobie. Nie ma całościowego systemu wsparcia.

W projekcie programu „Za życiem” rząd zakłada, że poradzą sobie z tym asystenci rodziny.

To tylko jedna nitka wsparcia, ale na pewno niewystarczająca. Rodzice dzieci upośledzonych potrzebują wielu innych działań polegających na łatwym i bezpłatnym dostępie do usług zdrowotnych, rehabilitacyjnych, terapeutycznych, edukacyjnych, wsparcia psychologicznego, usług towarzyszenia, dostępu do leków i często do kompleksowej opieki sanitarnej. I nie chodzi tu tylko o podniesienie świadczeń opieki nad dzieckiem niepełnosprawnym, ale o stworzenie całościowego systemu wsparcia i zindywidualizowanych, bezpłatnych usług odpowiadających różnorodnym potrzebom. Na razie tego w naszym kraju nie ma.

Mówi się często o tym, że polski, rozbudowany system zasiłków z pomocy społecznej powoduje, że ludziom nie opłaca się pracować. Z drugiej strony pracownicy pomocy społecznej oburzają się, twierdząc, że zasiłki są groszowe i przyznawane wtedy, gdy jest taka potrzeba.

W systemie pomocy społecznej mamy zarówno tych, którzy bardzo potrzebują pomocy z uwagi na sytuację, w jakiej się znaleźli, ale którzy dążą do usamodzielnienia, jak i osoby, które rzeczywiście wykorzystują różne triki, aby funkcjonować czasami przez wiele lat ze świadczeń społecznych.

Z informacji ze służb społecznych wiemy, że wiele osób utrzymuje się ze świadczeń. Pamiętajmy, że oprócz podstawowych zasiłków z systemu pomocy społecznej mamy różne dodatki – np. mieszkaniowe, energetyczne, szkolne, pielęgnacyjne. Ponadto istnieją świadczenia rodzinne oraz alimentacyjne. W przypadku osób niepełnosprawnych są świadczenia rentowe i dodatkowo wsparcie na rzecz rehabilitacji społecznej i zawodowej z PFRON. Bezrobotnym przysługują zasiłki. Ostatnio rodziny są objęte świadczeniem wychowawczym w ramach Programu 500+. Jest więc co najmniej pięć różnych systemów, w ramach których można starać się o środki finansowe i kilkanaście różnych źródeł świadczeń.

Przy czym trzeba pamiętać, że wiele nadużyć dotyczy osób, które funkcjonują w szarej strefie i pracują na czarno, a dodatkowo chcą czerpać środki ze świadczeń społecznych. I jak sądzę, to najbardziej razi pracowników socjalnych.

Czy dawać pieniądze do ręki to dobra strategia? Czy zamiast ryby nie lepiej dawać biednym wędkę?

W Polsce pomoc społeczna jest nadal traktowana jak system osłonowy i ratownictwa. Ma przede wszystkim zapobiegać ubóstwu. Świadczenia pieniężne są więc konieczne. Pomoc nie jest zaś traktowana, jak w wielu państwach zachodnich, jak system inwestycyjny, w którym rozbudowuje się usługi społeczne dla obywateli, aby podnieść jakość ich życia i doprowadzić do usamodzielnienia. 

Nie analizuje się u nas zwrotu nakładów na pomoc społeczną, dlatego wielu ekonomistów uważa ją za koszt, a nie za inwestycję. Dla porównania Niemcy stworzyli już wiele lat temu socjalny budżet zadaniowy, w którym widzą wydatki na zadania społeczne, ale widzą też zwroty z nich.

Inwestycją ma być podobno program 500+.

Można go traktować jak inwestycję w rodzinę i w dzieci pod warunkiem, że rodzice odpowiednio przeznaczą te środki, a wierzę, że będzie tak w większości rodzin. Z pewnością jednak w niektórych przypadkach pieniądze mogą być wydawane na inne cele i wówczas konieczna jest aktywna rola pracowników socjalnych czy nauczycieli, aby monitorować sytuację dzieci.

Z pewnością 500+ to także zysk dla gospodarki. To logiczne, że wpłyniemy na wzrost konsumpcji, dając rodzinom więcej pieniędzy. Uważam jednak, że nie powinniśmy zostawiać rodzicom wolnej ręki w ich wydawaniu. Uprawnione mogą być obawy, że część rodziców przeznaczy te środki na tanią konsumpcję, a nie rozwój dzieci. Myślę, że środki te powinny być przeznaczane na konkretne usługi lub cele takie jak np. zajęcia pozalekcyjne, sportowe, kulturalne czy prozdrowotne, rozwijanie pasji dzieci. W ten sposób przyczynialibyśmy się także do rozwoju sektora usług.

Jest pan przeciwnikiem 500+?

Absolutnie nie. Jako polityk społeczny doceniam, że po 25 latach transformacji wreszcie doczekaliśmy się poważnego programu na rzecz rodziny. Z pewnością zmniejszy on skalę ubóstwa, ale nie przełoży się w prosty sposób na decyzje prokreacyjne młodych Polaków, które uwarunkowane są wieloma innymi czynnikami. 

Przy okazji zauważę, że lepiej było dać mniejsze środki, ale na każde dziecko.

Jednak podkreślam, że 500+ to pierwszy tak znaczący krok w tworzeniu polityki rodzinnej, której przez wiele lat u nas nie było.

Jego przeciwnicy twierdzą jednak, że to zwykłe rozdawnictwo pieniędzy, które wzmocni tylko osoby żyjące z zasiłków. Słyszymy przecież głosy pracodawców, którzy narzekają, że kobiety rzucają pracę, bo dostają świadczenia na dzieci.

Wprowadzenie programu 500+ powinno być ściśle skorelowane z kompleksowym zreformowaniem systemu pomocy społecznej i przejrzeniem całości systemu świadczeń. System pomocy nie jest już adekwatny do potrzeb. Świadczenia pieniężne powinny być w całości koordynowane przez administrację socjalną i wypłacane na wzór australijski w ramach jednego świadczenia. Natomiast zamiast ośrodków pomocy społecznej byłbym za utworzeniem w każdej gminie Lokalnego Centrum Usług Społecznych, które zarządzałoby pracą socjalną i środowiskową i zajmowało się dostarczaniem różnorodnych usług odpowiadających rzeczywistym potrzebom obywateli.

Jeśli chodzi o pracodawców, którzy narzekają, że kobiety rzucają pracę – no cóż kobiety mają prawo wybrać, czy wolą pracować zawodowo, czy w domu, poświęcając czas na wychowanie dzieci. Zapewniam, że pracodawcy znajdą innych pracowników na ich miejsce, być może będą musieli zaproponować jednak lepsze warunki.

Z osobami potrzebującymi powinno się pracować, by pomóc im wrócić na właściwe tory. Dlaczego tego się u nas nie robi?

Była w Polsce w latach 2006-2013 próba zmiany pasywnych działań Ośrodków Pomocy Społecznej na działania bardziej aktywne w ramach projektów systemowych Europejskiego Funduszu Społecznego i instrumentu nazywanego aktywną integracją. Niestety, po sześciu latach dobrych doświadczeń zrezygnowaliśmy z tego. Resort rodziny, pracy i polityki społecznej nie miał pomysłu, jak to wprowadzać i finansować już ze środków własnych lub w ramach kolejnego budżetu UE. 

W tej chwili ośrodki pomocy społecznej ponownie będą koncentrować się na świadczeniach pieniężnych, a nie na usługach integracji czy reintegracji społeczno-zawodowej. Słabo w terenie wygląda także praca socjalna i środowiskowa, która jest przygnieciona biurokracją.

Zawód pracownika socjalnego ma zresztą niski prestiż, który należałoby znacznie podnieść w ramach działań resortu rodziny, pracy i polityki społecznej. Niestety w wielu przypadkach praca socjalna dzisiaj sprowadza się do tego, że wypełnia się stosy formularzy i nie ma czasu na pracę w terenie. Jak podkreślają sami pracownicy, to zabija w nich pasję, powoduje frustrację, kontakt z potrzebującymi zostaje ograniczony do zaledwie kilku, kilkunastu minut. A cała ich praca nie przynosi oczekiwanego rezultatu, jakim jest usamodzielnienie.

Czy odciążenie z prac biurokratycznych wystarczy, by usprawnić system pomocy społecznej? 

Zdecydowanie nie, ale to byłby ważny początek. Uważam, że z ośrodka pomocy społecznej powinniśmy przede wszystkim stworzyć instytucję usługodawczą, której oferta odpowiada na różnorodne (nie tylko materialne) potrzeby klientów. Często bardziej aniżeli zasiłek może pomóc możliwość skorzystania ze wsparcia psychologa, doradcy zawodowego, terapeuty czy pracownika socjalnego. Zasiłek powinien być wypłacany, ale jako dodatkowa, a nie główna lub często jedyna forma wsparcia.

Koniecznym jest jednak zmiana myślenia i postrzegania ośrodków pomocy społecznej nie jako „kasy socjalnej”, gdzie przychodzi się przede wszystkim po zasiłki, ale jako centrów kompleksowej pomocy i rozbudowanych usług.

Problem w tym, że w ośrodkach nie ma tylu specjalistów, by kompleksowo wesprzeć osoby korzystające z tej formy pomocy.

I dlatego ośrodki te powinny raczej pełnić rolę koordynatora, zarządcy i zlecać wykonanie poszczególnych usług zarówno podmiotom publicznym, jak i niepublicznym, np. organizacjom pożytku publicznego, które specjalizują się w różnorodnych problemach szczegółowych. Jest to filozofia wpisana w dzielenie się zadaniami i odpowiedzialnością z innymi interesariuszami w ramach realizacji wielosektorowej polityki społecznej. Taka organizacja pomocy społecznej pobudziłaby rynek usług i podniosła jakość i dostępność usług.

Tymczasem w wielu miejscach mamy pozorowane działania, czyli udawanie, że mamy pracę socjalną i dostępne usługi.

Czy systemowa reforma polityki społecznej zmniejszyłaby nakłady na nią?

Mogłaby, gdyby była kompleksowa. W Polsce jest sporo marnotrawstwa, właśnie ze względu na wiele pozorowanych działań. Przykład ogromnych pieniędzy unijnych z ostatnich lat pokazał, że jakkolwiek dużo byśmy wpuścili pieniędzy w polskie instytucje polityki społecznej, to te systemy są w stanie je przerobić. Pytanie, co z tego zostaje?

Problemem jest, że nasze systemy nie widzą się nawzajem, instytucje nie współpracują, nie mamy zintegrowanych usług i służb. Mamy natomiast sporo silosowych podmiotów i spetryfikowany system instytucji, które działają nieefektywnie. Inwestowanie dużych pieniędzy np. z UE w źle działające systemy utrwala ich wady i wcale nie polepsza sytuacji.

Miejmy jednak nadzieję, że w najbliższej przyszłości znajdzie się ekipa decydentów, którzy będą w stanie zaproponować lepsze rozwiązania w kontekście systemu pomocy społecznej, czy innych systemów polityki społecznej.

Rządowy program „Za życiem” będzie kolejnym elementem systemu pomocy społecznej. O tym, jak jest on skomplikowany, niewydajny, i jak go naprawić rozmawiamy z prezesem Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Polityki Społecznej.

Czy nasz system pomocy społecznej jest w stanie zaopiekować się rodzinami mającymi upośledzone dzieci?

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Opozycja o exposé Sikorskiego: "Banały", "mity o UE", "obsesje na temat PiS"
Polityka
Donald Tusk chory, ma zapalenie płuc. I wskazuje datę rekonstrukcji rządu
Polityka
Rau wypomina ministrom rządu Tuska, że "chcą objąć dochodowe mandaty" w PE
Polityka
Kucharczyk: Wyborcy mogą czuć się rozczarowani listami KO do PE
Polityka
Exposé Radosława Sikorskiego w Sejmie. Szef MSZ: Znaki na niebie i ziemi zwiastują nadzwyczajne wydarzenia