Niemcy sprowadzają Francję do poziomu Polski

W Paryżu z trudem ukrywają zawód umową koalicyjną CDU/CSU-SPD. Nie będzie Unii dwóch prędkości, a z reformy strefy euro Macrona pozostają symbole.

Aktualizacja: 10.02.2018 09:27 Publikacja: 08.02.2018 17:33

Niemcy sprowadzają Francję do poziomu Polski

Foto: AFP

Emmanuel Macron na ten dzień czekał od maja. Bez nowego rządu w Berlinie nie ma przecież mowy o wprowadzeniu w życie jego planu „odnowy Europy”, w tym powołaniu osobnego budżetu dla strefy euro oraz parlamentu i ministra finansów.

– Prezydent w gronie współpracowników miał powiedzieć, że jeśli w koalicji rządowej będą liberałowie z FDP, jest martwy. Tak przynajmniej ożył. Ale umowa koalicyjna jest dla Macrona niemiłym zaskoczeniem – mówi „Rz” Yves Bertoncini, dyrektor prestiżowego paryskiego Instytutu Jacques’a Delorsa.

Co prawda 177-stronicowa umowa rozpoczyna się od apelu o budowę silnej Europy oraz ożywienia partnerstwa z Francją, ale zaraz po tym jest osobny paragraf o strategicznym znaczeniu stosunków z naszym krajem. Niespodziewanie Polska Jarosława Kaczyńskiego, od przeszło dwóch lat stale krytykowana przez Paryż i inne zachodnie stolice, znalazła się na równi z Francją Macrona, który lansuje się jako odnowiciel integracji. Co więcej, w dokumencie ani razu nie zostały wymienione ani Włochy, ani Hiszpania, z którymi François Hollande próbował budować dyrektoriat „wielkiej czwórki” Unii.

– Szok wśród francuskich dyplomatów jest tak duży, że pocieszają się, że Polsce poświęcono w umowie koalicyjnej mniej linijek niż Francji i że paragraf o Francji jest przed paragrafem o Polsce – mówi Bertoncini.

Jednak taki układ, który zapewne został wpisany na żądanie Angeli Merkel w zamian za oddanie SPD kluczowych ministerstw Finansów i Spraw Zagranicznych, oznacza, że Paryż musi zapomnieć o budowie „małej Unii” wokół strefy euro: Berlin zadba, aby wszystkie znaczące projekty były budowane w ramach Wspólnoty 27 krajów.

– Z planu Macrona pozostaną zmiany techniczne i symboliczne. Spodziewam się dokończenia budowy unii bankowej (gwarancje wkładów), przekształcenia Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego w Europejski Fundusz Walutowy na wypadek powtórki kryzysu. Zamiast osobnego budżetu będzie tylko linia dla krajów Eurolandu w ramach ogólnego budżetu, co zresztą było już za czasów Jacques’a Delorsa (przewodniczący Komisji Europejskiej w latach 1985–1995), zaś pomysł powołania osobnego parlamentu dla krajów unii walutowej zostanie sprowadzony do osobnej podkomisji w europarlamencie – uważa Bertoncini.

Daniel Gros, dyrektor znanego brukselskiego Centrum Europejskich Studiów Politycznych (CEPS), potwierdza w rozmowie z „Rz”: z planu reformy strefy euro Macrona zostanie niewiele. Nikt w Berlinie, ale także w Paryżu, nie zgodzi się na finansowanie wartego setki miliardów euro rocznie budżetu, bo SPD także czuje się związana limitem deficytu budżetowego w Niemczech (0,35 proc. PKB). Umowa koalicyjna co prawda przewiduje niewielkie (45 mld euro przez cztery lata) zwiększenie w Niemczech wydatków na infrastrukturę, zdrowie, edukację. Ale anonsowanie tego jako „koniec epoki zaciskania pasa” jest nadużyciem, bo ta epoka skończyła się kilka lat temu. Być może dla Macrona powołanie teraz symbolicznych instytucji bez realnych kompetencji, jak minister finansów strefy euro, ma być pierwszym krokiem, aby za 30 lat nabrały one realnego znaczenia – zastanawia się Gros.

Zdaniem Yves’a Bertonciniego Niemcy zdecydowały się na przyznanie Polsce tak dużego znaczenia, bo chcą pozostać w centrum Europy, a nie znowu być krajem granicznym. Berlin gra na długą metę, także z myślą o czasach, gdy PiS nie będzie już u władzy.

– Jean-Claude Juncker mówi za Janem Pawłem II, że zjednoczona Europa musi oddychać dwoma płucami – zachodnim i wschodnim. Tak też uważają Niemcy. To jest coś, z czego tu, we Francji, niewielu zdaje sobie sprawę. Musimy tę lekcję odrobić – przyznaje dyrektor Instytutu Delorsa.

Zbliżeniu z Polską sprzyjają także zapisy umowy dotyczące emigracji: do tysiąca miesięcznie ograniczono liczbę uchodźców przyjmowanych w ramach łączenia rodzin. Umowa osłabia także zapisy o ograniczeniu emisji CO2, podczas gdy Warszawa wciąż stawia na węgiel.

W środę, gdy była podpisywana umowa koalicyjna, w Strasburgu za sprawą posłów CDU/CSU Macron poniósł inną porażkę – nie przeszedł jego pomysł ogólnoeuropejskiej listy w wyborach do europarlamentu w maju 2019. Tak miało być wybranych 78 eurodeputowanych pozostawionych po Wielkiej Brytanii.

Emmanuel Macron na ten dzień czekał od maja. Bez nowego rządu w Berlinie nie ma przecież mowy o wprowadzeniu w życie jego planu „odnowy Europy”, w tym powołaniu osobnego budżetu dla strefy euro oraz parlamentu i ministra finansów.

– Prezydent w gronie współpracowników miał powiedzieć, że jeśli w koalicji rządowej będą liberałowie z FDP, jest martwy. Tak przynajmniej ożył. Ale umowa koalicyjna jest dla Macrona niemiłym zaskoczeniem – mówi „Rz” Yves Bertoncini, dyrektor prestiżowego paryskiego Instytutu Jacques’a Delorsa.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany