Haszczyński: Żmudna walka z „polskimi obozami”

Walka z „polskimi obozami" jest bardzo trudna. Piszę to jako człowiek mocno doświadczony. 11 lat temu redakcja „Rzeczpospolitej" wraz z ówczesnym ministrem spraw zagranicznych Adamem Rotfeldem rozpoczęła akcję przeciwko tym kłamliwym określeniom pojawiającym się zadziwiająco często w zagranicznych mediach.

Aktualizacja: 14.02.2016 20:58 Publikacja: 14.02.2016 19:16

Jerzy Haszczyński

Jerzy Haszczyński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Po sukcesach przychodziły porażki. Najboleśniejszą zafundował nam Barack Obama, który użył określenia „polskie obozy" podczas uroczystości pośmiertnego nadania Medalu Wolności Janowi Karskiemu, który bezskutecznie próbował poinformować Zachód o okrucieństwie Niemców w założonych przez nich obozach.

„Polskie obozy" pojawiają się do dziś, ponad sto razy rocznie, w tym nawet w mediach niemieckich. A kanadyjscy historycy dołożyli jeszcze szokujące określenie „polskie SS", co dowodzi, że z wykształceniem historycznym mają problem nie tylko dziennikarze.

Niestety, wizja drugiej wojny światowej powstała na Zachodzie wtedy, gdy Polska jako PRL nie mogła uczestniczyć w jej kształtowaniu. W najprostszej wersji sprowadza się ona do tego, że sprawcami byli naziści nieznanej narodowości, a już na pewno nie kojarzący się z Niemcami. Obozy zaś powstawały na terenie Polski (kogo obchodzi, że w okupowanej przez Niemców), czyli są polskie.

Zazwyczaj pod wpływem polskich protestów autorzy i redakcje wycofują się z tych określeń, dokonują zmian w internecie, nawet piszą przeprosiny. Ale można być pewnym, że zaraz znowu gdzieś na świecie się ono pojawi, bo prawda historyczna nie trafia do masowego odbiorcy.

W pierwszym komentarzu związanym z naszą akcją wezwałem do wytaczania procesów mediom, które drukują kłamstwa. W „Rzeczpospolitej" skupiliśmy się jednak nie na działaniach prawnych, lecz na edukacji. Wysyłaliśmy listy do redakcji, które pisały o „polskich obozach", i tłumaczyliśmy, dlaczego jest to określenie nie tylko kłamliwe, ale również obraźliwe dla Polaków, i skłanialiśmy do sprostowań. Podobnie postępowali polscy dyplomaci.

Teraz minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiada, że używanie określenia „polskie obozy" będzie ustawowo karane, grzywną lub nawet więzieniem. Można się spodziewać, że w polskich sądach pojawią się pozwy przeciwko zagranicznym redakcjom (pierwsze już są, jeden wytoczył niemieckiej telewizji publicznej ZDF sędziwy więzień Auschwitz rok temu, ale z braku odpowiedniej ustawy – z artykułów kodeksu cywilnego o obronie dóbr cywilnych).

Mimo bolesnych doświadczeń walki z „polskimi obozami" uważam, że karanie więzieniem nie jest dobrym pomysłem. Groźba kary pieniężnej to odpowiedniejsze narzędzie. Najlepszym zaś wciąż jest żmudna praca edukacyjna i poszukiwanie wpływowych sojuszników w zwalczaniu nieprawdy o drugiej wojnie.

Po sukcesach przychodziły porażki. Najboleśniejszą zafundował nam Barack Obama, który użył określenia „polskie obozy" podczas uroczystości pośmiertnego nadania Medalu Wolności Janowi Karskiemu, który bezskutecznie próbował poinformować Zachód o okrucieństwie Niemców w założonych przez nich obozach.

„Polskie obozy" pojawiają się do dziś, ponad sto razy rocznie, w tym nawet w mediach niemieckich. A kanadyjscy historycy dołożyli jeszcze szokujące określenie „polskie SS", co dowodzi, że z wykształceniem historycznym mają problem nie tylko dziennikarze.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jarosław Kaczyński podpina się pod rolników. Na dłuższą metę wszyscy na tym stracą
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Czy rekonstrukcja rządu da nowe polityczne paliwo Donaldowi Tuskowi
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem