Horngacher: Daliśmy pokaz pięknego skakania

Stefan Horngacher, trener złotej drużyny polskich skoczków po zwycięskim konkursie.

Aktualizacja: 05.03.2017 19:29 Publikacja: 05.03.2017 19:21

Stefan Horngacher

Stefan Horngacher

Foto: PAP, Grzegorz Momot

Rzeczpospolita: Dobrze wyszło z tym obniżeniem belki startowej przed pierwszym skokiem Piotra Żyły. Czemu zdecydował się pan to zrobić?

Stefan Horngacher: Widziałem, że seria próbna zaczęła się od belki nr 8, lecz jury zadecydowało, by zacząć rywalizację od belki nr 10, co wedle mojej opinii mogło spowodować za dużą prędkość skoczków na rozbiegu. I rzeczywiście, Markus Eisenbichler i Michael Hayboeck skoczyli daleko, więc pomyślałem, że warto obniżyć tę belkę. To zawsze jest ryzyko, ponieważ musisz mieć pewność, że ten ruch coś przyniesie. Ja wiedziałem, że Piotrek jest w dobrej formie i dzięki temu mieliśmy małą przewagę na starcie.

Znani komentatorzy, tacy jak Martin Schmitt, szybko zaczęli mówić, że Polacy skaczą w swojej lidze, reszta walczy o drugie miejsce, że po skoku Maćka Kota konkurs dla innych się skończył...

W pierwszej serii tak było. Była ona rozegrana w stabilnych warunkach, niemal bez wiatru i daliśmy pokaz pięknego skakania, a ważny był każdy skok. Dawid Kubacki oddał w Lahti wiele dobrych skoków, ale ten pierwszy w konkursie drużynowym był chyba najlepszy, zostawiony na właściwy czas. A pierwszy skok Maćka był po prostu bombowy.

Dla pana koniec nastąpił dopiero po ósmej próbie?

Z zewnątrz łatwo wystawiać ogólne opinie. Gdy stoisz na wieży, jesteś zdenerwowany do ostatniego skoczka. Pojawia się wiatr, natychmiast rośnie niepewność i widzieliśmy to w drugiej serii: Eisenbichler skoczył daleko, Piotrek Żyła dobrze, ale nie tak, byśmy byli spokojni. Zawody miały nagłe zwroty, Niemcy odpadli, Norwegia wróciła na podium. Dopiero przy naszym prowadzeniu z przewagą 20–25 punktów byłem pewien, że to Kamilowi wystarczy.

Jak ustalał pan kolejność skoczków?

Zawsze zaczynamy od Piotra, kolejność na drugim miejscu tym razem zmieniliśmy, zwykle w drugiej serii skakał Maciej, tym razem Dawid. Do tej zmiany nie przywiązywałbym wielkiej wagi.

Jak określiłby pan znaczenie dla sukcesu takich elementów jak taktyka i szczęście?

Szczęścia to my w tym sezonie za bardzo nie mieliśmy. Wiele razy moi zawodnicy musieli skakać w złych warunkach. Ale ja na to nie patrzę. Albo robimy coś dobrze, albo nie. Najważniejsze, że utrzymujemy się na bardzo wysokim poziomie. Musimy działać wspólnie i utrzymywać dyscyplinę wewnątrz zespołu.

Ma pan plan, jak powiększyć grupę mocnych skoczków?

Nie brakuje zdolnej młodzieży. Mamy naprawdę dobrych juniorów. Drużyna była blisko medalu na ostatnich mistrzostwach świata. Są problemy z kadrą B. Zbadamy dlaczego i postaramy się opracować dla nich lepszy system pracy. Wiele zależy od samych zawodników. Muszą być profesjonalistami, chcieć się rozwijać, a oni być może nie zawsze pokazują pełen profesjonalizm.

Aleksander Zniszczoł, Klemens Murańka, Jakub Wolny za młodu wygrywali ze Stefanem Kraftem, Andreasem Wellingerem i Danielem-Andre Tande. Uda się im dojść do poziomu dawnych kolegów?

Nie można ich stracić. Mają naprawdę duże możliwości. Spróbujemy wszystkiego, ale potrzebujemy czasu. Severin Freund jest dobrym przykładem: był mistrzem świata juniorów w drużynie, ale kiedy zaczął skakać z seniorami, szło mu kiepsko. Stawał się jednak coraz lepszy, potrzebował czterech, pięciu lat, żeby stać się skoczkiem na miarę zwycięstwa w Pucharze Świata. Przed naszymi młodymi zawodnikami jest podobna, długa i trudna droga.

Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner stwierdził, że kolejny rok polskich skoków będzie jeszcze lepszy. Zgadza się pan?

Zawsze jestem optymistą, tym bardziej że mistrzostwa świata to nie jest koniec naszej drogi. Wciąż widzę wiele do zrobienia, wiele możemy poprawić. Będziemy po prostu pracować na rzecz przyszłości, ale przecież wszyscy wiemy, że w skokach nie ma gwarancji stałych sukcesów.

Co powinien pan zrobić, by powtórzyć sukces z Lahti w Pjongczangu?

Do startu olimpijskiego jest dużo czasu, wiele treningów, wiele zmian w sprzęcie, więc nie myślę o Pjongczangu. Jest na to za wcześnie.

Rzeczpospolita: Dobrze wyszło z tym obniżeniem belki startowej przed pierwszym skokiem Piotra Żyły. Czemu zdecydował się pan to zrobić?

Stefan Horngacher: Widziałem, że seria próbna zaczęła się od belki nr 8, lecz jury zadecydowało, by zacząć rywalizację od belki nr 10, co wedle mojej opinii mogło spowodować za dużą prędkość skoczków na rozbiegu. I rzeczywiście, Markus Eisenbichler i Michael Hayboeck skoczyli daleko, więc pomyślałem, że warto obniżyć tę belkę. To zawsze jest ryzyko, ponieważ musisz mieć pewność, że ten ruch coś przyniesie. Ja wiedziałem, że Piotrek jest w dobrej formie i dzięki temu mieliśmy małą przewagę na starcie.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową