Projekt "Zapisy terroru". Cel: Rozpowszechnianie wiedzy na Zachodzie o losach Polaków

Projekt „Zapisy terroru" rusza już 5 sierpnia. Jego celem jest rozpowszechnienie na Zachodzie wiedzy o losach Polaków w czasach II wojny światowej, bo nie jesteśmy tam dziś w ogóle rozumiani - mówi Magdalena Gawin, wiceminister kultury.

Aktualizacja: 30.07.2016 12:09 Publikacja: 28.07.2016 14:03

Powstanie Warszawskie. Esesmani z brygady Dirlewangera w dniach rzezi na Woli

Powstanie Warszawskie. Esesmani z brygady Dirlewangera w dniach rzezi na Woli

Foto: EAST NEWS

"Plus Minus": Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego za kilka dni opublikuje pierwsze dokumenty w ramach internetowego repozytorium. Data nieprzypadkowa, bo to rocznica dokonanej podczas Powstania Warszawskiego przez Niemców rzezi Woli.

Magdalena Gawin, wiceminister kultury: Ludobójstwa na Woli; to jest duża różnica. Język powinien oddawać rzeczywistość, a jeśli ludzie są zabijani bez względu na przekonania polityczne, pochodzenie, płeć czy wiek, to jest to ludobójstwo. Udało nam się sprawdzić ponad pół tysiąca zeznań dotyczących tych tragicznych wydarzeń, przepisać je i uporządkować. Bo to nie jest tak, że gdzieś leżał cały korpus zeznań dotyczących ludobójstwa na warszawskiej Woli. One były rozproszone po bardzo różnych procesach. Nasi pracownicy musieli przejrzeć procesy, tom po tomie, wyeliminować powtórzenia, przepisać i opisać. Mrówcza praca.

Repozytorium ma być głównym elementem projektu „Zapisy terroru". Jak będzie ono działało?

Istnieją trzy wersje: przepisana, oryginalna i wersja angielska. Wersja przepisana służy do szybkiego wyszukiwania: użytkownik może szukać po nazwiskach zeznających, miejscach, zdarzeniach. Jest kilkanaście różnych tagów obejmujących także jednostki wojskowe, takie terminy, jak: egzekucje, tortury, bicie, wywózki etc. Do bazy będziemy dorzucać kolejne świadectwa z następnych regionów kraju, powiat po powiecie. Zdecydowaliśmy się zacząć od Warszawy, by w ten sposób oddać jej hołd jako miastu, w którym wybuchły dwa powstania i które jest symbolem tragicznego losu ludności cywilnej podczas II wojny światowej, zarówno Polaków, jak i Żydów, bo zebraliśmy też trochę świadectw dotyczących warszawskiego getta. Pierwszy korpus zeznań uruchamiamy 5 sierpnia, będzie on poszerzany o kolejne śledztwa warszawskie, potem zajmiemy się Radomiem i Kielcami. Masowo zeznała wieś polska, to głosy niemal zapomniane.

Na ile odkrywcze będą te relacje?

Zdecydowana większość tych zeznań, myślę, że ponad 90 proc., w ogóle nie jest znana. Zaczęto je zbierać bezpośrednio po wojnie. W 1945 r. powstała Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, której nazwę zmodyfikowano w 1949 r.: zbrodnie niemieckie przekształcono na hitlerowskie. Działała ona z bardzo zmienną dynamiką, a śledztwa trwały aż do lat 80. Zeznania przed nią składane w zasadzie nie były udostępniane historykom. To znaczy, że musieli oni spisywać historię II wojny światowej bez oparcia w pierwotnych źródłach. Świadectwa nie były udostępniane także rodzinom.

Po 1999 r., gdy powstał Instytut Pamięci Narodowej, historycy otrzymali już pełen dostęp do tych akt. Co działo się z nimi od tego czasu?

Z początku IPN musiał wyciągnąć te dokumenty z różnych archiwów i przejąć główną bazę Komisji. Nie zapominajmy, że pierwszym zadaniem postawionym przed Instytutem było jednak opisanie zbrodni komunistycznych dokonanych po 1945 r. Dlatego dokumenty te czekały jakby w zamrażalniku. Na pewno powinniśmy się nimi zająć wcześniej, gdy tylko pojawiła się tak możliwość, ale tak się nie stało. Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami jest pierwszą instytucją w Polsce, przed którą postawione zostało zadanie popularyzowania tej wiedzy na Zachodzie.

Co to oznacza w praktyce? Jakimi środkami będziecie ją popularyzować?

Przetłumaczymy te świadectwa na język angielski, tak by mogły dotrzeć one na każdy uniwersytet, każdy wydział historyczny, do każdej biblioteki na Zachodzie. Historycy nie będą musieli ani znać języka polskiego, ani tułać się po archiwach IPN, składać wniosków i czekać dwa tygodni na swoją kolej, by zapoznać się z tymi źródłami. Wszystko będą mieli dostępne w internecie. W tej chwili większość źródeł, na których podstawie opisywana jest historia Europy Środkowo-Wschodniej, to dokumenty niemieckie, czyli akta wytworzone przez niemiecki aparat terroru. A jako ilustracji losu ludności cywilnej używa się najczęściej świadectw żydowskich. Polskie źródła są praktycznie nieobecne w zachodniej narracji historycznej.

Wszyscy jednak wiedzą, jak wiele było polskich ofiar czy jak wielkie były u nas zniszczenia...

Nawet jeśli pan ma rację, to są to jedynie statystyki. Do tej pory zachodni historycy operowali wyłącznie liczbami, nasza historia w ogóle nie była obrazowana typowo ludzkim doświadczeniem. Chcemy wyciągnąć ofiary z rejestrów, pokazać ich imiona, nazwiska, zawód, by wrócili do nas z pełną tożsamością i zajęli należne im miejsce w historii. Planujemy też akcję „Podziel się pamięcią". Będziemy w niej prosić tych, którzy rozpoznają w świadectwach nazwiska krewnych, by przesłali nam skany ich zdjęć. Chcemy gromadzić pamiątki po osobach, które zeznawały albo które były świadkami zbrodni i ich nazwiska zostały wymienione w zeznaniach innych osób.

Chcecie z tego stworzyć cyfrowe muzeum?

Docelowo powstanie aplikacja, w której będzie można się dowiedzieć wszystkiego na temat danej osoby, miejsca, w którym rozgrywała się jej tragedia, a nawet zobaczyć jakieś rzeczy osobiste z nią związane. Ogromnie ważna jest dla nas indywidualizacja losów ludzkich. Wierzymy, że dzięki temu uda się także ożywić historię wielu lokalnych społeczności. Trzecie pokolenie powojenne bardzo niewiele wie na temat wojny. Części z nas dziadkowie coś tam o wojnie opowiadali, ale wielu z nas nie wie nawet, że często oni, a także jakieś ciotki czy wujkowie, stawali przed Główną Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Jeśli uda nam się tymi zeznaniami ożywić zainteresowanie lokalną historią, to wierzę, że na ich podstawie powstaną nowe mikrohistorie okupacji niemieckiej i sowieckiej, a co za tym idzie, powstaną także ich syntezy.

Przejdźmy do zbrodni sowieckich, bo jak rozumiem, ośrodek ma badać oba totalitaryzmy.

Chcemy te zbiory poszerzyć o materiały, które znajdują się za granicą, m.in. w Instytucie Hoovera, które dotyczą wywózek na Syberię i zbrodni sowieckich. Mamy też zeznania zgromadzone przez IPN po 1998 r., które w większości dotyczą represji sowieckich i stalinowskich. Polska jako jeden z nielicznych krajów w naszym regionie ma autentycznie antytotalitarną tożsamość polityczną.

Dobrze, taka jest nasza historia. Tylko teraz co z tego ma wyniknąć?

Chodzi nam o to, by Polska była lepiej rozumiana na świecie. Nie uchyliliśmy się przed walką w 1939 r., co nie było wtedy normą. Postawy innych państw były różne, wybierały one drogę bierności, neutralności albo stawały po stronie jednego z totalitaryzmów. My zachowaliśmy się inaczej. Z tego powodu Polacy powinni odczuwać dumę. Potrzebne jest również uświadomienie ceny, jaką zapłaciliśmy.

A co z zależnościami między dwoma totalitaryzmami?

Pewne podobieństwo między totalitaryzmami istniało. Do 1941 r. między Sowietami i III Rzeszą zachodziła ścisła współpraca. Tereny i miasta położone na granicy niemiecko-sowieckiej są ciekawym polem obserwacji. Do tej pory nikt temu się uważnie nie przyjrzał. Antropolodzy kultury dawno temu doszli do wniosku, że na małych organizmach lepiej widać.

Dlaczego zamierzacie publikować jedynie zeznania świadków, a nie całe procesy?

Tego jest za dużo. Jeśli chcielibyśmy przepisać wszystkie dokumenty i później je jeszcze przetłumaczyć, to nie wyszlibyśmy z archiwów do końca życia... Natomiast, wertując całe procesy, uzyskamy bardzo interesujący ogląd wciąż słabo opisanego w Polsce systemu sądzenia zbrodni w czasach komunistycznych.

Czyli na ile państwo wyrosłe z jednego totalitaryzmu potrafiło osądzić zbrodnie drugiego totalitaryzmu...

To pytanie historiograficzne, na które zbyt intensywnie nie szukaliśmy odpowiedzi. Odłożyliśmy te źródła na później, wychodząc z założenia, że o wojnie wiemy już wszystko. A tak naprawdę bardzo wiele aspektów naszej historii najnowszej stanowi dla nas jedynie obiekt domysłów, mimo że pod nosem mamy przepastne archiwa, do których praktycznie jeszcze nie zajrzeliśmy. Oczywiście, że jeden totalitaryzm nie mógł sprawiedliwie rozliczyć drugiego. Zbadałam akta z północnego Mazowsza. Wszystkie związane były z podziemiem niepodległościowym. Wśród nich 170 spraw dotyczyło pomocy żołnierzom podziemia, posiadania broni i aktywnego udziału w walkach niepodległościowych. 169 z nich zakończyło się wyrokami więzienia lub karą śmierci. W tym samym czasie spraw za kolaborację z Niemcami było... kilkanaście. Z czego połowa oskarżonych w ogóle nie doczekała się kary.

Dlaczego nowy porządek nie rozliczył starego?

Ponieważ on także czerpał swe źródła ze zbrodni, dlatego dużo większy nacisk położył na instalację nowego aparatu opresji niż na rozliczenie poprzedniego. Dla UB w 1945 r. kwestia rozliczeń za kolaborację z Niemcami schodziła na odległy plan. Niemcy przegrały, zostały pobite. Przeciwnikiem dla UB było wyraźnie podziemie niepodległościowe. Skazywanie, a przede wszystkim ściganie zbrodniarzy niemieckich nie należało do priorytetów organów ścigania. Jeszcze w latach 70. członków AK sprawdzano dokładniej niż nieukaranych agentów Gestapo, pojedynczych mieszkających w Polsce esesmanów i kolaborantów.

Tylko po co powołano nową instytucję? Przecież te wszystkie dokumenty były już zgromadzone w Instytucie Pamięci Narodowej i to w jego ramach można było stworzyć odpowiednią komórkę do badania tych spraw.

Po pierwsze IPN, jako archiwum, nie może w ogóle udostępniać źródeł w internecie, bardzo niewielka, śladowa część została przetłumaczona na języki obce. Warto sobie z tego zdać sprawę. Jesteśmy jedyną instytucją nastawioną na promocję polskiego doświadczenia historycznego zagranicą. Chcemy być pomostem między kulturą i nauką.

Nie przekonała mnie pani, bo przy odrobinie chęci politycznej spokojnie można by tak zreformować Instytut, by w jego ramach realizować cele wyznaczone nowemu ośrodkowi.

W Niemczech istnieje kilkadziesiąt instytucji i fundacji zajmujących się nazizmem i komunizmem. Tymczasem w Polsce oczekuje się od IPN, żeby był centralną i jedyną instytucją od totalitaryzmów. To błąd. Jeśli chcemy jak najlepiej realizować polską rację stanu, to musimy wyznaczać naszej polityce historycznej różne cele i najróżniejsze drogi do ich realizacji. IPN powstał po to, by opisać komunistyczny system, który jeszcze w latach 90. były terra incognita. I to zadanie spełnia bardzo dobrze, o czym świadczy choćby to, że dziś już głośno mówi się o Żołnierzach Wyklętych.

Po co natomiast powstał Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami?

Przede wszystkim po to, by tę wiedzę rozpowszechnić na Zachodzie, bo nie jesteśmy tam dziś w ogóle rozumiani. Jeśli zaczną nas na Zachodzie rozumieć, to o Ośrodku będzie można powiedzieć, że dobrze spełnia swoje zadanie. My zwracamy dużą uwagę na związek między nauką i kulturą, co leży zupełnie poza kompetencjami IPN. W tej chwili, jeśli jakiś polski czy zagraniczny scenarzysta siada do filmu o polskiej historii XX wieku, to nie ma do kogo się zwrócić, by skonsultować swoją wizję z zajmującym się tymi sprawami historykiem. A my chcemy mu choćby nakreślić panoramę stosunków politycznych, społecznych, życia codziennego Polaków...

I jak tę funkcję zamierza spełniać Ośrodek?

Na razie mamy już uzgodnione, że za rok przyjadą do nas studenci z prestiżowego amerykańskiego Uniwersytetu Yale, którzy będą sczytywać spisane i przetłumaczone przez nas zeznania jako anglojęzyczni młodzi historycy. Jednocześnie poprawiając je, będą poznawać polską historię u źródeł. Planujemy także dużo większą wymianę pomiędzy polskimi i zachodnimi uczelniami. A także chcemy uczyć polskich naukowców, którzy dostają stypendia zagraniczne, pisania w języku angielskim. Jeśli dostaną stypendia naukowe, będą mogli przyjść do nas – żeby nabrać pewności siebie. W obecnym systemie skazani są na samych siebie.

Naukowego pisania?

Nie tylko, bo chcemy nauczyć ich tego, co na Zachodzie jest na porządku dziennym: pisania esejów i recenzji. Niestety, na naszych uczelniach prace pisze się raz na rok, jeśli w ogóle. A w Yale i w Oxfordzie eseje i recenzje należy pisać co tydzień. Pisanie jest umiejętnością, której można się nauczyć i którą można rozwinąć. Sztuka pisania jest równie ważna jak zawartość merytoryczna i warsztat naukowy. Problemy z popularyzacją naszego doświadczenia historycznego wynikają nie tylko z bariery językowej, ale także z tego, że nasze książki historyczne są napisane ciężkim, hermetycznym językiem. To nie jest zaleta, to jest wyraźna wada tych książek. Chcemy pokazać chętnym trochę chwytów pisarskich, które powszechnie stosuje się w książkach anglojęzycznych. Warsztaty pisarskie będą prowadzili mistrzowie pióra: pisarze, scenarzyści, eseiści.

Wciąż jednak na zachodnich uczelniach brakuje katedr historii naszego regionu. Dalej będą tam kształcić się jedynie rosjoznawcy i niemcoznawcy, którzy na naszą historię patrzeć będą głównie przez pryzmat narracji naszych sąsiadów.

To jest duży problem, ale nie da się wszystkiego załatwić od zaraz. Mamy wstępne plany, by rozbudować polskie programy na jednym uniwersytecie brytyjskim i na jednym amerykańskim. Należy krok po kroku popularyzować nasze doświadczenie i zmieniać obraz Polski. Problem w tym, że do tej pory zrobiliśmy bardzo, bardzo niewiele.

Myśli pani, że jest szansa, by wywołać jakąś modę intelektualną na polską historię?

Powiem więcej, to już się dzieje. Czuję, że taka moda powoli rzeczywiście nadchodzi, co widać choćby po zainteresowaniu książkami Tymothy'ego Snydera o historii naszego regionu, która do tej pory nie była w Stanach odkryta. Widać wielkie zapotrzebowanie na takie książki, więc potencjał jest, trzeba go tylko rozsądnie wyzwolić. Indywidualne działania nie wystarczą.

Z tym że jeśli ma go wyzwolić Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami, to pojawia się problem zakresu jego zainteresowań. Bo polska historia to nie tylko totalitaryzmy...

Cała nasza historia jest bardzo ciekawa, średniowiecze, okres i wieloetnicznej, i wieloreligijnej Rzeczypospolitej, historia parlamentaryzmu etc. Ale największe problemy Polska ciągle ma z wiekiem XX. Problemy Polski wynikają z tego, że należycie nie opowiedzieliśmy światu naszej XX-wiecznej historii i nie dostarczyliśmy zachodnim badaczom narzędzi do samodzielnego jej badania. Ośrodek zajmuje się nie tylko II wojną światową, ale wszystkimi skutkami totalitaryzmów, które trwały aż do upadku komunizmu. Pół tysiąca świadectw, wcześniej rozproszonych i nieuporządkowanych, od 5 sierpnia dostępnych w bazie „Zapisy Terroru", to dowód, że twórcy Ośrodka nie zmarnowali czasu. Proszę poszukać, może znajdzie pan w bazie zeznających własnych krewnych. Albo ulicę, na której pan mieszka.

—rozmawiał Michał Płociński

Dr Magdalena Gawin jest historykiem, sekretarzem stanu w Ministerstwie Kultury i Generalnym Konserwatorem Zabytków. Zasiada w Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Z jej inicjatywy powstał Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, którym opiekuje się z ramienia ministerstwa.

 

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

"Plus Minus": Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego za kilka dni opublikuje pierwsze dokumenty w ramach internetowego repozytorium. Data nieprzypadkowa, bo to rocznica dokonanej podczas Powstania Warszawskiego przez Niemców rzezi Woli.

Magdalena Gawin, wiceminister kultury: Ludobójstwa na Woli; to jest duża różnica. Język powinien oddawać rzeczywistość, a jeśli ludzie są zabijani bez względu na przekonania polityczne, pochodzenie, płeć czy wiek, to jest to ludobójstwo. Udało nam się sprawdzić ponad pół tysiąca zeznań dotyczących tych tragicznych wydarzeń, przepisać je i uporządkować. Bo to nie jest tak, że gdzieś leżał cały korpus zeznań dotyczących ludobójstwa na warszawskiej Woli. One były rozproszone po bardzo różnych procesach. Nasi pracownicy musieli przejrzeć procesy, tom po tomie, wyeliminować powtórzenia, przepisać i opisać. Mrówcza praca.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Chwila przerwy od rozpadającego się świata