Chociażby wyglądem, wielkością. Na świecie dotychczas rozpoznano ok. 20 tys. gatunków pszczół. W Polsce – prawie 500. Co więcej, obserwujemy różne przejawy stylu życia. Pszczoły miodne i trzmiele są przykładem owadów społecznych. Ale mamy też samotnice, które żyją parami – rola samca ogranicza się tu do kopulacji, samica zajmuje się zaś budowaniem gniazda, znosi dla potomstwa pyłek itp.
Wróćmy do masowego wymierania pszczół. Czy rzeczywiście jest się czego obawiać?
Tak, chociaż w Polsce nie jest pod tym względem aż tak źle. Dajemy radę. Większy problem mają chociażby Stany Zjednoczone, Izrael... Wszystkie te kraje, w których na masową skalę stosowane są środki chemiczne do ochrony roślin. Szczególne niebezpieczne są neonikotynoidy, które uszkadzają system nerwowy. Zatrute pszczoły błądzą, nie mogą wrócić do gniazda bądź ula i w rezultacie giną. Środki chemiczne to główna przyczyna tego zjawiska.
A co to oznacza dla cywilizacji?
Bez pszczół miodnych nie będzie chociażby jabłek. Jabłonie w ponad 90 proc. są zapylane właśnie przez te owady. Z kolei bez pszczół dziko żyjących nie byłoby na przykład roślin pastewnych, takich jak lucerna czy koniczyna. W Polsce mamy obecnie ponad milion rodzin pszczelich. Do pełnego zapylenia roślin potrzebne jest ok. 1,5 mln rodzin. Nie ma więc powodu do dużego niepokoju. Choć trzeba też dodać, że produkcja miodu jak na nasze potrzeby konsumpcyjne jest niewystarczająca. Dlatego jesteśmy zmuszeni sprowadzać miód, głównie z Chin, Ukrainy, Bułgarii... Powinniśmy zwiększyć liczbę pasiek albo powiększyć już istniejące. Zwłaszcza tzw. pasieki towarowe, w których miód produkowany jest na dużą skalę.
—rozmawiał Łukasz Lubański