- Wystąpiliśmy do sądu pracy w Monachium o nakaz powstrzymaniu strajku. Niestety, sąd stanął po stronie protestujących pilotów - powiedział „Rzeczpospolitej” Boris Kukulski, rzecznik Lufthansy.

Liczba pasażerów, którzy ucierpią z powodu odwołanych lotów od 23 listopada z jednodniową przerwą w ostatni poniedziałek - sięgnie we środę pół miliona. Strajk zmusił do odwołania 4,5 tys. rejsów. Tylko w ciągu tych dwóch dni nie wystartowało 51 rejsów Lufthansy między Niemcami i Polską. W najlepszej sytuacji są pasażerowie wylatujący z Warszawy, bo mogę, w miarę możliwości skorzystać z oferty LOTu.

Każdy dzień protestu to 10 mln euro straty dla przewoźnika. Ale - jak przekonuje członek zarządu niemieckiego przewoźnika Harry Hohmeister - katastrofą byłoby wyrażenie zgody na żądania związkowców z Vereinigung Cockpit, którzy domagają się podwyżki o 3,7 procent wstecznie od wiosny 2012 roku. - To oznaczałoby wzrost płac pilotów o około 20 procent. Tego żadna firma nie udźwignie - mówi Hohmeister.

Zarząd LH zaoferował podwyżkę w wysokości 4,4 procent rozłożoną na 2 lata. Poprzednia oferta zakładała podwyżkę w wysokości 2,5 procent, również w 2 lata.

Sytuacja jest patowa. Obydwie strony nie są gotowe na ustępstwa. Pasażerowie zastanawiają się, czy np. w przyszłym tygodniu Lufthansa już poleci. A konkurencja niemieckiej linii wykorzystuje  jej trudną sytuację i wysyła własne oferty.