Korespondencja z Soczi
Była piąta minuta doliczonego czasu gry, gdy Kroos ustawił piłkę, by wykonać rzut wolny tuż zza bocznej linii pola karnego. W powtórkach oglądanych w zwolnionym tempie widać dokładnie, jak mało ma miejsca na celny strzał. Widać, jaką rotację musi nadać piłce, by ta przeleciała obok muru, nad szwedzkim bramkarzem Robinem Olsenem i wpadła do siatki.
Te wszystkie niuanse, zawiłości techniczne arcytrudnego uderzenia można dostrzec dopiero w zwolnionym tempie. Z trybun stadionu w Soczi wyglądało to tak, jakby Kroos podszedł i po prostu kopnął piłkę do siatki. Jakby nie czuł presji i zmęczenia szalonym meczem, w którym od 32 minuty po golu Oli Toivonena, mistrzowie świata musieli odrabiać straty, a ostatni kwadrans grali w dziesięciu, po tym jak polski sędzia Szymon Marciniak wyrzucił z boiska Jerome'a Boatenga. Tym strzałem Kroos uratował Niemcom mundial.
Pod ścianą
Trzech z ostatnich czterech mistrzów świata odpadło w fazie grupowej kolejnego turnieju. W 2014 roku Hiszpania, cztery lata wcześniej Włosi, w 2010 roku wyjątek od reguły zrobiła Brazylia, która dotarła do ćwierćfinału, a w 2002 do fazy pucharowej nie awansowała Francja. W historii mistrzostw obrońca tytułu tylko pięć razy nie przebrnął pierwszej fazy, ale ostatnio stało się to niemal regułą.
Powody były różne, ale najczęściej powtarzanym było wypalenie starej gwardii, nasycenie sukcesami. Trener Niemców Joachim Loew jakby świadom tego, mocno przewietrzył skład. Inna sprawa, że wielu zwycięzców sprzed czterech lat skończyło po triumfie w Brazylii kariery, np. Lukas Podolski, Miroslav Klose czy kapitan Philipp Lahm.