To słowa dość nieuczciwe, gdyż to, że nieprawidłowości w Warszawie wyjaśnić trzeba, nie ulega chyba w państwie prawa najmniejszej wątpliwości. Chodzi natomiast metodę.
Już się wydawało, że państwo znalazło optymalny, efektywny sposób. Mocne zaangażowanie się CBA, a zwłaszcza prokuratury, powołanie specjalnych zespołów śledczych to najlepsze z rozwiązań, pozwalające na wykrycie patologii i ukaranie winnych na drodze sądowej, na podstawie obowiązujących przepisów prawa. Mimo że to zadanie karkołomne i pewnie rozłożone na lata – tyle tych spraw jest.
Pomysł komisji, który wychodzi przecież także od prokuratora generalnego, to spora niekonsekwencja. Bo to tak jakby nie ufał do końca instytucji, której jest zwierzchnikiem, potrzebował czegoś ekstra.
Sporą naiwnością jest przy tym sądzić i przekonywać, że specjalnie umocowana komisja wybrana z politycznego klucza przybliży nas do prawdy szybciej i lepiej niż prokuratura i sądy. Przewrotnie może prowadzić do konfliktu, i niekonsekwencji na tej linii. Co bowiem, jeśli ustalenia śledczych będą inne niż ustalenia komisji?
Co więcej, czy owa komisja nie skieruje sprawy, która jest właściwa dla organów ścigania, na ślepy polityczny tor? A cała energia pójdzie nie w rozliczenie dzikiej reprywatyzacji, ale w polityczne przepychanki, oraz spory proceduralne, sądowe, dotyczące podstaw, umocowania działania samej komisji etc. I to, co powinno być rozwiązane w zgodzie z literą prawa, przekształci się w długotrwałą awanturę, a pomysłodawcy z mównic sejmowych oraz sądowych będą bronić idei działania samej komisji, zapominając z czasem, co było istotą jej powołania.