Jan Maciejewski: Szaleństwo i Metoda

W 2001 roku Wojciech Smarzowski zrealizował spektakl Teatru Telewizji „Kuracja". Opowiada on historię młodego psychiatry, który chcąc lepiej poznać sposób funkcjonowania umysłu chorego psychicznie, sam zaczyna symulować schizofrenię i staje się pacjentem szpitala psychiatrycznego.

Publikacja: 19.01.2017 23:01

Jan Maciejewski

Jan Maciejewski

Foto: archiwum prywatne

Końca tej historii łatwo się domyślić. Główny bohater chce w końcu przerwać swój eksperyment i wydostać się ze szpitala, ale im usilniej próbuje udowodnić lekarzom, że tylko symulował chorobę, tym bardziej są oni pewni, iż jest on rzeczywiście chory psychicznie. W pewnym momencie młody psychiatra przypomina sobie sytuację z czasów studiów, kiedy zapytał swojego profesora o to, kiedy zaczyna się klinicznie pojmowane szaleństwo, jak oddzielić normę od choroby, kiedy można z całkowitą dozą pewności orzec o kimś, że cierpi na chorobę psychiczną. W odpowiedzi usłyszał: a kiedy można z czystym sumieniem powiedzieć o człowieku, że jest łysy?

Dominującym uczuciem, z jakim spektakl ten pozostawia widza, jest niepewność. Lęk przed chorobą psychiczną jako powodem całkowitego wykluczenia ze społeczności, formą odhumanizowania, jest czymś charakterystycznym dla czasów, w których żyjemy. Jest to lęk tym głębszy, im bardziej granice tej choroby są rozmyte, a ją samą trudno jest „owskaźnikować".

Szpital psychiatryczny na dalekiej Syberii. Kamera podąża za lekarzem prowadzącym obchód. Banalne rozmowy, podawanie leków, odrapane ściany szpitalnego korytarza. I tytuł tego obrazu, na pierwszy rzut oka tak bardzo kontrastujący z tym, co widzimy na ekranie. „Ikona", niespełna godzinny film dokumentalny Wojciecha Kasperskiego, nie jest próbą zrozumienia szaleństwa, wejścia w świat chorego. Chodzi o to, żeby znaleźć dla choroby psychicznej miejsce w naszym świecie. Wykluczenie, odseparowanie szaleństwa z uniwersum społecznego wynika z naszego lęku przed tym wszystkim, co irracjonalne, niemożliwe do empirycznego zmierzenia i udowodnienia. Chcemy, żeby nasz świat był bezpieczny, zrozumiały. Istnienie choroby psychicznej, którego w zasadzie nie da się wykazać, oddać w obiektywnych miarach i kryteriach, podaje nasz spokój w wątpliwość.

Dlatego, jak w „Historii szaleństwa" pisze Michel Foucault, zdecydowaliśmy się na magiczny gest „oczyszczenia i wyłączenia". Zamykając to, czego nie rozumiemy, za wysokimi murami szpitali psychiatrycznych, zaklinamy rzeczywistość; udajemy, że szaleństwo nie istnieje; albo przynajmniej że nas, tych racjonalnych i rozsądnych, ono nie dotyczy. Wyłączając chorych z naszego świata, oczyszczamy jednocześnie własne sumienia.

Kasperski przez to, co pokazuje na ekranie, ale jeszcze głębiej przez tytuł swojego filmu, przekonuje nas, że popełniamy w ten sposób wielki błąd.

Ikona jest dziełem sztuki, które nie tyle maluje się kolorem, ile pisze światłem. Ikona nie jest obrazem, odzwierciedleniem, ale raczej witrażem. Poprzez nią przebija światło pochodzące z innego porządku. Dlatego postaci występujące na ikonach nie muszą być za każdym razem ładne, ale zawsze są piękne. Tak jak twarze osób występujących w filmie Kasperskiego, zmęczone cierpieniem i odrzuceniem.

Jest w nas, spokojnych, racjonalnych, pełnoprawnych członkach społeczeństwa patrzących na te sceny z bezpiecznego dystansu ekranu, niechęć do zawiązania z nimi wspólnoty. Uznania, że zarówno oni, jak i my jesteśmy w tym samym stopniu „ludzcy". Nie chodzi o to, żeby podważyć istnienie szaleństwa jako jednostki chorobowej, ale o wyznaczenie mu roli, którą powinno pełnić we wspólnocie. Tak jak pełniło ją w kulturze rosyjskiej poprzez instytucję jurodiwych – szaleńców chrystusowych, którzy w społecznym odbiorze funkcjonowali zarówno jako głupcy, jak i prorocy. Bo przecież te dwie funkcje nie muszą się wcale wykluczać.

Tytułem swojego filmu Kasperski zdaje się mówić: uznajcie, że również poprzez chorych świeci boże światło. Nie zamykajcie szaleństwa w cudzysłowie odchylenia od normy, ale wsłuchajcie się w to, co mówi ono o was samych. W końcu w każdym szaleństwie musi być jakaś metoda.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Końca tej historii łatwo się domyślić. Główny bohater chce w końcu przerwać swój eksperyment i wydostać się ze szpitala, ale im usilniej próbuje udowodnić lekarzom, że tylko symulował chorobę, tym bardziej są oni pewni, iż jest on rzeczywiście chory psychicznie. W pewnym momencie młody psychiatra przypomina sobie sytuację z czasów studiów, kiedy zapytał swojego profesora o to, kiedy zaczyna się klinicznie pojmowane szaleństwo, jak oddzielić normę od choroby, kiedy można z całkowitą dozą pewności orzec o kimś, że cierpi na chorobę psychiczną. W odpowiedzi usłyszał: a kiedy można z czystym sumieniem powiedzieć o człowieku, że jest łysy?

Pozostało 82% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Chwila przerwy od rozpadającego się świata