Michał Płociński: Demokrację w Stanach Zjednoczonych zbudowano na dostępie do broni

Wyobraźmy sobie, że żyjemy w anarchii. Nie istnieje państwo, które nas wszystkich chroni, każdy sam musi dbać o własne interesy i bezpieczeństwo.

Aktualizacja: 02.10.2017 13:01 Publikacja: 02.10.2017 00:01

Michał Płociński: Demokrację w Stanach Zjednoczonych zbudowano na dostępie do broni

Foto: Fotorzepa/Dorota Nowacka

W Las Vegas doszło 2 października do masakry, której sprawca zaczął strzelać z broni maszynowej do uczestników koncertu. W związku z tym tragicznym wydarzeniem przypominamy tekst Michała Płocińskiego, jaki ukazał się w kwietniu w "Plusie Minusie".

W końcu ktoś rzuca pomysł: „Niech wszyscy oddadzą całą broń Joemu Jonesowi i jego krewnym. I niech Jones i jego rodzina rozstrzygają wszelkie spory między nami. Będą nas chronić przed agresją i oszustwem ze strony innych. Gdy Jonesowie będą mieli całkowitą władzę i zdolność rozstrzygania sporów, wszyscy będziemy nawzajem chronieni. Zapewnijmy też Jonesom wynagrodzenie za ich usługi". Czy beztrosko przystaniemy na tę propozycję?

To oczywiście metafora państwa. Ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych i im współcześni mieli poważne wątpliwości, na ile można ufać Jonesom. Myśl republikańska, stojąca za powstaniem USA, konstytucji i Karty praw, traktuje państwo i jego monopol na stosowanie przemocy niezwykle podejrzliwie. Dlatego amerykańska filozofia społeczna tak wielką rolę przypisuje prawu obywatela do posiadania broni. To nie tylko prawo do obrony przed zbirem. Amerykanie wierzą, że potrzebują własnej broni po to, by móc obronić się przed państwem.

Ta „filozofia społeczna" to po prostu zbiór wierzeń, które tworzą amerykańską tożsamość obywatelską. I choć od uchwalenia Karty praw gwarantującej „prawo osób do posiadania i noszenia broni" (które nie może zostać naruszone przez władze) minęło już prawie 230 lat, a kraj mocno się zmienił, to wciąż blisko połowa obywateli prawo to traktuje doktrynalnie.

Stany Zjednoczone miały chronić praw obywateli, aby więc państwo nie obróciło się przeciwko nim, jego rola od początku została ograniczona do minimum. Mogło realizować jedynie swe fundamentalne zadania, jak tworzenie niezbędnego prawa czy dbanie o bezpieczeństwo (głównie zewnętrzne). Do tego w ramach monteskiuszowskiego podziału władz relacje poszczególnych instytucji państwowych skonstruowano tak, by wzajemnie się blokowały i ograniczały, tworząc system kontroli i równowagi – „checks and balances". Ale nawet to nie gwarantowało poskromienia Lewiatana. Liberalni myśliciele wiedzieli, że w prawie i instytucjach nie można pokładać bezgranicznego zaufania. Dlatego też ostatecznym gwarantem przestrzegania prawa przez samo państwo mają być dobrze uzbrojeni obywatele.

Zresztą Stany Zjednoczone powstały właśnie ze zbrojnego zrywu wobec rządzących. W drugiej połowie XVIII w. osadnicy zbuntowali się przeciwko władzy brytyjskiej. W myśl rodzącej się filozofii prawnonaturalnej uznali, że nie robią tego wbrew prawu, ale właśnie w jego obronie, bo wydedukowali, że ponad prawem stanowionym przez rząd stoją wartości i wolności podstawowe, których żadna władza nie może podważać. Jeśli podniesie na nie rękę, społeczeństwo musi mieć prawo jej tę rękę odstrzelić. Dlatego na propozycje ograniczenia prawa do posiadania broni Amerykanie z pełną powagą pytają: jak w razie czego mamy buntować się przeciwko opresyjnej władzy?

Często mówi się o tzw. amerykańskiej religii obywatelskiej. Czasem mylnie uważa się, że jest to wiara w państwo, ale tak naprawdę to wiara w społeczeństwo. Utopijna, wyśniona Ameryka to naród, a nie rząd. Rząd to właśnie rodzina Jonesów: jest jedynie mniejszym złem, a nie spełnieniem obywatelskich marzeń. Co więcej, amerykańscy liberalni myśliciele, jak choćby Murray N. Rothbard, z którego „Manifestu libertariańskiego" pochodzi metafora Jonesów (przytoczona w tłumaczeniu Witolda Falkowskiego), zdawali sobie sprawę, że Jonesowie nie są wcale najlepszymi z najlepszych, ale wręcz najbardziej agresywnymi i zaborczymi przedstawicielami społeczeństwa. Bo to takich ludzi właśnie przyciąga władza. Dlatego nie powinniśmy wcale ufać im bardziej niż innym, ale raczej szczególnie uważnie patrzeć im na ręce, zakładając na poważnie, że wcześniej czy później postanowią skorzystać z posiadanego monopolu na stosowanie przemocy przeciw interesowi społeczeństwa.

W ten sposób na platońskie pytanie, kto będzie pilnował strażników, John Smith z Alabamy odpowiada: ja i moja spluwa.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W Las Vegas doszło 2 października do masakry, której sprawca zaczął strzelać z broni maszynowej do uczestników koncertu. W związku z tym tragicznym wydarzeniem przypominamy tekst Michała Płocińskiego, jaki ukazał się w kwietniu w "Plusie Minusie".

W końcu ktoś rzuca pomysł: „Niech wszyscy oddadzą całą broń Joemu Jonesowi i jego krewnym. I niech Jones i jego rodzina rozstrzygają wszelkie spory między nami. Będą nas chronić przed agresją i oszustwem ze strony innych. Gdy Jonesowie będą mieli całkowitą władzę i zdolność rozstrzygania sporów, wszyscy będziemy nawzajem chronieni. Zapewnijmy też Jonesom wynagrodzenie za ich usługi". Czy beztrosko przystaniemy na tę propozycję?

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Chwila przerwy od rozpadającego się świata