To już stało się standardem, że po wyborach nowa ekipa zaczyna swoje urzędowanie od pomysłu na gruntowną reformę wybranego segmentu administracji. Jak uczy historia, nie zawsze przynosi to deklarowane przez polityków efekty. Przykładem niech będzie połączenie nadzorów bankowego, ubezpieczeniowego i giełdowego w 2006 r. za czasów premiera Marcinkiewicza, które z założenia miało poprawić nadzór nad rynkiem finansowym, ale nie zapobiegło aferze Amber Gold, która rozpętała się trzy lata później. Podobne pomysły miał rząd Donalda Tuska, który w 2010 r. chciał połączyć wszystkie możliwe inspekcje, w tym handlową, weterynaryjną, sanepid i nadzór budowlany pod dachem wojewody. Na szczęście te pomysły nie wypaliły. W ostatnich latach ta metoda na zarządzanie pracownikami administracji publicznej wraca ze zdwojoną siłą. W 2016 r. reforma służby cywilnej przeprowadzona przez rząd Beaty Szydło spowodowała, że z dnia na dzień kilkadziesiąt tysięcy urzędników państwowych straciło swoje posady zdobyte w konkursach. Większość odzyskała pracę na nowych zasadach, jednak część wieloletnich pracowników administracji publicznej musiała pożegnać się z pracą. Na początku 2017 r. reforma edukacji, z mocy prawa, zmiotła stanowiska wielu nauczycieli gimnazjalnych, którzy teraz muszą wyrabiać pensum w kilku placówkach. W połowie 2017 r. podobny los, też z mocy prawa, spotkał pracowników skarbówki i celników. W wyniku połączenia tych służb część pracowników straciła zatrudnienie, inni zostali przeniesieni ze stanowisk mundurowych na cywilne. Stracili prestiż, przywileje i zarobki. Teraz się okazuje, że prawdopodobnie ta reforma została przeprowadzona za szybko i część byłych już celników odzyska prawo do noszenia munduru.

Miejmy nadzieję, że rząd premiera Mateusza Morawieckiego nie rozkręci kolejnej karuzeli stanowisk. Urzędnicy nie będą wówczas mieli czasu na wykonywanie swoich obowiązków, a będą musieli znowu skupiać się na utrzymaniu swoich stołków. A przecież stabilność pracy w administracji publicznej od lat była argumentem w kontrze do zarzutów o niskie zarobki na państwowych posadach.