Lech Kaczyński, ostatni pasażer TU-154M

W trakcie lotu prezydent Lech Kaczyński przechadzał się po pokładzie i rozmawiał z pasażerami. Widać to na ostatnim zdjęciu, które uratowano ze zgliszcz: w czarnym garniturze opiera się o fotel, pod pachą trzyma teczkę z przemówieniem katyńskim.

Aktualizacja: 10.04.2016 18:55 Publikacja: 10.04.2016 00:01

Lech i Maria Kaczyńscy. Ostatnie święta Bożego Narodzenia w pałacu

Lech i Maria Kaczyńscy. Ostatnie święta Bożego Narodzenia w pałacu

Foto: PAP

1

kwietnia, czwartek. Prima aprilis, żarty na bok. Prezydent podpisał 11 ustaw dotyczących m.in. Rady Ministrów, podatku dochodowego, systemu oświaty; ordynację wyborczą do rad gmin, rad powiatów i sejmików województw; mianował również troje zastępców prokuratora generalnego – i przesłał do kontrasygnaty premiera.

– Kiedy prezydent ogłosi swoją decyzję, czy ubiega się o reelekcję? – pytano Władysława Stasiaka, szefa Kancelarii Prezydenta RP. – Stanie się to niebawem, ale nie lada dzień. Do końca wiosny na pewno – odpowiadał. Walka trwała: nawet obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej związano z polityką, bo od miesięcy rozdzielano wyjazdy premiera i prezydenta. Przemysł pogardy działał w najlepsze, a Lech Kaczyński musiał przejść do kontrofensywy, bo czas – jak i sondaże – kurczył się.

Filmowiec Aleksander Mróz – sopocki przyjaciel Kaczyńskich, który po Smoleńsku przygarnął ich suczkę Lulę – wspomina ostatnią rozmowę z prezydentem. – Byłem u Leszka w Wielki Czwartek przed Wielkanocą. Pojechaliśmy ze scenarzystą zawieźć pierwsze sceny „Czarnego czwartku", bo pan prezydent miał objąć ten film patronatem. Około godz. 13 byłem u niego w gabinecie, rozmawialiśmy chyba z godzinę, przyszła Marylka pożegnać się ze mną. Zapytałem: „Leszek, ty się nie boisz lecieć tym samolotem, przecież był remontowany u Ruskich? Pamiętasz to powiedzenie: Rosjanin cię ugości, upije, nóż w plecy wbije, a nad grobem będzie płakać" – opowiadał Mróz w biografii prezydentowej „Dama". Remont samolotu w Samarze skończył się w grudniu 2009 roku, czyli pięć miesięcy przed katastrofą w Smoleńsku. Dlatego Mróz mówi o niej, że była „zaplanowana".

2

kwietnia, piątek. Jak zwykle w tych dniach Lech Kaczyński pojechał – w kolumnie prezydenckich samochodów; towarzyszył mu Paweł Janeczek, szef ochrony, który też zginął w Smoleńsku – do wojskowego szpitala przy Szaserów. Leżała tam chora matka Jadwiga Kaczyńska, która po ciężkim zapaleniu płuc i ataku sepsy miała trudności z oddychaniem.

Jeszcze tydzień wcześniej w stanie śpiączki farmakologicznej leżała podłączona do respiratora, a bracia na zmianę nocowali w szpitalu. Teraz jej stan zaczął się poprawiać, lecz „pierwsza mama IV RP", jak nazywano ją na oddziale kardiologii, wymagała codziennych wizyt najbliższych. Wieczorem Lech Kaczyński wraz z żoną, kardynałem Kazimierzem Nyczem i kilkoma tysiącami wiernych przeszedł ulicami Warszawy w wielkopiątkowej drodze krzyżowej. Trasa wiodła od placu Zamkowego przez Krakowskie Przedmieście do placu Piłsudskiego i krzyża ustawionego na pamiątkę papieskiej mszy z czerwca 1979 roku, bo właśnie przypadała piąta rocznica śmierci Jana Pawła II. Ustawiono tam 12 stację – śmierć na krzyżu. Przebrani za rzymskich żołnierzy mężczyźni odegrali scenę przebicia boku Chrystusa.

Na czele procesji niesiono krzyż, który Jan Paweł II trzymał w ostatniej odprawionej przez siebie drodze krzyżowej. Lech Kaczyński wspominał, że 2 kwietnia 2005 roku był prezydentem Warszawy i wieczorem zarządził włączenie syren w całym mieście. Na zdjęciu w gazecie zobaczył chłopaka samotnie modlącego się pod papieskim krzyżem – tak się wzruszył, że kazał go odszukać i zaprosić do delegacji lecącej z Warszawy do Watykanu.

3

kwietnia, sobota. W Wielką Sobotę przyszedł czas na prezydenckie życzenia: „Niech w tym wyjątkowym czasie w polskich domach zagości radość i pokój. Niech Rzeczpospolita i jej obywatele doświadczą wszelkiego dobra i pomyślności. Niech ten szczególny moment w roku, kiedy symbolicznie odradza się życie, a przyroda budzi się z zimowego uśpienia, przyniesie także nowy początek wszystkim naszym zamierzeniom, doda otuchy i nadziei. Życzymy Państwu pięknych, szczęśliwych, rodzinnych Świąt Wielkiej Nocy. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński z małżonką". I tradycyjnie przygotowali własną święconkę – koszyczek ten sam co zawsze, przybrany bukszpanem; produkty bez przepychu; jajka barwione w łupinkach cebuli.

4

kwietnia, niedziela. Na Wielkanoc Kaczyńscy nie pojechali nad morze: do domu w Sopocie ani posiadłości w Juracie; gdzie mogli być już tylko Leszkiem i Marylką. Cała rodzina została w Warszawie, by czuwać przy babci Dandzie. – Tata był bardzo przejęty zdrowiem babci. Pojechaliśmy razem ją odwiedzić – opowiada Marta Kaczyńska „Plusowi Minusowi". Wieści znów były lepsze, więc można było zanieść do szpitala nieco świątecznych potraw.

Przy stole w Pałacu Prezydenckim, używanym z okazji oficjalnych uroczystości, rozmawiano o prywatnych sprawach. Prezydent wciąż myślał o przemówieniu, które zaprzątało mu głowę. – Nasze rozmowy dotyczyły zbliżającej się wizyty w Katyniu. Pamiętam, że ojciec był szczególnie skoncentrowany na przemówieniu, które miał tam wygłosić. Czułam, że było to dla niego szczególnie ważne wystąpienie – opowiada Marta Kaczyńska.

Prezydent cyzelował słowa, robiąc przy tym to, co zawsze: chodził wte i wewte po pokoju, obracając w ręku drewniany patyczek albo druciany wieszak.

5 kwietnia, poniedziałek. Marta Kaczyńska mamę i tatę ostatni raz widziała w wielkanocny poniedziałek. Drugi dzień świąt chcieli spędzić z mężem u teściów, więc koło południa żegnali się z rodzicami. – Choroba babci i wyjątkowo napięta sytuacja polityczna związana z rozdzieleniem wizyt prezydenta i premiera przez Donalda Tuska i Władimira Putina sprawiały, że nie pomyślałam, że w tamtym czasie tata może przejmować się także moimi sprawami. Okazało się, że jak zwykle myślał o wszystkich. Niedługo przed moim wyjazdem zaskoczył mnie pytaniem o moje plany. Rozstaliśmy się czule. Byłam przekonana, że najpóźniej za tydzień spotkamy się znowu – opowiada Marta Kaczyńska.

Zapamiętała mamę, która smutno macha na pożegnanie przed Pałacem Prezydenckim, bo nie lubiła się rozstawać.

I dziwna rzecz – jak opowiadała Marta Kaczyńska w książce „Moi rodzice" – wcześniej przy herbacie matka niespodziewanie poprosiła córkę, aby przymierzyła jej ślubną obrączkę. Marta nie chciała, przecież to zła wróżba. Obejrzała jednak obrączką i zobaczyła wygrawerowany od wewnątrz napis: „Jan, 1921".

Państwo Kaczyńscy nosili obrączki z rodzinnych zasobów, bo gdy brali ślub – cywilny w 1978 roku w Warszawie, kościelny w 1983 roku w Sopocie – nie stać ich było na własne. Chcieli potem przetopić je na jednolitą parę, lecz stary jubiler nie podjął się zadania, bo nie można „gotować mięsa z rybą". Chodziło o to, że jedna była lichej próby.

A kilka dni później, gdy identyfikowano zwłoki w Smoleńsku, pani prezydentowa została rozpoznana dzięki napisie na obrączce, o którym wiedziała Marta.

Lech i Maria Kaczyńscy zostali w pałacu. Tego popołudnia mogli czytać – pozostawione lektury pokazują znaczenie wizyty w Katyniu. Lech Kaczyński dopiero przeczytał „Zbrodnię katyńską. W kręgu praw i kłamstwa"; zaczął „Wojnę z Rosją" Adama Zamoyskiego. Maria Kaczyńska również wybierała ostatnio historie sowieckich zbrodni na Polakach. W Katyniu miała zresztą wygłosić swoje przemówienie i wspomnieć zamordowanego tam stryja Witolda Mackiewicza.

Wieczorem Kaczyńscy mogli słuchać płyty „Raz dwa trzy" z piosenkami Agnieszki Osieckiej, która została w odtwarzaczu CD.

6

kwietnia, wtorek. I po świętach – prezydent złożył wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie nowelizacji ustawy o wyborze prezydenta. Uznał, że zmiany wprowadzono w sposób przypadkowy i proces legislacyjny nie pokazał ich celu. Zaskarżoną ustawę wycofał potem Bronisław Komorowski, bo TK dopiero szykował się do wyznaczenia daty rozprawy i wniosek nie był jeszcze rozpatrywany.

7

kwietnia, środa. Lech Kaczyński spotkał się z amerykańskim generałem Davidem Petraeusem, szefem Wielonarodowych Sił w Iraku w 2007 roku, pod którego dowództwem służyli polscy żołnierze. Odznaczył go Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej za „wybitne zasługi w rozwijaniu współpracy Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej i Stanów Zjednoczonych", dodatkowo Gwiazdą Iraku za „współdziałanie z Polskim Kontyngentem Wojskowym". Przypomniał, że popiera zwiększenie polskiego kontyngentu w Afganistanie i podjął już stosowną decyzję, bo „na Polskę, jako sojusznika NATO i Stanów Zjednoczonych, można liczyć". Rozmarzył się, że chciałby świata, w którym niepodzielnie panuje pokój, lecz wątpi, by stało się to „doświadczeniem jego pokolenia".

Po południu prezydent rozmawiał z dziennikarzem Łukaszem Warzechą, który od marca przeprowadzał z nim serię wywiadów do książki pod ostatecznym tytułem „Lech Kaczyński – ostatni wywiad". Zdążyli odbyć 11 spotkań, zwykle w salce z kanapami za głównym gabinetem, gdzie można swobodnie usiąść, ale i chodzić dookoła, co prezydent tak lubił. Warzecha mówi „Plusowi Minusowi", że zabrakło czterech, może pięciu spotkań, żeby wywiad rzeka został dokończony. W planach było jeszcze omówienie polityki zagranicznej, w tym relacji z Rosją – akurat w tę środę raz dotknęli trudnego tematu traktatu lizbońskiego i dramatycznych negocjacji w Brukseli. Tej rozmowy obawiał się Maciej Łopiński, szef gabinetu prezydenta, który uczestniczył w rozmowach – czasem też sekretarz stanu Paweł Wypych lub szefowa biura prasowego Anna Kasprzyszak. Akurat w tę środę prezydent i publicysta byli sami. Nagranie ma 1 godzinę i 39 minut.

Tego dnia Donald Tusk w Katyniu spotkał się z Władimirem Putinem. Prezydent Kaczyński wspominał o tym wydarzeniu tylko w prywatnych rozmowach. Oficjalnie wizytę premiera komentował Wypych, który ocenił, że nie przyniosła ona przełomu i zabrakło „wymiernego znaku na drodze do pojednania".

8

kwietnia, czwartek. Lech Kaczyński w Wilnie miał spędzić kilka godzin. Pracownicy prezydenckiej kancelarii opowiadają, że w takich wypadkach wsiadało się do samolotu jak do tramwaju. Tam i z powrotem! Tym razem jakiem-40, bo Tu-154M poleciał z Donaldem Tuskiem do Pragi na spotkanie z Barackiem Obamą.

Prezydenta Polski zaprosiła prezydent Litwy Dalia Grybauskaite. Rozmawiali o wzmocnieniu współpracy obu krajów, także o relacjach z Rosją; także o polityce energetycznej, w tym rafinerii w Możejkach. To była kontynuacja ostatniego spotkania z marca, podczas uroczystości 20. rocznicy niepodległości Litwy, gdy Kaczyński musiał skrócić wizytę z powodu choroby matki; a zapewne i 15 innych wizyt, które złożył w Wilnie jako prezydent!

Wystąpienie Kaczyńskiego to memento. Mówił, że oba kraje muszą dążyć do „bardzo bliskiej współpracy", która „leży w naszym wspólnym interesie, a także w interesie całego regionu". Kilka lat później Jarosław Kaczyński zdradził inne słowa, które skierowano wtedy do prezydenta RP: „Trwa ofensywa rosyjska we wszystkich krajach byłego ZSRR. Pan jest naszą ostatnią nadzieją".

Lech Kaczyński był wtedy Lechasem Kačinskisem, bo litewski Sejm akurat w dniu jego wizyty odrzucił rządową ustawę dopuszczającą pisownię polskich nazwisk zgodnie z ich brzmieniem. Prezydent nie krył swego rozczarowania. Szanował Litwę, ale wiele razy podnosił sporne kwestie dotyczące polskiej mniejszości i ostrzegał, że będą wracać na wokandę!

Andrzej Duda – podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP – wspominał powrót z Litwy. Po całym dniu wszyscy w samolocie zasnęli. Tylko prezydent, Duda i Wypych usiedli w salonce. Kaczyński opowiadał im o przełomie 1989 roku, „Solidarności" i innych wydarzeniach, których był świadkiem, a niekoniecznie spisano je w podręcznikach historii.

W pewnym momencie zapatrzył się w okno i melancholijnie stwierdził, że ma już swoje lata, jego pokolenie wkrótce będzie odchodzić, więc – spojrzał na młodszych współpracowników – „wy jesteście przyszłością polskiej polityki i to na was będzie spoczywał obowiązek, żeby sprawy prowadzić dalej".

Duda i Wypych uśmiechnęli się. – Panie prezydencie, kiedy to będzie? – odpowiedzieli, jakby chodziło o długie lata. Później te słowa powodowały dreszcze, o czym Duda mówił na spotkaniu wyborczym w Bochni, przecież i Kaczyński, i Wypych zginęli w Smoleńsku.

Po powrocie z Wilna Duda przystanął jeszcze na chwilę z Wypychem, swoim serdecznym przyjacielem, na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego. Lech Kaczyński pogroził im palcem i życzliwie skarcił: „Do domu!". To było ich ostatnie spotkanie.

Na dziedzińcu trwało jeszcze zamieszanie, bo część pracowników kancelarii wyruszała samochodami do Smoleńska – podróż miała im zająć półtora dnia.

Tymczasem wieczorem – stały rytuał tych dni – Jarosław Kaczyński perswadował przez telefon bratu, żeby ten do Katynia pojechał pociągiem. – Miałem przeczucie, że nie należy lecieć tym samolotem. I nie mogłem tego w żaden racjonalny sposób uzasadnić. Po wydarzeniach w Gruzji, po tym wszystkim, co się działo. Brat prowadził politykę sprzeczną z interesami Putina. Mówiłem, że istnieje w tej sytuacji pewien poziom ryzyka – wspomina Kaczyński. Mówił, że aby dopiąć swego, zabrakło mu wtedy determinacji albo po prostu zmęczenie wzięło górę.

9

kwietnia, piątek. Marię Kaczyńską odwiedzili w Pałacu Prezydenckim przedstawiciele Polaków z Rosji, Kazachstanu, Białorusi i Ukrainy – największa grupa była ze Smoleńska! – którzy spędzili Święta Wielkanocne w Polsce.

Prezydent szykował się do wizyty w Katyniu. Wezwał swoich współpracowników z kancelarii na odprawę, by porozmawiać o przemówieniu, które szlifował do ostatniej chwili. „Prawda o Katyniu jest fundamentem wolnej Rzeczypospolitej, tak jak katyńskie kłamstwo było fundamentem PRL" – powiedział im wtedy w gabinecie.

Na późniejszym briefingu wystąpili prezydenccy ministrowie (za depeszą PAP): „Jej wymiar symboliczny jest bardzo ważny dla Polski, dla Polaków, dla naszej tożsamości – powiedział o wizycie minister Władysław Stasiak. – Prezydent poprzez uczestnictwo w uroczystościach w Katyniu zamierza oddać hołd polskim oficerom i jeńcom wojennym zamordowanym przez sowiecki reżim komunistyczny, jak również przypomnieć o tej tragedii światu – zaznaczył minister Mariusz Handzlik. Powrót prezydenta do kraju planowany jest na sobotni wieczór".

Plastyk Jan Tomaszewski – brat cioteczny braci Kaczyńskich – pamięta, że jechał do szpitala w odwiedziny do Jadwigi i na Trasie Łazienkowskiej minął się z kolumną prezydencką, która akurat stamtąd wracała. Lech i Jarosław byli obaj u mamy wieczorem, uczestniczyli w odprawie lekarzy. Umówili się, że wracając z Katynia, Lech pewnie zajrzy do szpitala.

Pożegnali się zwyczajnie: „Cześć". Około północy rozmawiali jeszcze przez telefon. Tym razem o świeżych notowaniach prezydenckich: Lech powiedział Jarosławowi, że wzrosły, jednak nie podał skali. – Potem zobaczyłem, że wzrost był większy niż wówczas przypuszczałem – mówił prezes PiS.

Liczby nie kłamią: wedle sondażu TNS OBOP dla TVP na Bronisława Komorowskiego chciało głosować 33 procent badanych, Kaczyński miał 20 procent poparcia. Różnica zmniejszała się, bo w ciągu dwóch miesięcy Komorowski stracił 9 proc., zaś Kaczyński zyskał 7 proc. Tego dnia politycy PiS zapowiedzieli też majową konwencję programową, podczas której – donosiła depesza – Lech Kaczyński miałby ogłosić start w wyborach prezydenckich.

10

kwietnia, sobota. Kolejne połączenie telefoniczne między braćmi było o 6 rano: Lech obudził Jarosława, rozmawiali o zdrowiu mamy. Potem prezydent wsiadł na pokład Tu-154M jako ostatni pasażer.

Po starcie Lech Kaczyński rozmawiał przez telefon satelitarny z opiekującym się matką doktorem Jerzym Smoszną. Ten opowiedział o porannym obchodzie.

Około 8.20 prezydent ponownie zadzwonił do brata. – Informował mnie jak co dzień, jaki był wynik obchodu lekarskiego. Zapytałem go, czy jest już w Smoleńsku. Powiedział, że nie, że jeszcze lecą i że dzwoni z telefonu satelitarnego. Bardzo rzadko go używał. Brat powiedział mi, żebym się przespał, że wszystko jest w porządku. Pamiętam doskonale, że użył określenia: „bo się rozpadniesz". W tym momencie przerwało rozmowę. Jakaś techniczna przerwa. Nie przejąłem się tym – wspomina Jarosław Kaczyński. Zaprzecza, że rozmowa dotyczyła innych spraw: „Tylko ktoś do szpiku kości zdemoralizowany może sądzić, że mogłem mojemu bratu powiedzieć, żeby ryzykował życie. Trzeba naprawdę niezwykłego natężenia złej woli, by coś takiego sugerować".

W książce „96 końców świata" napisano też, że Marta Kaczyńska rozmawiała z ojcem przez cztery minuty. To nieprawda. – W dniu katastrofy nie rozmawiałam z ojcem. W trakcie lotu do Smoleńska tata dwukrotnie telefonował do mojego stryja. Wiem, że rozmawiali na temat stanu zdrowia babci – mówi Kaczyńska.

Wiadomo, że w trakcie lotu prezydent przechadzał się po pokładzie i rozmawiał z pasażerami. Widać to na ostatnim zdjęciu, które uratowano ze zgliszcz: w czarnym garniturze opiera się o fotel, pod pachą trzyma teczkę z przemówieniem katyńskim.

Jadwidze Kaczyńskiej nie powiedziano o katastrofie, aby nie pogorszyć jej stanu. Brak Leszka w szpitalu tłumaczono tym, że z Katynia poleciał do Ameryki Południowej, skąd wraca statkiem i powrót się przedłuża. Odpowiadała, że czeka na niego z ulubionym grejpfrutem.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

kwietnia, czwartek. Prima aprilis, żarty na bok. Prezydent podpisał 11 ustaw dotyczących m.in. Rady Ministrów, podatku dochodowego, systemu oświaty; ordynację wyborczą do rad gmin, rad powiatów i sejmików województw; mianował również troje zastępców prokuratora generalnego – i przesłał do kontrasygnaty premiera.

– Kiedy prezydent ogłosi swoją decyzję, czy ubiega się o reelekcję? – pytano Władysława Stasiaka, szefa Kancelarii Prezydenta RP. – Stanie się to niebawem, ale nie lada dzień. Do końca wiosny na pewno – odpowiadał. Walka trwała: nawet obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej związano z polityką, bo od miesięcy rozdzielano wyjazdy premiera i prezydenta. Przemysł pogardy działał w najlepsze, a Lech Kaczyński musiał przejść do kontrofensywy, bo czas – jak i sondaże – kurczył się.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów