Środowiska KPN i ZChN uważały, że Antoni Macierewicz chciał przy pomocy lustracji zdyskredytować ich liderów, przejąć ich elektorat.
Co myślał Macierewicz, nie wiem, bo nikomu tego nie powiedział, ale miał obowiązek wykonać uchwałę Sejmu i to zrobił. A później dopisano do tego rozmaite teorie. Postponowano ten rząd na wszystkie możliwe sposoby, w mediach huczało od plotek o przygotowywanym zamachu stanu, o postawieniu w gotowości Jednostek Nadwiślańskich. To były kompletne bzdury, które brały się stąd, że przeciwnicy lustracji i naszego rządu kontrolowali media elektroniczne i papierowe. Tylko ich punkt widzenia był w nich obecny. Nie powiem, że w mediach panowała cenzura identyczna jak za PRL, ale wybory redaktorów naczelnych były ewidentnie politycznie ukierunkowane. Rząd Olszewskiego i tak by upadł, bo nie miał w Sejmie większości, w dodatku podkopywał go Wałęsa. Szkoda tylko, że rywalizacja i pewne zacietrzewienie liderów centroprawicy sprawiły, iż nasza opcja polityczna nie weszła do Sejmu w następnej kadencji, choć wspólnie dostała więcej głosów niż SLD. Nie umieliśmy wówczas jeszcze efektywnie współpracować.
Sami uchwaliliście ordynację z progami wyborczymi, która wyeliminowała prawicę.
Progi były niezbędne, żeby scena polityczna się skonsolidowała. To nasi przywódcy nie potrafili się dogadać. W kilka osób pracowaliśmy nad tym, żeby Jan Olszewski poszedł do wyborów razem z Jarosławem Kaczyńskim, i to się nie udało. To, kto zostanie liderem, było ważniejsze niż współdziałanie, dlatego nie byli w stanie dojść do porozumienia. Dopiero cztery lata później powstała AWS, którą wspominam najcieplej, bo to była formacja, która szła do wyborów z poważnym, realnym programem pozytywnej przebudowy Polski ogłoszonym przed wyborami, a po wyborach wdrażanym. W Sejmie III kadencji pracowaliśmy prawie na okrągło. To było normalne. Nikt się nie krzywił, nie histeryzował, że są nocne posiedzenia.
Dlaczego Jarosław Kaczyński nie wszedł do AWS, tylko związał się z Ruchem Odbudowy Polski Jana Olszewskiego?
Chciał rządzić całym AWS. Nieco żartobliwie można powiedzieć tak – wymyślił sobie, że zostanie sekretarzem generalnym, a Marian Krzaklewski będzie u niego robił za dekorację, którą można trzymać na półce i w miarę potrzeby zdejmować lub odkładać. Dlatego wszystkie stronnictwa centroprawicowe się dogadały, założyliśmy w tej sprawie tzw. spółdzielnię i przekonaliśmy Mariana Krzaklewskiego, że z parytetu nie wynika, aby Kaczyński mógł zostać sekretarzem generalnym. On się obraził i wystartował z listy ROP. Reszta jego partii była w AWS, która zmieniała Polskę. I dobrze współpracowaliśmy.
Dosyć szybko doszło do konfliktów personalnych w AWS. Ówczesny wicepremier Janusz Tomaszewski został usunięty ze stanowiska pod zarzutem lustracyjnym.
To była przykra sytuacja. Później został oczyszczony z zarzutów.
Ale już dawno nie było go w polityce.
To niestety zwykła rzecz w naszym życiu publicznym. Nie on pierwszy i nie ostatni został najpierw skazany medialnie, a po latach oczyszczony, gdy nikt się już tym nie interesował. Przypomnę sprawę marszałka Andrzeja Kerna, zasłużonego człowieka opozycji, odsądzonego od czci i wiary za to, że starał się ochronić nieletnią córkę. Pamiętam posłów, którzy w ogóle nie zabierali głosu w Sejmie na żaden temat, a wygłaszali tyrady o nadużyciu władzy przez marszałka. A on przerażony tym, co się dzieje z dzieckiem, zadzwonił do koleżanki z prośbą, żeby pomogła mu szukać córki. I to było całe jego nadużycie władzy. A naprawdę miał powody do obaw, bo w stanie wojennym jego syn został dotkliwie pobity.
Dlaczego Kern miał tak złą prasę?
Bo ta sprawa idealnie nadawała się do zohydzenia prawicy. Były w tym i rzekoma arogancja władzy, i prawicowy ciemnogród, i czysta, wielka miłość dwojga młodych ludzi, którą niszczył zły ojciec. Marszałek Kern już po odejściu z Sejmu wytoczył procesy mediom, które go zniesławiły, i wszystkie wygrał, łącznie z procesem z Jerzym Urbanem. A jego córka ocknęła się, zrozumiała, że popełniła pomyłkę, przeprosiła rodziców i wróciła do domu. Tyle że to już nikogo nie obchodziło. Andrzej Kern wkrótce potem zmarł. Prawdopodobnie jego organizm nie wytrzymał napięcia. Został bestialsko zniszczony przez politykę i media.
A więc koszta uprawiania polityki są duże.
Szczególnie przy niesprzyjających mediach. Pamiętam jeszcze jedną historię – po wyborach samorządowych w 1998 r. UW zawarła koalicję z AWS w Warszawie, którą osobiście negocjowałem i podpisałem. Ale ta koalicja po jakimś czasie została zerwana. UW zaczęła rządzić w Warszawie z SLD i łamać przepisy o samorządzie terytorialnym. Przedstawiliśmy wówczas sprawę premierowi Jerzemu Buzkowi, który zdecydował o wprowadzeniu komisarza. Wtedy rozpętało się istne piekło. Słyszeliśmy, że Buzek zgwałcił demokrację, że nie miał prawa wprowadzić zarządu komisarycznego. Sporo później sąd administracyjny potwierdził wszystkie nasze zarzuty i uznał, że decyzja o wprowadzeniu komisarza była uzasadniona. A UW wkrótce po tej awanturze wyszła z koalicji.
Jak pan wspomina narodziny PiS i PO? Niektórzy twierdzą, że PiS od momentu powstania rozbijało AWS.
To nieprawda. Jarosław Kaczyński wykorzystał do założenia PiS moment, gdy AWS przeżywała kryzys i płaciła spadkiem notowań za reformy. Bracia Kaczyńscy zawsze mieli własny plan polityczny. Nie interesowała ich rola aktorów szerszego planu. Jarosław nigdy nie ukrywał, że chce odgrywać rolę przywódczą. To człowiek skoncentrowany na działaniu politycznym, z talentem do przewidywania rozwoju sytuacji i umiejętnością taktycznego wykorzystywania okoliczności do własnych celów i realizacji swojej wizji Polski. Miał też w sobie sporo autodestrukcji – budował i niszczył zarazem. No i miał problem ze współpracą z ludźmi, bo bardziej ich traktował jak rywali niż partnerów do współpracy, co fatalnie zawężało jego partię. Miałem do tego stosunek krytyczny. Wolałem AWS z jej wszystkimi bolączkami niż partię wiszącą na jednym liderze, który może popełniać błędy.
Ostatecznie model „partii prezesów" zwyciężył, bo takimi się stały i PiS, i PO.
Tak. Donald Tusk też z partii trzech tenorów sprowadził PO do nie najlepszego teatru jednego aktora. To normalne, że scena polityczna ewoluuje, ale akurat ta ewolucja nie okazała się specjalnie twórcza. Żałuję, że AWS znikła ze sceny politycznej, bo wcale nie musiała. Znowu była to wina liderów, którzy popełnili błędy przy obieraniu taktyki wyborczej, i AWS nie weszła do Sejmu.
A wierzył pan w powstanie PO–PiS?
Ani przez moment. Donald Tusk i Jarosław Kaczyński mieli zupełnie inne cele. Dla mnie było oczywiste, że PO–PiS nie powstanie. To była raczej gra liderów i niektórych polityków, np. Jana Rokity, z PO na ich własny wizerunek. Budowali swój kapitał polityczny na tym, że są skłonni do zgody i porozumienia. Ale koniec końców niewiele z tego wyszło.
— rozmawiała Eliza Olczyk (dziennikarka tygodnika „Wprost")
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95