Dużo emocji towarzyszyło prezentacji założeń projektu nowej ustawy reprywatyzacyjnej. Przedstawiono je w środę na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Uregulowania Stosunków Własnościowych. To konkurencyjna propozycja do projektu Ministerstwa Sprawiedliwości. Uczestnicy posiedzenia nie szczędzili krytyki obu projektom.
Do wyboru dwie ścieżki
W posiedzeniu zespołu uczestniczyli nie tylko parlamentarzyści, ale i prawnicy, eksperci, przedstawiciele dekretowców, ziemian. Przysłuchiwali się również reprezentanci ambasad: USA, Wielkiej Brytanii i Australii. Nie było za to nikogo z Ministerstwa Sprawiedliwości, do którego też wysłano zaproszenia.
– Nasza propozycja będzie alternatywą dla projektu wiceministra Patryka Jakiego – mówił poseł Bartosz Jóźwiak (Kukiz'15), przewodniczący zespołu. – Chcemy, by w pracach nad naszym projektem uczestniczyły wszystkie zainteresowane środowiska. Jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje. Mamy nadzieję, że uda się wypracować kompromis. Nie chcemy też zaogniać międzynarodowych konfliktów. I to nas przede wszystkim odróżnia od MS – podkreślał poseł Jóźwiak.
Założenia projektu przygotował na zlecenie zespołu parlamentarnego Instytut Przedsiębiorczości i Rozwoju.
– Proponujemy dwie ścieżki dla dawnych właścicieli i ich spadkobierców – mówił Marek Kułakowski, prezes tego instytutu. – Mogą oni w ciągu sześciu miesięcy od daty wejścia w życie ustawy wystąpić do sądu ze swoimi roszczeniami i żądać zwrotu w naturze lub odszkodowania. A jeżeli nie chcą tego robić, bo np. nie mają żadnych szans na wygraną, mogą skorzystać z ustawy reprywatyzacyjnej i wtedy dostaną rekompensatę w wysokości 20 proc. wartości zabranych im nieruchomości [więcej: patrz ramka] – tłumaczył. – Pieniądze na wypłaty mają pochodzić ze sprzedaży nieruchomości SP oraz samorządowych (zabranych na podstawie dekretów), którymi zajmie się specjalnie powołana do tego spółka.