Linia była zmuszona do odwołania 1,4 tys. rejsów, w wyniku czego ucierpiało 180 tys. pasażerów. Air France tym razem jednak był znacznie lepiej zorganizowany, niż podczas jesiennego strajku pilotów, kiedy rozkład lotów musiał być okrojony przez 2 tygodnie. Mimo, że w drugiej części strajku pracy odmówiło już 37 proc. personelu pokładowego, to jednak udało się wykonać 80 proc. lotów blisko i średniodystansowych i 90 proc. długodystansowych.

Air France jednak przyznał w komunikacie prasowym, że część samolotów latała ze względów bezpieczeństwa z mniejszą liczbą pasażerów, ponieważ niemożliwe było zapewnienie pełnej obsady na pokładzie.

Teraz zarząd zaprosił związkowców na kolejną rundę negocjacji - od 24 sierpnia, na zakończenie szczytu urlopowego, wyraźnie chcąc zapewnić w firmie spokój społeczny w szczytowym okresie przewozów.

Związkowcy ze swojej strony uznali, że takie zaproszenie stwarza pewną nadzieję, ale i tak pozostaje główna przyczyna protestów: czas obowiązywania nowego układu zbiorowego. Strona społeczna chce, aby ten, który obowiązuje obecnie został przedłużony o 11 miesięcy, zarząd utrzymuje, że na takie rozwiązanie firmy nie stać i oferuje tylko 4 miesiące przedłużenia.

- No cóż, nam nie chodziło o dużo, wystarczyło tylko zgodzić się na nasze warunki i konflikt byłby zażegnany. Air France wybrał inną drogę i stracił 90 milionów euro mówiła w Euronews Christelle Auster, sekretarz generalny lewicowego związku SNPNC-FO. Z kolei Jean-?arc Quatrttrochi, szef drugiego strajkującego związku- UNAC zapewnia, że też jest gotów do negocjacji, ale to wcale nie oznacza, że nie będą ostro protestować.-Uzgodnimy to w odpowiednim czasie- powiedział.