Czytaj więcej:
Niedowierzanie? Szok, że ludzi na coś takiego stać? Nie bądźmy naiwni, takie postawy towarzyszą polskiej polityce nie od piątku. Można sobie wyobrazić, że gdyby rok temu w sytuacji, która spotkała Andrzeja Dudę, znalazł się ówczesny prezydent Bronisław Komorowski, to i pod jego adresem na Facebooku czy Twitterze posypałyby się komentarze wyrażające ubolewanie, że wyszedł z wypadku cały i zdrowy.
W Polsce hejting nie ma względu na opcję polityczną. Dziś po obu stronach barykady jest lud, który bezkrytycznie traktuje swoich wybrańców, natomiast wyraża pogardę i nienawiść wobec ich przeciwników. To jednak zakrawa na zjawisko bardziej obyczajowe niż polityczne.
Tymczasem problem tkwi w czym innym – znaczenie ma to, że tak się zachowują nie tylko jacyś anonimowi internauci (a właściwie coraz mniej anonimowi, bo przecież wielu z nich nie wstydzi się zamieszczać w sieci swoich zdjęć), lecz również osoby opiniotwórcze. One bowiem kształtują normy zachowań w życiu publicznym. W tym przypadku chodzi o skutki naruszania tabu, zacierania granicy między dobrem a złem. A to już jest domena lewicy kulturowej.
Niedościgłym mistrzem takich działań pozostaje Jerzy Urban. Ze względu na podeszły wiek dawny rzecznik junty Wojciecha Jaruzelskiego coraz rzadziej się odzywa, lecz ma przecież swoich kontynuatorów. Wśród jego pojętnych uczniów znaleźli się i ludzie z liberalnych salonów.
Można przypomnieć Janusza Palikota, który, będąc jeszcze czołowym politykiem Platformy Obywatelskiej, brutalnie drwił po katastrofie smoleńskiej z żałobników zgromadzonych pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim. Takie zachowania bynajmniej nie spotykały się z protestami ze strony autorytetów ożywiających się na każdy przejaw „mowy nienawiści”.